Rozdział 14

724 80 1
                                    

„Poddaję się"

Aone napisał tę wiadomość do Futakuchiego i westchnął głęboko. Kenji położył głowę na ławce.

- Ja też. Nie damy rady. - westchnął. - Za dobrze się kamufluje, gadzina.

Aone wzruszył ramionami. Nie miał już pomysłu na to, jak wyciągnąć z Mariko informację o wybranku serca. Najwyraźniej zależało jej na ukryciu tego faktu. Była tak zajadła, że nawet nie dała im jednej wskazówki.
Takanobu mimowolnie pomyślał o karteczce od lekarza. Dziś ją o to zapyta. Musi. Przecież to nie było zwykłe badanie. Aone zmarszczył brwi i ruszył w stronę sali, gdzie Mariko miała zajęcia muzyczne. Futakuchi leniwie podniósł wzrok.

- A ty gdzie?

„Do Mariko"

Kenji wzruszył ramionami i odprowadził przyjaciela wzrokiem. Przez chwilę przemknęła mu myśl wręcz niemożliwa. Zaraz ją przegonił. Aone i Sasaki? Jakoś sobie tego nie wyobrażał...

~*~

Mariko po raz ostatni przeciągnęła smyczkiem po strunach i zakończyła utwór. Wyszedł jej zdecydowanie gorzej niż zwykle. Tak przynajmniej jej się wydawało. Ale to wszystko przez to, że dziś totalnie nie potrafiła się skupić. Jej myśli wciąż były skupione na zgubionej karteczce od doktora. Jak mogła do tego dopuścić? I kiedy? Mariko była rozdrażniona i zawiedziona swoją nieuwagą.

- Mogę już iść? - zapytała, nie siląc się nawet na uprzejmość.

- Yyy... No, tak, oczywiście... - nauczyciel był oszołomiony jej nagłym przypływem wściekłości.

Spakowała szybko skrzypce i wyszła z sali trzaskając drzwiami. Jeśli ktoś znalazł jej kartkę, to opcje były dwie: albo ją wyrzucił, albo będzie się z niej naśmiewał. Błagała los o tę pierwszą.
Przeszła kilka kroków, po czym zatrzymała się. Usłyszała za sobą jakieś kroki. Odwróciła się ze swoim najgroźniejszym wyrazem twarzy i... zaraz złagodniała. Za nią stał Aone ze swoim stoickim spokojem przyglądając się poczynaniom Mariko. Wyprostowała się, odchrząknęła i położyła ręce na biodrach:

- Czego? - Aone uniósł brew. - Tak, jestem wściekła, bo... coś zgubiłam. - spojrzał na nią pytająco. - To nic ważnego. Taki tam świstek od lekarza... Ostatnio odebrałam go od pielęgniarki i... - zamarła, gdy Aone wyciągnął z kieszeni jej poszukiwaną kartkę.

Przełknęła głośno ślinę i chwyciła zgubę. Szybko schowała ją do torby. Takanobu wbił w nią spojrzenie numer 17 - „mówisz, albo będę się tak na ciebie gapił do usranej śmierci". Westchnęła głęboko.

- Taki świstek ma każda z nas. Każda dziewczyna z mojej byłej drużyny. To właściwie ten kawałek papieru zrobił z nas tak potężną drużynę. Głupia dokumentacja. - prychnęła cicho. - Pod tym względem jesteśmy takie same. - pomachała kartką. - Czytałeś?

Pokiwał głową, a Mariko zobaczyła, że teraz jest mu głupio.

- No to wiesz, co tam jest napisane. Że moje mięśnie rozwijają się trzy razy szybciej niż u przeciętnego człowieka. Jak miałam dwanaście lat, biegałam szybciej niż niejeden dorosły. Jestem sprawniejsza fizycznie, myślę szybciej i dokładniej. Jestem... - zaśmiała się. - Jestem swego rodzaju Potworem. Jak każda z nas. Gdybym dalej należała do drużyny, prawdopodobnie byłabym na jeszcze wyższym poziomie niż obecnie. Każda z nas zawsze rozwijała się ponadprzeciętnie i szybko. Każda z nas była Potworem. A było nas sześć. Wilk, Lis, Sarna, Gepard, Koń i... Ja. Czyli Smok.

Zamilkła. Aone wciąż patrzył na nią w bezruchu. Nie śmiał się odezwać, czy ruszyć. Wyobraził sobie całą jej drużynę, kiedy jeszcze była w całości. Zastanawiał się, co czuli ich przeciwnicy. Mariko była straszna, gdy zamieniała się w Smoka. Jak wyglądały pozostałe członkinie?

- Do tego ja zawsze byłam ta wysoka. Ta straszna. Ta olbrzymia. - kontynuowała po chwili Mariko. - To ja zawsze byłam tarczą naszej drużyny. Drużyny Potworów. Początkowo nie lubiłam swojego wzrostu. Dużo dzieci mnie wyśmiewało. Uważałam, że to przeszkoda. Ale po kilku latach się przyzwyczaiłam i potrafiłam się bronić. Kiedy przyszłam do Johaby... - uśmiechnęła się na wspomnienie swoim dawnych przyjaciółek. - Nie byłam już traktowana jako jakiś ewenement. Miałam piątkę wspaniałych przyjaciółek, które tak jak ja miały w sobie coś zwierzęcego. Coś, co nas scalało. I ja wierzę, że to coś ponownie nas zjednoczy.

Takanobu na chwilę zobaczył w jej oczach łzy. Mariko się wzruszyła. Rzadko mówiła o swojej drużynie. Najwyraźniej uważała, że to jeszcze nie jest koniec. Może miała rację...?
Aone podszedł do niej i poklepał po głowie. Był już od niej o głowę wyższy. Roześmiała się. Szybko pozbyła się łez.

- A wiesz, że gdybym zaczęła trenować teraz na siłowni, to za kilka tygodni miałabym biceps jak niektórzy weterani? - spojrzał na nią zaskoczony. - Tak działa moje ciało. Ciało każdej z nas. Dlatego zawsze trzymałyśmy się razem. - zaczęła iść w stronę wyjścia. - Kiedy ten mecz z Karasuno?

Słowa są zbędne - Aone TakanobuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz