18

121 14 1
                                    

Abbacchio nie mógł uwierzyć, że naprawdę tam stał. Przed grobem swojego najlepszego przyjaciela... Kochanka.

Kiedyś zaprzysiągł sobie że nie zbeszcześci tego miejsca swoją obecnością. Ale teraz był tutaj. Był już ciemno, obaj z Giorno mieli zadanie przydzielone przez Bruno. Chodziło o przeszukanie jednego z biur poprzedniego szefa. Znaleźli kilka przydatnych dokumentów, ale niewiele. To zadanie było o tyle bezpieczne, że Bucciarati nie bał się ich wysłać. Leone podejrzewał, że blondyn maczał w tym palce. W końcu można tu było przysłać zwykłych Soldato.

Białowłosy, tak jak przewidział Giorno musiał przeprowadzić z Bruno ciężką rozmowę. Było wtedy wcześnie i Leone bolała niemiłosiernie głowa. Miał potwornego kaca.

Bucciarati był na niego zły. Zły, że wypił. Zły, że trzymał w domu wino, o którym nikt nie wiedział. Zły, że nie przyszedł po prostu porozmawiać. Był czas kiedy byli ze sobą blisko. Momentami Leone traktował Bruno jak świętego, ale w końcu zdał sobie sprawę, że jego zachowanie mogło być krzywdzące. I chociaż Bucciarati cały czas oferował mu wsparcie, białowłosy rozumiał, że nie może na nim pasożytować. Nie może być nikim więcej niż przyjacielem. Bo na początku Abbacchio myślał, że... Może gdyby czuł się kochany, może gdyby ktoś zwrócił na niego uwagę. Gdyby zajmował się jego uczuciami cały czas to poczułby się lepiej. Ale... Nie mógł od nikogo wymagać czegoś takiego. Bucciarati musiałby poświęcać mu dużo w tamtym czasie. Jak bardzo Abbacchio nienawidził podejmować decyzji i nie chciał być tym rządzącym tak wiedział, że musi być samodzielny choć trochę. Wziąć się w garść.

I teraz też musiał wziąć się w garść. Bo ta relacja z Giorno... Właściwie po rozmowach z nim Abbacchio czuł się lepiej (chociaż no cóż, prawdziwej terapii to nie mogło zastąpić), ale nie chciał pasożytować emocjonalnie na chłopaku. Cieszył się, że wtedy gdy był pijany blondyn nie powiedział "przykro mi", bo nie to chciał Abbacchio usłyszeć.

Z Bucciartaim cóż, Leone nigdy nie dotarł do niego tak bardzo jak do Giorno (z własnej winy właściwie), więc nie był w stanie wspierać go tak bardzo jak chłopaka. Ta pomoc emocjonalna nie działałaby, więc w obie strony.

To jednak nie znaczyło, że nie mógł już z nim rozmawiać o swoich zmartwieniach. Mógł nawet powiedzieć o tym co go bolało Giorno. Ale stchórzył i sięgną po butelkę. I żałował tego.

Bucciarati był zraniony tym zachowaniem, które czytał jako brak zaufania. Dlatego zapewne nie protestował gdy Giorno zaproponował pomoc przy tym zadaniu. Musieli odetchnąć i porozmawiać później jeszcze raz po jakimś czasie. Obaj chcieli się pogodzić, musieli tylko się trochę uspokoić.

Abbacchio wpatrywał się w wygrawerowane na nagrobku litery, jego pole widzenia było tak niesfokusowane, że nie potrafił ich w ogóle rozczytać.

Heh. Przypomniało mu się jak w tych wszystkich filmach ludzie zawsze mówią do swoich zmarłych towarzyszy, jakby tłumacząc co się działo od czasu gdy byli z nimi po raz ostatni.

Abbacchio czułby się co najmniej głupio robiąc to. Wiedział, że jego ukochanego tak naprawdę tam nie było. Nie żył.

Dlatego, zamiast do niego, zaczął mówić do Giorno.

— Wiesz, na początku w ogóle go nie lubiłem. Kiedy się poznaliśmy wydawał się charyzmatyczny aż do bólu. Tak mnie wkurzał swoim nieustającym zapałem. Ja już wtedy traciłem nadzieję.

Potem, któregoś razu, rozmawialiśmy. Długo. Wyznał mi, że mnie lubi, że wierzy, że mogę jeszcze kiedyś wrócić do dawnej chęci niesienia pomocy innym. Uch, jak on mnie irytował na początku. Właściwie to... Pod pewnymi względami mi go przypominasz – i w tym miejscu Abbacchio musiał się zatrzymać. Bo rzeczywiście byli w pewnym sensie podobni.

Moody Experience | AbbaGio [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz