31. Te wspomnienia będą żyć

270 18 14
                                    

Piosenka w mediach to polska wersja "The Last Goodbye" i muszę przyznać że jest cudowna i bardzo chwyta za serduszko😘 idealnie pasuje do ostatniej sceny z tego rozdziału, bo słuchając jej już jakiś czas temu miałam przed oczami ten fragment 🥰

***

W jednym z namiotów leczniczych panowała cisza. Lairiel siedziała na prowizorycznym łóżku obok Dwalina, zajmując się szramą na jego ramieniu. Nie wypowiedziała ani jednego słowa, od kiedy zeszła z Kruczego Wzgórza jakieś trzy godziny temu. Odgłosy bitwy już ucichły, a elfy i krasnoludy, które wyszły z niej bez większego szwanku, rozprawiły się ze wszystkimi niedobitkami przeciwnika. Na polu walki spłonęło już kilka stosów z truchłami orków, by nie zaśmiecały ziemi, za którą tak wielu przelało krew.

Elfka posmarowała drżącymi palcami maścią zszytą ranę krasnoluda, po czym nie odzywając się, sięgnęła po leżący na jej kolanach bandaż. Otarła mimochodem jeden z policzków, po których nieustannie spływały ciche, gorzkie łzy. Oblizała suche wargi, owijając materiałem rękę krasnoluda.

- Moja księżniczko... - przez wejście od namiotu, gdzie znajdowała się część kompanii, do środka wsunęła się głowa Ferena, na którego blondynka uniosła zapłakany wzrok – Król prosi cię o pomoc przy rannych. Nasi uzdrowiciele zostali zaatakowani, wskutek czego z piętnastu zostało czterech zdolnych do pracy i twój ojciec.

- Zaraz przyjdę. - odparła pustym głosem, kończąc wiązanie bandażu.

Wiedziała, że powinna pilnować swojego taty przy leczeniu innych. Kiedy był młody szkolił się zawzięcie na uzdrowiciela, dzięki czemu teraz miał z tego zakresu bardzo szeroką wiedzę – większe umiejętności niż nawet spora część ich medyków. Właśnie dlatego, gdy czuł, że jest potrzebny, potrafił siedzieć przy potrzebujących i im pomagać, dopóki sam nie był ledwo żywy i to jemu potrzebna była pomoc. Lairiel również nieco uczyła się w tym kierunku, ale na pewno nie miała aż tak szerokich możliwości, jak jej ojciec. Mimo to liczył się każdy, kto umiał przynajmniej przemyć ranę w nieinwazyjny sposób i odpowiednio ją opatrzyć.

Dziewczyna szarpnęła gwałtownie za końcówkę bandaża, rozrywając ją na dwie węższe części. Owinęła je wkoło ramienia wojownika z dwóch przeciwnych stron, zawiązując z nich supeł, po czym wstała i bez słowa wyszła z namiotu. Niemal od razu natknęła się na Ferena, który poprowadził ją do największego namiotu dla rannych, znajdującego się w Dale. Płachta, która zastępowała drzwi była odciągnięta na bok, odsłaniając przechodniom widok na tragiczny obraz skutków wojny. W środku unosił się miedziany zapach krwi, ziołowych naparów i innych leczniczych specyfików, tworząc nieprzyjemną dla nosa mieszankę.

Lairiel po krótkiej chwili wypatrzyła klęczącego na ziemi leśnego króla. Większość rannych leżała tu zwyczajnie na kilku warstwach koców, położonych na ziemi, z uwagi na brak innej możliwości. Zwykle dostojny i onieśmielający elf wyglądał jak... zupełnie jak nie król. Wykuta na zamówienie zbroja zniknęła, podobnie jak niemal nieodłączny diadem oraz błyszczący płaszcz. Thranduil klęczał nad jednym ze swoich rannych wojowników jedynie w prostych, ciemnych spodniach, wysokich i miękkich butach oraz białej koszuli, której rękawy miał wysoko podwinięte. Jasny materiał nosił na sobie wiele czerwonych śladów, a ręce króla ubrudzone były krwią jeszcze kilka cali za nadgarstkiem. Jasne włosy zostały odgarnięte do tyłu rzemykiem, by nie opadać mu na twarz.

Ściskał dłonią rękę leżącego przed nim elfa, mówiąc coś do niego po cicho. Księżniczka podeszła cichym krokiem i uklękła obok nich.

- ...dzielnie walczyłeś. - usłyszała delikatny głos jej ojca.

Z bólem serca spojrzała na bladą twarz młodego żołnierza. Krew splamiła praktycznie cały jego tors, podobnie jak dużą część głowy i jasnobrązowych włosów. Wciągnęła powietrze, wiedząc, że elf umiera.

Zrozumieć miłośćWhere stories live. Discover now