7

721 48 1
                                    

- Zadzwonię do niej. - mama sięgnęła po telefon. - Mam nadzieje, że ten numer jest dobry.

- Może po prostu się przejdę? To po drugiej stronie ulicy. - wzruszyłem ramionami, pochłaniając kanapkę, przygotowaną przez rodzicielkę.

- Och, no dobrze. To tak na piętnastą. - skinąłem i zakładając jedynie buty, ruszyłem w stronę domu Jabłońskich.

Mama zdecydowała, że zaprosimy Lenę, jej mamę i brata na dzisiejszy obiad. Planowała to już od paru dni, ale gdy wspomniałem jej, że chwilę rozmawiałem z blondynką na placu zabaw, nie chciała dłużej zwlekać, bo jak powiedziała "lubię tę dziewczynę, pasuje do ciebie", na co przewróciłem oczami, mając nadzieje, że mama nie będzie bawić się w swatkę. To po prostu odnowienie znajomości.

- A ty gdzie? - zapytał Maciek, który majstrował coś przy samochodzie.

- Idę zaprosić sąsiadki na obiad.

- Lenę to zaproś na kolację ze śniadaniem. - pokręciłem głową i machnąłem ręką, wychodząc za bramę w akompaniamencie jego śmiechu.

Przeszedłem kilka metrów i korzystając z uchylonej furtki, wszedłem na ich teren. Od razu zwróciłem uwagę na piękny zapach kwiatów jaki unosił się na podwórku, który mieszał się ze świeżą bryzą prania, wiszącego na sznurku. Gdzieś dalej stała huśtawka, otoczona drzewami, rower oparty o płot i ławka, na której leżał kot.

Stanąłem przed drzwiami, dzwoniąc dzwonkiem. Nie minęło wiele czasu, gdy w progu pojawiła się mama Leny. Kobieta była parę lat młodsza niż moja mama, ale wydawała się bardziej zmęczona i zmarnowana. Z tego co się dowiedziałem chorowała na serce i była po zawale, niedziwne więc, że nie miała za dużo siły. Mimo wszystko na jej ustach pojawił się uśmiech, gdy mnie zobaczyła, a w mojej głowie momentalnie pojawiły się wspomnienia z dzieciństwa, gdy nieraz dawała mi cukierki lub ciastka, kiedy przychodziła po Lenę ze szkoły a ja gdzieś akurat się pojawiałem.

- Dzień dobry, pani Aniu. - schyliłem się, żeby ją przytulić, co było raczej naturalnym gestem, na który miło zareagowała.

- Ach, Kuba. To faktycznie ty. Nie poznałabym cię teraz. - przejechała wzrokiem po całym moim ciele, kręcą głową. - Kto cię tak wymalował? - nie wiedziałem czy nawiązuje do włosów czy tatuaży. Zaśmiałem się jednak, wiedząc, że nie mówi tego złośliwie. - Wejdź, proszę. - przesunęła się, wpuszczając mnie do środka. - Pewnie przyszedłeś do Leny. Już ją wołam.

- Nie, w zasadzie to przyszedłem, żeby zaprosić was na obiad. Moja mama dawno się z Panią nie widziała. Pomyśleliśmy, że fajnie byłoby odnowić kontakty.

- Och, to bardzo miłe, dziękujemy. Lena! - krzyknęła na schodach, a chwilę potem blondynka zbiegła po szczeblach z jedną słuchawką w uchu, książką w ręce i telefonem w drugiej.

- Coś się stało? - zapytała rodzicielkę, a dopiero potem zauważyła mnie. - Hej? Byliśmy umówieni czy coś? - pokręciłem głową, ale zanim się odezwałem, jej mama przemówiła.

- Kuba i jego mama zapraszają nas na obiad, na...?

- Na piętnastą. - dokończyłem. - Weźcie także Mikołaja. - Lena pokiwała głową i nastała chwila ciszy.

- Ach, kochanie weź Kubę na górę. Chyba nigdy u nas nie był. Ja znikam do salonu. - skinęła na pokój, z którego dochodziły dźwięki telewizora, zostawiając nas samych.

Poszedłem za dziewczyną schodami na górę. Rozejrzałem się po korytarzu, w którym nie było nic specjalnego, nie wisiały tu żadne zdjęcia czy ozdóbki, natomiast każde z pięciu drzwi, prowadzących do pokoi były zamknięte. Nie wiedziałem gdzie co jest, ale Lena nie zamierzała mnie oprowadzać, od razu przeszliśmy do jej sypialni.

Pokój był nieduży, ale każdy fragment przestrzeni był wypełniony. Myślę, że jedynie białe ściany sprawiały, że wnętrze nie przytłaczało. Po prawej stronie obok okna stało łóżko, przykryte fioletowym kocem, na ziemi leżał stos książek, dalej, na parapecie kilka kwiatków, po lewej biurko, nad którym wisiało lustro, a dookoła niego parę fotografii lub wycinków z gazet. Na krześle była tona ubrań, która nie mieściła się już w szafie, stojącej obok. Przy drzwiach, w których progu staliśmy stała sztaluga, pod nią farby i gazety, a po drugiej stronie miękki fotel z kilkoma poduszkami.

- Ale tu miło. - skomentowałem, a dziewczyna wzięła się za ogarnięcie jakiegoś miejsca do siedzenia. - Nie musisz. Zaraz idę.

- W ogóle nie spodziewałam się gości, zwykle raczej sprzątam. - ogarnęła fotel i krzesło, wskazując ręką bym usiadł. - I jak to idziesz? Dopiero przyszedłeś.

- Pewnie będę musiał coś pomóc mamie, bo strasznie się napaliła na to spotkanko. - zaśmiałem się. - Malujesz? - spojrzałem na sztalugę, na której widniał jakiś dopiero zaczęty obraz.

- Czasem, na odstresowanie. - przyznała.

- I to jest fajne, ja na odstresowanie piję. - zaśmiała się, chociaż to była przykra prawda. Jej świat był tak strasznie niepodobny do mojego...

- Na pewno masz dużo stresów. Jak pomyślę o życiu pozbawionym prywatności to aż mi słabo. Podziwiam Cię, naprawdę. - westchnąłem, bo chyba myślała, że to przychodzi od tak i świetnie sobie z tym radzę.

- Ta... Jest dosyć ciężko. - uciąłem.

- Powiedziałam coś nie tak? Przep...

- Nie, spokojnie. - aż mnie zakuło jak zobaczyłem szczere przejęcie w jej oczach. - Po prostu... Nie chce o tym gadać. Przyjechałem tutaj po tym wszystkim, żeby trochę się odciąć.

- Rozumiem. - zapadła chwilowa cisza, którą przerwała Lena, gwałtownie wstając z miejsca. - Chodź. - pociągnęła mnie za rękę w stronę sztalugi. Przewróciła dużą kartkę na spód ryzy, zostawiając przed nami zupełnie pustą stronę. - Spróbuj wylać emocje na papier. To naprawdę działa. - sięgnęła po jakieś farbki, rozlane na paletkach. Jedna miała typowo ciepłe kolory, a druga szarości i czernie. - Wybierz, które bardziej oddają twoje uczucia.

Zastanowiłem się chwilę i jak dawniej sięgnąłbym po te zimne odcienie, tak teraz czułem się całkiem dobrze, całkiem bezpiecznie, że mój wzrok przyciągały pomarańczowe i żółte barwy.

- Okej... Nie potrafię malować.

- Ja też nie. - powiedziała, a ja popatrzyłem na stojące na ziemi obrazy, które pewnie namalowała i które były piękne. - Po prostu zamknij oczy i wyobraź sobie coś fajnego, jakieś miłe wspomnienie. No dalej. - ponagliła mnie, gdy przymknąłem powieki i poprowadziła moją rękę na kartkę.

Malowałem zupełnie przypadkowo, zmieniając kolory z pomocą Leny, która pilnowała, żebym nie podglądał swojego dzieła. Miałem wrażenie, że tworzę po prostu plamę, chociaż przed oczami miałem jakąś tam wizję, którą niekoniecznie potrafiłem określić.

- Mhm. - mruknęła, gdy powiedziałem, że skończyłem. Za jej pozwoleniem otworzyłem oczy i na płótnie naprawdę było kilka kolorowych plam, a przynajmniej dla mnie nie było tu nic więcej.

- Sorry za zmarnowanie papieru.

- No co ty! To jest piękne, bo sam to stworzyłeś, kierując się uczuciami, przede wszystkim tymi miłymi. - uśmiechnąłem się lekko, bo jej słowa były takie motywujące. - Powiem ci co tu widzę. - przekręciła głowę, a ja obserwowałem jej poczynania. - Kobieta, prawie naga...

- O Boże, wybacz. - poczułem się zażenowany. Możliwe, że powstało coś takiego. W końcu byłem facetem, który jeszcze parę miesięcy temu miał co noc inną dziewczynę.

- Nie, nie. - machnęła ręką, przerywając mi. - Ma pióropusze i kolorową, skąpą kreacje. Wygląda jakby tańczyła... Czy to jakiś karnawał? - zapytała, patrząc na mnie przez ramię, a ja lekko pokiwałem głową. Faktycznie myślałem o Rio. Podróże były zawsze moim ulubionym wspomnieniem, więc tutaj też się przewinęły.

- Dobra w tym jesteś, sam bym tego nie rozszyfrował.

- Nauczyłam się tego na studiach... - chciałem o nie zapytać, ale kontynuowała. - Musiało być tam świetnie. Marzę, żeby kiedyś zobaczyć to święto na żywo. - rozmarzyła się, a ja zapragnąłem zabrać ją tam tu i teraz.

romantic psycho • quebonafide ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz