6. Dlaczego orkowie nie są tematem do żartów

465 30 4
                                    

Następnego poranka Lairiel ponownie zajęła swoje miejsce pomiędzy Filim i Kilim, a większość dnia spędziła głównie na rozmowie właśnie z nimi, a czasem jeszcze Bofurem i Bilbem. Gandalf, jak to miał w swoim zwyczaju, zwykle jechał zamyślony, chociaż elfka wiedziała, że nawet, gdyby rozważał jedną z najważniejszych spraw, zaprzestałby tego i porozmawiał z nią, jeśli poczułaby taką potrzebę. Czarodziej był jednym z jej przyjaciół, z którymi kontakt był praktycznie nieprzerwany. Poznała go, gdy była jeszcze małą dziewczynką i już od ich pierwszego spotkania bardzo polubiła jego towarzystwo.

Kiedy po dłuższym czasie żywych rozmów tematy do dyskusji z książętami się skończyły, Lairiel postanowiła podjechać do Gandalfa i dla od miany to z nim trochę pogawędzić.

- Ah, Lairiel! - odezwał się czarodziej, kiedy zauważył zbliżającą się blondynkę - Czego ci potrzeba, moja droga?

- Czy muszę mieć jakiś konkretny powód, by z tobą porozmawiać, mellon? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.

- Ależ skąd. - zaprzeczył ruchem głowy - Skoro chcesz porozmawiać, powiedz mi, jak mija ci podróż w krasnoludzkim towarzystwie?

- Cóż... wciąż żyję, a to chyba dobry znak. - zaśmiała się - Ceri cin anír na glenn na Imladris?

- Ma. - odpowiedział krótko, po czym wrócił do Wspólnej Mowy - Nie przeczytaliśmy jeszcze wszystkiego z mapy, czuję, że jest tam coś jeszcze, ukryte przed naszym wzrokiem. Potrzebujemy przy tym pomocy.

Kiwnęła w ciszy głową, zgadzając się ze słowami przyjaciela.

- Dawno nie widziałam się z bliźniakami. - powiedziała po chwili - Chętnie bym ich odwiedziła.

- Nie spotkałaś się z nimi, kiedy ostatnio byłaś w Rivendell? - zdziwił się Gandalf.

- Wyjechali do Arweny do Lothlorien. - pokręciła głową - Z tego, co się dowiedziałam na kilka dni przed moim przybyciem i na dłuższy czas.

- Za to jestem pewien, że Elrond będzie na swoim miejscu. - uśmiechnął się do niej.

- Pozostaje pytanie, czy za szybko od nas nie ucieknie. - parsknęła pod nosem.

- Niestety, tego już nie mogę nam zagwarantować. - Mithrandir zaprzeczył ruchem głowy z szerokim uśmiechem.

Oboje zaśmiali się, po czym wrócili do dalszych pogaduszek. W końcu po tak długim czasie nie widzenia się nawzajem, tematów i wspomnień nazbierało się całkiem sporo. Takim właśnie obrotem sytuacji, Lairiel z rozgadanym czarodziejem utknęła na resztę popołudnia.

***

Z uwagi, że słońce już jakiś czas temu schowało się za horyzontem, kompania jednogłośnie zadecydowała, by zatrzymać się w jakimś dogodnym miejscu i rozbić obóz na noc. Minął już tydzień od minięcia ostatnich gęstych zabudowań. Teraz natrafiali na pojedyncze domki, postawione w taki sposób, który jednoznacznie mówił, że ich właściciele wolą spokój i samotność od towarzystwa innych mieszkańców. 

- Glóin, rozpal ogień. - Thorin wydał pierwsze polecenie, kiedy wszyscy się zatrzymali.

Lairiel z ogromną ulgą przywitała nogi z ziemią, gdyż po siedzeniu cały dzień, miała już dość. Żałowała, że nie zatrzymali się nieco wcześniej - wtedy może znalazłaby trochę czasu na małą przechadzkę, by rozprostować nogi. Niestety, zaczynało się już ściemniać, więc samotne spacerowanie po nieznanych lasach nie było zbyt dobrym i rozsądnym pomysłem. 

Ze zrezygnowanym westchnieniem chwyciła w jedną rękę koc, a drugą zdjęła z pleców kołczan ze strzałami, do którego przymocowane były również dwie pochwy ze sztyletami, który przez cały dzień wbijał się jej w plecy.

Zrozumieć miłośćWhere stories live. Discover now