16. Z odwiedzinami w Mieście Goblinów

340 25 2
                                    

Górską przestrzeń przeszył huk. Kolejny piorun trafił w któryś z pobliskich szczytów, posyłając w przepaść skalną lawinę. 

Lairiel otarła zlaną deszczem twarz i zaczesała przemoczone włosy za uszy. Kaptur lub jego brak nie robiły wielkiej różnicy - była zlana deszczem do suchej nitki. Miała przeczucie, że przeprawa przez Wysoką Przełęcz nie pójdzie gładko. Jak zwykle jednak uznała to za nieuzasadnione obawy, godne jedynie zignorowania.

Od kilku godzin męczyli się na wąziutkiej ścieżce tuż przy przepaści z jednej strony i skalną ścianą z drugiej. Zmierzch zapadł już dobrą godzinę temu, więc cudem unikali spadnięcia w dół. Do tego ta burza... jakby nudzili się na tej wyprawie.

Deszcz bił w twarz, tak samo jak zimny wiatr. Z każdej strony co chwilę rozlegał się grzmot.

- Musimy się gdzieś schować! - usłyszała z przodu wołanie Thorina.

Dzięki za uświadomienie, pomyślała. Przecież sama na to nie wpadłam...

- UWAŻAJCIE! - rozległo się wołanie Dwalina.

Elfka uniosła wzrok i znieruchomiała. Dokładnie w ich stronę leciała ogromna masa kamieni. W pewnym momencie przez ten deszcz odniosła wrażenie, że jedna z gór się poruszyła. A może to wcale nie było wrażenie...

- To nie jakaś zwyczajna igraszka natury... - oznajmił Balin - Patrzcie tam!

- A więc to prawda... - do jej uszu dotarł zdumiony głos Bofura - Legenda... to kolosy! Skalne kolosy!

Wielki głaz rozbił się centralnie nad ich głowami. Lairiel przycisnęła się do kamiennej ściany, by nie dostać odłamkiem. Niejasno poczuła obejmujące ją silne ramiona. Przed oczami mignęło jej pasmo złocistych blond włosów.

Nie minęło jedno zagrożenie, pojawiło się drugie. Blondynka poczuła dziwne wibracje pod nogami, które z każdą sekundą zamieniały się w coraz silniejsze wstrząsy.

- Co się dzieje?! - krzyknęła spanikowana na moment przed tym, jak ścieżka po prostu się rozdwoiła.

Fili, będący przed nią, popchnął ją dalej do tyłu i gorączkowo próbował złapać dłoń brata, który wraz z górą się odsuwał.

- Daj mi rękę! - wołał - Kili!

- Fili, nie! - elfka przyciągnęła go do siebie, odsuwając od przepaści.

Nie wiedząc, co mogliby więcej zrobić, przylgnęli do skały, by zachować równowagę. Na ruchomej górze nie było to jednak zbyt łatwe.

Znajdowali się na nodze jednego ze skalnych olbrzymów. Co chwilę widzieli kątem oka drugą część kompanii, której w końcu udało się zejść na stabilny grunt. Ze strachem obserwowali pozostałych. 

Po chwili kolos, na którym znajdowała się Lairiel, zaczął się przechylać w jedną stronę. Nie obserwowała, co się dzieje między olbrzymami, ale łatwo było wywnioskować, że ten został znokautowany. Jedyne możliwe rozwiązanie pojawiło się w jej głowie, gdy kolos zaczął lecieć w stronę nieruchomej góry. Ocalić mógł ich tylko skok. Gdzieś w tle usłyszała te same sugestie od bezpiecznej części kompanii. 

- Skaczcie, no dalej!

Nie do końca świadoma tego, co robi, chwyciła mocno rękę stojącego obok księcia i mocno ścisnęła. Odwzajemnił uścisk. Biorąc głęboki wdech, spojrzała przed siebie na niewielką wnękę w kamiennej ścianie - idealnym schronieniu. 

Skoczyli. Huk roztrzaskujących się o siebie nawzajem skał nałożył się na krzyki kompanii. Lairiel uderzyła ciężko kolanami o twarde podłoże, już czując jutrzejsze siniaki. Zaraz została przygnieciona i szczelnie osłonięta od góry. Poczuła wokół siebie znajome, silne ramiona Filiego.

Zrozumieć miłośćWhere stories live. Discover now