Rozdział 17

177 16 5
                                    

Connor nie biegł długo.

W końcu zatrzymał się spanikowany i rozejrzał. Wiedział, gdzie był. Dwie minuty więcej na piechotę i znalazłby się przy domu Markusa. Jednak stał w miejscu, myśląc o tym, co zrobił. Uciekł. Naprawdę uciekł. Najgorsza możliwa opcja do wybrania, od której nie było powrotu. Po jego policzkach spłynęły łzy, kiedy zdał sobie sprawę, jak bardzo musiał zranić Nilesa i jak bardzo pewnie był zdezorientowany.

Otarł łzy, chociaż wiedział, że nikt nie mógł ich zobaczyć.

Zdecydował się skontaktować z Markusem.

Hej, mogę do ciebie przyjść?

Zgarbił się, chowając przed sztucznym światłem latarni niedaleko.

Jasne, nie sądziłem, że tak szybko mnie odwiedzisz.

Okej, za chwilę będę.

I był, już dwie minuty później stał przed drzwiami jego domu, jego sylwetka pożerana przez mrok. W większości domów światła się jeszcze paliły, oznaczając, że mało kto spał.

Wysłał szybko krótką wiadomość do Hanka, żeby się nie martwił, jeśli dziś nie wróci do domu.

Dopiero wtedy chwycił klamkę i wpuścił sam siebie do środka. Zsunął buty ze stóp i powiesił swój płaszcz na wieszaku.

Cicho ruszył do salonu, w którym, jak się spodziewał, zastał Simona i Markusa. Uśmiechnął się do nich lekko i usiadł na fotelu. W tle był włączony telewizor, na stoliku stało whisky – oczywiście bazowane na tyrium. Connor nawet nie musiał skanować, ten zapach rozpoznałby wszędzie, i to była głównie wina Hanka.

— Coś się stało? — spytał Simon.

Connor zakrył twarz dłońmi.

— Nie wiem.

Markus wstał, żeby wziąć kolejną szklankę i podsunąć Connorowi drinka. Android przyjął ofertę, którą normalnie by odrzucił ze względu na skojarzenie z Andersonem. Ale teraz było to coś innego i odsunął na bok wszelkie zahamowania.

— Okej, więc chyba coś zepsułem. — Markus posłał mu spojrzenie zapewniające, że może mówić dalej. — To żenujące, ale... uciekłem, gdy Niles wyznał mi miłość. Wyobrażacie to sobie? — Nerwowo przeczesał włosy dłonią i odwracał wzrok od przyjaciół.

— Wyznał ci miłość? Łał — powiedział Markus, niezupełnie zaskoczony, co nie umknęło uwadze Connora.

— Ty coś wiesz?

Obaj z Simonem teraz przyglądali się czujnie Markusowi.

— Cóż, trudno było nie zauważyć z jaką troską patrzył na ciebie, kiedy byłeś jedną nogą w grobie.

— Proszę, nie mów tego w taki sposób — skarcił go Simon.

— Ale... jejku, ja od niego uciekłem.

— Racja, to było nierozsądne. Musisz z nim porozmawiać — poradził Markus.

Connor chwycił swojego drinka i upił parę łyków.

— Śmiesznie słuchać od ciebie takich rad, kiedy ty sam nie umiesz zacząć... rozmowy — powiedział, uśmiechając się życzliwe, jednak lekko złośliwie.

Oboje, Simon i Markus, odwrócili spojrzenia widocznie zawstydzeni. Connor zaśmiał się cicho, kręcąc głową. Nie wierzył, że wciąż tak się zachowywali, nie zdając sobie z niczego sprawy. Było to poniekąd urocze, ale też męczące.

Zamiennik [RK1700] -PL-Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz