1

1.1K 60 2
                                    

Zacisnąłem powieki, chroniąc się przed jasnością świata zewnętrznego. Zarzuciłem kołdrę na twarz, mając nadzieje, że ktokolwiek tu jest, zaraz sobie stąd pójdzie, zostawiając mnie w mojej ciemnicy.

- Kuba, kurwa, wstawaj! Wiesz która jest godzina? Albo w ogóle który mamy dziś dzień, miesiąc czy rok?

- Daj mi spokój, Krzychu. - nie miałem jednak siły, żeby utrzymać pościel, którą w końcu wyrwał mi z ręki.

Byłem zmuszony otworzyć oczy i zmierzyć się z codziennością.

- Co się z Tobą dzieje? - wzruszyłem ramionami. - Już pieprzę fakt, że wyłączyłeś telefon, rozumiem, chcesz się odciąć od sociali. - patrzyłem jak zbiera z podłogi moje brudne ubrania, puszki po piwie i opakowania z pizzy, które zalegały tu już dość długo. - Ale od miesiąca nie ruszasz się z domu. Nie wiem nawet czy z łóżka wychodzisz. Kiedy ostatni raz byłeś na świeżym powietrzu, hm?

- Cóż... nie pamiętam.

Nie miałem najmniejszej ochoty na... nic. Nie gotowałem, bo pizza była szybszą opcją, nie sprzątałem, bo i tak mieszkałem sam, nie pisałem piosenek, bo nie miałem skąd czerpać inspiracji, nie wychodziłem z domu, bo wszędzie czaili się fani, nie rozmawiałem ze znajomymi ani rodziną, bo oceniali mnie jak szmatławce.

Nie wiem czy ostatnie miesiące można nazwać "życiem". Ja po prostu istniałem, bo tak było prościej. Uciekłem od problemów, od fanów, od wykreowanego Quebonafide i nie miałem żadnej chęci, by wrócić.

- Już wolałem jak co drugi dzień piłeś i przyprowadzałeś z klubu laski, które potem pieprzyłeś. - ta, miałem też taki moment, zaraz po trasie Eko. Można powiedzieć, że wykorzystałem swój wizerunek dla własnych korzyści, co niestety nie raz odbijało się na niewinnych dziewczynach, liczących na coś więcej, którym chcąc nie chcąc musiałem "złamać serce". Alkohol też powoli stawał się moim wrogiem, bo mimo że nie wychodziłem do żadnych barów czy pubów, to i tak piłem co noc. - Wtedy przynajmniej było w tobie choć trochę życia, chęci, by chociaż wziąć prysznic i wyjść ze znajomymi.

- Przyszedłeś prawić mi kazania? Wystarczy, że braciak wpada co dwa dni i podobnie pieprzy. - miałem dość oceniających mnie przyjaciół, potrafiłem poradzić sobie sam, po prostu potrzebowałem jeszcze trochę czasu.

- Koniec tego, Kuba. - przysiadł na moim łóżku. - Pomożemy Ci, jak zawsze. - powiedział już znacznie łagodniej niż wcześniej, klepiąc mnie po nogach, a ja posłałem mu uśmiech, ciesząc się, że mam w nim takie wsparcie praktycznie od zawsze.



od razu lecimy z pierwszym rozdziałem

romantic psycho • quebonafide ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz