Chyba po woli zaczyna mnie wszystko przytłaczać.
Zawsze musiałam szybciej dorastać niż inni. Nikt nie ma idealnego życia, ale moje to chyba pasmo niepowodzeń.
Dzisiaj pierwsze wolne po tym cyrku zwanymi maturami. Szczerze? Chyba tylko angielski poszedł mi dobrze. Polski, który tam bardzo lubiłam zaczyna na mnie ciążyć.
Co jeśli napisałaś coś źle? Co jeśli będzie kardynał? A co jeśli nie wyprowadziłaś dobrze argumentów?
Matematyka. To jedno słowo to cała moja seria niepowodzeń i nieszczęścia.
Boję się, że może tylko ja nie zdam. Co jeśli każdy przejdzie, a ja zostanę jak ten największy idiota?
Dzisiaj pokłóciłam się z moją przyjaciółką. Dlaczego? Bo nie spotkamy się w wakacje. Cóż poradzę na to, że pracuję. Będąc od 6 do 17 na nogach nie mam siły, by później gdzieś biegać. Mam wrażenie, że dla niej jeśli mam samochód to mogę podjechać w każdej chwili.
Zaskoczona była, że nie będę miała nawet chwili. Przecież nie mogę pracować całe wakacje.
Pracuję aż do końca września. Aż pójdę na uczelnie. Wolne będę miała jedynie na czas wyjazdu z dziewczynami. To tyle.
Jeśli sama na siebie nie zarobię mogę się ze wszystkim pożegnać.
Moi rodzice nie są tak wspierający jak jej. Uważają moje studia w innym mieście za największą głupotę. Ojciec nawet nie chce o tym słyszeć, nie da na mnie nawet grosza. Zresztą to żadna nowość. On nigdy nie dokłada się do niczego mimo sporej gotówki jaką dysponuję.
Mama zaakceptowała mój wybór. Próbuje mi jakoś pomóc. Nie chce żebym mieszkała w akademiku, więc będzie jej cholernie ciężko utrzymać siebie i mnie w innym mieście. Nawet tam będę musiała znaleźć sobie jakąś pracę.
Na wakacje, też wyjeżdżam za swoje. Wszystko co kupuję jest za moje własno zarobione pieniądze.
Życie nie jest takie piękne jakie bym chciała.
![](https://img.wattpad.com/cover/133557363-288-k590863.jpg)