12

120 10 1
                                    

Abbacchio od piętnastu minut wpatrywał się w kartkę, którą dostał od szefa tamtego gangu.

Teraz to wszystko wydawało się proste, mógł tam pójść i może znaleźć odpowiedzi na nurtujące go pytania.

Ale jak zareagowałby na to Giorno?

W końcu musiał być jakiś powód, dla którego chłopak nigdy nie wspominał swojej przeszłości.

Z drugiej strony Leone był cholernie ciekawy. Małe włamanie nie powinno nikomu zrobić krzywdy, prawda?

Białowłosy po raz kolejny stanął przed wyborem. Nienawidził tego.

W końcu jednak zdecydował. Musiał zdecydować. Stwierdził, że nie będzie nic robił za plecami chłopaka. Może niczego się nie dowie, ale może nie spieprzy też relacji po raz kolejny.

Ta kartka to był test. Co jest ważniejsze dla Abbacchio relacja z innym czy informacje mające zaspokoić jego prawie obsesyjną już w tym momencie ciekawość?

★★★

Nawet wchodząc do swojego pokoju nie był tego pewien. Giorno tam był bo było już późno i Mista razem z Bruno nie pozwolili mu spać na kanapie w salonie.

Oczywiście blondyn nie spał. Leżał na łóżku odwrócony plecami do wejścia. Pierwszy przywitał go Sognare, chłopak poklepał lwa po głowie, a potem pogłaskał. Lew polizał go po twarzy.

Leone czuł się niemal zazdrosny na ten widok, ale nie skomentował tego ani słowem.

— Giorno – zwrócił na siebie uwagę chłopaka siadając na łóżku. Blondyn także usiadł słysząc swoje imię.

Białowłosy wyjął z kieszeni kartkę i podał ją chłopakowi. Giorno zdecydowanie rozpoznał adres który był na niej napisany.

— Skąd to masz? – jego głos był pusty – nie poszedłeś tam.

To nie brzmiało jak pytanie.

— To prawda, nie poszedłem – odparł zgodnie z prawdą Abbacchio. Część napięcia zniknęła z twarzy blondyna.

Chłopak przez chwilę miętosił kartkę w rękach po czym wyrzucił ją, bezbłędnie trafiając do kosza. Białowłosy doskonale zdawał sobie sprawę, że normalnie blondyn użyłby swojego Standa by przemienić kartkę w jakieś kwiaty albo zwierzę. Tym razem nie miał takiej możliwości.

— A co do pierwszego pytania, to dostałem ten adres od przywódcy ludzi, z którymi walczyliśmy. Nikt z nich nie przeżył, więc prawdopodobnie o tym wszystkim wiem tylko ja. – Abbacchio usiadł na łóżku obok chłopaka.

— Dziękuję – powiedział tylko Giorno. Za co? Zabicie wrogów? Nie powiedzenie nikomu? Czy może za to, że białowłosy zdecydował się tam nie iść? Leone nie był pewien.

— Nie dziękuj mi – Abbacchio powiedział.

— Proszę, obiecaj mi, że tam nie pójdziesz – chłopak brzmiał jakby był zdesperowany. Leone zmarszczył brwi, na usta cisnęło mu się jedno pytanie.

— Dlaczego? – Giorno tylko spuścił wzrok.

— Nie chcę... – chłopak chyba nie potrafił znaleźć odpowiednich słów – by ktokolwiek z was poznał tych ludzi.

Hm? To... Było dziwne. Do tej pory Abbacchio wciąż myślał (nie był pewien od którego momentu miał nadzieję), że Giovanna miał normalne dzieciństwo. Kochających rodziców. Teraz jednak wątpił, że tak było.

Jasne, może pokłócili się przed samym wstąpieniem chłopaka do mafii, a może było inaczej. Abbacchio znowu zamiast odpowiedzi dostawał kolejne pytania.

— Nie pójdę – mimo wszystko powiedział. Podjął decyzję i może był tchórzem, ale nie aż takim by się z niej teraz wycofać.

Chłopak wcale nie wyglądał na spokojniejszego.

— Słuchaj... Nie pójdę tam. Nie będę cię pytał czemu nie chcesz byśmy spotkali tych ludzi. Powiesz sam jeśli będziesz chciał, ale... Muszę cię spytać o twoje nazwisko – na te słowa Giorno przygryzł wargę – Po prostu chcę wiedzieć dlaczego używasz innego imienia i... Czy chcesz nadal go używać.

Przez moment w pomieszczeniu zrobiło się cicho. Leone położył się, nie wiedział czy to zostanie tak odebrane, ale chciał by atmosfera była bardziej przyjaźniejsza.

— No to chyba wypadałoby zacząć od tego, że nawet nie jestem Włochem. Urodziłem się w Japonii, bo stamtąd pochodzi moja matka. Mieszkaliśmy tam nawet przez jakiś czas. Ona nadała mi imię Haruno, a Shiobana to jej nazwisko panieńskie – Giorno ze słowa na słowo brzmiał coraz bardziej robotycznie, Abbacchio nie czuł się dobrze słuchając. Ale wiedział, że blondyn nie kłamie, w końcu według tamtego mężczyzny to właśnie było w papierach chłopaka – Nie wiem kto jest moim ojcem. Wspomniała o nim tylko kilka razy, ale nie znam nawet narodowości czy czegokolwiek. Potem, nie pamiętam ile dokładnie miałem lat, przeprowadziliśmy się tutaj. Nie wiem dokładnie jak i kiedy matka poznała ojczyma. Ma na nazwisko Giovanna. Jednak moje nazwisko nie zostało zmienione gdy się pobrali. Nigdy tego za bardzo nie rozumiałem... Ale przyjąłem je w końcu. Co do imienia, to koledzy w szkole zdawali się za nim nie przepadać. Wreszcie ktoś zaczął na mnie mówić "Giorno", to w sumie nawet podobne do "Haruno", po jakimś czasie to po prostu do mnie przylgnęło i zostałem Giorno.

To tłumaczyło przynajmniej kilka kwestii. Nie tłumaczyło dlaczego brzmiał jakby nienawidził swojego prawdziwego imienia.

Ale w pewnym sensie Leone rozumiał, w końcu on też miał rzeczy w przeszłości, za którymi nie przepadał. Być może chłopak wiązał je z tym imieniem.

Białowłosy złapał się na zastanawianiu nad tym jakie to mogą być rzeczy. Ale wiedział, że to nie była rozmowa na teraz. Po między nimi wciąż był mur, chłopak wciąż nie czuł się bezpiecznie i... Abbacchio z jakiegoś powodu miał wrażenie, że nie powinien.

— Czyli... Jak mam do ciebie mówić? – spytał.

Giorno wydawał się przez chwilę nad tym zastanawiać.

— Nazywaj mnie jak chcesz – powiedział w końcu niepewnie. To wyglądało jakby po części bardzo chciał by Leone nazywał go wybranym imieniem, ale po części nie uważał, że na to zasługuje.

Abbacchio chciał go zapewnić, że tak, zasługuje, że nie powinien tak myśleć. Ale nie wiedział jak. Czy gdyby powiedział to wprost chłopak w ogóle posłuchałby go? Dlatego po chwili uśmiechnął się wrednie.

— Czyli od dzisiaj jesteś GioGio – powiedział.

Giorno wydał z siebie dźwięk przypominający duszenie.

— GioGio?! – prawie krzyknął chłopak. Jego twarz była zaczerwieniona.

Abbacchio zaśmiał się widząc jego minę.

— Ale – mężczyzna nagle spoważniał – nie myśl, że będę tak do ciebie mówił w towarzystwie. To zepsułoby mój image zimnej i niezależnej suki – dodał.

Giorno przez chwilę patrzył na niego wielkimi oczami po czym pokręcił głową i zaczął cicho chichotać.

— I z czego się śmiejesz? – białowłosy udał irytację – Uważasz że to żart? Ja jestem śmiertelnie poważny.

Ale Abbacchio nie mógł powstrzymać uśmiechu. Nawet nie rozumiał czemu, ale cieszył się, że w końcu udało mu się sprawić, że nastrój w pokoju nie był taki poważny i że chłopak nie wyglądał już na tak zmartwionego.

Moody Experience | AbbaGio [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz