Rozdział 6

797 72 5
                                    

Mariko pukała palcem w kolano w rytm muzyki płynącej ze słuchawek. Miała się nauczyć grać ten utwór na skrzypcach. Dodatkowo "Zima" Vivaldiego miała być zagrana przez szkolną orkiestrę na następnym konkursie. To właśnie Mariko przypadła wdzięczna rola pierwszych skrzypiec. Dobrze znała swoje umiejętności i była pewna, że sobie z tym poradzi.

W myślach widziała wszystkie chwyty i pociągnięcia smyczkiem. Szybki rytm muzyki dodatkowo ją pobudzał, gdy siedziała pod drzewem na podwórku szkolnym. Czekała, aż wybije godzina treningu Aone. Zanim drużyna się rozgrzeje, minie kolejne dziesięć minut, a ona nie potrzebowała rozgrzewki. Dzisiejsza lekcja w-f jej wystarczyła.
W końcu zdecydowała się wstać i skierować swoje kroki do sali gimnastycznej. Niczym rasowy ninja prześlizgnęła się niepostrzeżenie do łazienki i szybko przebrała w strój sportowy. Wróciła na salę i podeszła do zebranych wokół trenera chłopców.
Stanęła za Aone i położyła mu dłonie na ramionach.

- Bu. - powiedziała, a chłopak podskoczył zaskoczony, podobnie jak reszta zebranych. - No widzicie - oczy macie, a taka gadzina wam się tu wślizgnęła. - wyszczerzyła ząbki w uśmiechu godnym prawdziwej jaszczurki.

~*~

Mariko po raz kolejny pociągnęła Aone za koszulkę w idealnym momencie. Razem wyskoczyli do bloku i zablokowali kolejny atak. Sasaki zauważyła, że Takanobu ufa jej i nie kwestionuje jej działań. Czuła się odpowiedzialna za pierwszą linię obrony bardziej niż kiedykolwiek. Może to dlatego, że za nią nie stała zawsze czujna i zaufana Haruna... Mariko nawet nie wiedziała, jak libero Dateko się nazywa.

Skrzywiła się lekko, gdy zobaczyła ustawienie dłoni Aone. Według niej musiał się jeszcze wiele nauczyć. Miał wzrost i siłę, jak mało kto. Ale jednak jego technika była na poziomie niższym, niż oczekiwałaby tego Mariko. Skarciła się w myślach. Nie powinna narzucać swoich standardów innym. Nie tak powinna postępować. Ale wrodzona ambicja nakazywała jej jednak robić coś innego.

- Robisz to źle. - burknęła.

Wszyscy spojrzeli na nią zbici z tropu. Prychnęła cicho i stanęła na palcach, po czym wyciągnęła ręce w górę.

- Palce masz źle. Ręce masz źle. Nawet patrzysz w złą stronę. - wymieniła. Rozpostarła trochę bardziej dłonie i skierowała je tak, by ewentualny atak miał być odbity w dół. - Tak to się robi. Wtedy, jeśli dobrze odczytasz atak, odbijesz go pod nogi przeciwnika. - zmieniła ustawienie rąk w górę. - Tak odbijesz piłkę w górę. Jeśli odbijesz ją dobrze, twoja drużyna zdobędzie szansę na ponowne rozegranie. - stanęła normalnie i zmierzyła wzrokiem całą drużynę. Jak dla niej grali po prostu... słabo. - Tak szczerze to oczekiwałam czegoś z większą pompą. Spodziewałam się zobaczyć słynną Żelazną Ścianę Dateko, a ja tu widzę tylko... - szukała odpowiedniego słowa. - ...Mamuty.

Wszyscy, jak jeden mąż, unieśli pytająco brwi. Mariko przewróciła oczami. Chyba tak będzie ich od teraz nazywała. "Mamuty" idealnie do nich pasowało - wielkie to, a móżdżek malutki.

- Jeśli nie poprawicie swojej techniki, to z waszych zwycięstw nic nie wyjdzie. Radzę potrenować przed meczem z Karasuno. Słyszałam, że mają dobrego atakującego. - zgarnęła torbę spod ściany. Skierowała się do wyjścia, nawet się nie przebierając. W progu się odwróciła i obdarzyła drużynę wrednym uśmieszkiem. - Chyba, że zależy wam na przegranej. Chętnie to zobaczę.

Wyszła i zaraz puściła się biegiem w stronę domu. Dzisiaj nie chciała jechać autobusem. Musiała się wyszaleć. Była w podłym nastroju. Nie wątpiła, że Aone to zauważył. Liczyła, że nie będzie dociekał. Zresztą nie musiała mu przecież się z niczego tłumaczyć.

~*~

Mariko ponownie stukała dobrze już znany sobie rytm. Siedziała w tylnym rzędzie samochodu ojca. Miejsce obok mężczyzny odstąpiła Eriko, która rozmawiała z nim w najlepsze o tym, co chciałaby dostać pod choinkę, a co na urodziny. Mariko jego pytania o wymarzony prezent zbyła zwykłym "nie wiem". Dzięki temu nigdy nie czuła się zobowiązana do poczucia jakiejkolwiek wdzięczności wobec tego człowieka. Eriko jeszcze do tego etapu nie dotarła. Przez to była zagubiona w podwójnym świecie rozwiedzionych rodziców. Starsza siostra to wiedziała i rozumiała. Sama również to przechodziła.

Jej telefon wydał znajome piknięcie. Mariko spojrzała i odczytała wiadomość od Aone:

"Jesteś zła?"

"Po czym to wywnioskowałeś, Sherlocku? :)"

"A mogę wiedzieć dlaczego"

"Nie"

"-_- Jaka z ciebie uparta gadzina..."

"OwO Aone, co się z tobą dzieje?"

"Wywierasz na mnie bardzo zły wpływ, jak widać"

"Ja? Nie, no skąd ci coś takiego przyszło do głowy?"

Zachichotała cicho. Aone miał w sobie coś, co zawsze poprawiało jej humor. Z reguły był dla wszystkich miły i uprzejmy, ale po jakimś czasie nauczył się stawiać Mariko do pionu, kiedy tego potrzebowała. Ucinali sobie wtedy wielką "pisaną debatę".
Na co dzień pisali ze sobą bardzo dużo. W domu Mariko zawsze miała komórkę przy sobie, a Aone... No z nim to wiadomo.

Ojciec sióstr spojrzał w lusterko na uśmiechniętą twarz Mariko.

- A ty, Mariko? Co byś chciała na urodziny? Bo to już niedługo...

- Czy ja wiem? - wzruszyła ramionami. - Nic mi nie trzeba.

Tata wyraźnie posmutniał i pokiwał głową. Mariko nie miała dla niego litości. Wiedziała, że to okropne, ale nie umiała już w sobie znaleźć krzty współczucia dla tego człowieka. On też go nie miał, gdy zdradzał mamę...

Słowa są zbędne - Aone TakanobuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz