Już dawno nie odczuwał takiego strachu. W głowie ciągle dudniły mu słowa Taehyunga i myślał jedynie o tym, dlaczego Jimin trafił do szpitala. Pędził nocą przez autostradę, chcąc dostać się do Busan najszybciej jak to możliwe. Czuł się jak w transie, skupiony tylko na dotarciu do celu. Nie pamiętał nawet, kiedy wykonał telefon do Hoseoka, prosząc go o numer, z którego Kim dodzwonił się do radia, ani kolejnych rozmów z chłopakiem, który przekazywał mu dokładny adres szpitala.
Wszystko wydawało się snem, choć buzująca w żyłach adrenalina nie pozwalała mu nawet na chwilę przymknąć oczu, mimo wcześniejszego zmęczenia. Światła rozstawionych co kilka metrów latarni migały jedna za drugą, hipnotyzując wręcz swoim rytmem, kiedy rozpędzony samochód je mijał. Namjoon opierał się wpatrywaniu w nie, nie chcąc stracić czujności, choć patrzenie w ich kierunku było takie kuszące...
Wsłuchiwał się w cichy szum mknących po asfalcie opon. Zapomniał o włączeniu radia, jednak nie brakowało mu dźwięków naokoło głowy. Nie pomyślał nawet o własnej audycji, którą tak gwałtownie przerwał sporo przed czasem. Nie zastanawiał się nad tym, jak Minhyuk musiał w pośpiechu ratować sytuację, ani nad przyszłymi konsekwencjami, które mogą spotkać go z powodu tego nieplanowanego wybryku. Żadna z tych rzeczy nie była wtedy istotna. Miał w głowie jedynie Jimina i to, aby jak najszybciej go zobaczyć.
Dotarł pod szpital nieco później, niż przypuszczał, co dodatkowo go zestresowało. Nie przewidział jednak wypadku na drodze, który skutecznie unieruchomił jego samochód, tak jak wiele innych. Kiedy zaparkował pod budynkiem, dopiero zaczynało się przejaśniać, więc opóźnienie nie było zbyt duże.
W środku napotkał Taehyunga, który podniósł się od razu z krzesła na widok mężczyzny. Wyglądał na wykończonego, jego oczy były przekrwione, ale dzielnie pozostał świadomy do samego końca. Nakreślił mu pokrótce całą sytuację. Ponoć Jimin zdążył dotrzeć do ich mieszkania, a w przedpokoju stracił przytomność. Wtedy wraz z Jeonggukiem wezwali pogotowie.
Spory stres znowu nabrał na sile, kiedy Namjoon wpisywał się na listę odwiedzających jako wujek Jimina, nie chcąc wzbudzać żadnych podejrzeń. Po usłyszeniu historii Kima, coraz bardziej przerażała go wizja tego, co może zastać za zamkniętymi drzwiami wskazanej sali. Obawiał się najgorszego.
– Może tobie uda się do niego dotrzeć – powiedział po cichu Taehyung, nim mężczyzna nacisnął klamkę odpowiedniego pokoju.
W środku było cicho. Tylko miarowe pikanie włączonych aparatur przeszywało senne, wypełnione spokojnymi oddechami, powietrze. Każde łóżko było zajęte, a odgradzały je od siebie materiałowe kotary. Namjoon przeszedł bezszelestnie przez całe pomieszczenie, rozglądając się po śpiących twarzach. Dopiero pod oknem odnalazł Jimina, a na jego widok serce mężczyzny zacisnęło się mocno ze smutku.
Wspomnienie pobitej twarzy chłopaka z nocy, kiedy przyjechał do Seulu, nie mogło równać się z tym, jak wyglądał teraz. Spuchnięty, posiniaczony, z wieloma ranami, które w niektórych miejscach zostały nawet zszyte, chociażby na jego skroni. Lewa ręka schowała się w białym gipsie, a druga podpięta została do kroplówki. Wymyto go z krwi, ale jakaś jej część zdążyła wdrapać się pod krótkie paznokcie chłopaka i została tam. Namjoon długo oglądał jego dłoń, obserwując ten ciemny cień pod delikatną płytką. Trzymał ją przy sobie, głaszcząc miarowo, przyglądając się zbolałej twarzy. Tak bardzo było mu go żal.
– Tae...? – Jimin zapytał szeptem, kiedy taboret pod ciałem mężczyzny zaskrzypiał niegłośno. Nie otworzył jednak oczu, a wyglądał, jakby mówił przez sen.
– To nie Taehyung – odszepnął – to ja, Namjoon.
Chłopak uchylił delikatnie powieki, odwracając powoli głowę w kierunku znajomego, ukochanego głosu, który rozpoznał od razu. Uśmiechnął się, choć było to prawie niewidoczne.
CZYTASZ
late night show || minjoon
FanficNamjoon prowadzi nocne audycje radiowe. Kiedy pewnego razu na antenę dodzwania się młody chłopak z Busan, zamawiający piosenkę miłosną z dedykacją właśnie dla niego, Namjoon postanawia go odnaleźć. Szybko po tym przekonuje się, jak niewdzięczne życi...