14. Melodyjny wieczór

373 26 4
                                    

*piosenka do rozdziału w mediach*

Lairiel przechadzała się po zacisznym mieście elfów, podziwiając widoki na dolinę, powoli szykującą się do snu. Słońce już całkowicie schowało się za górami po zachodnich stronach doliny, a z uwagi, że było lato, wskazywało to na późną porę. Powietrze było już rześkie, ale nie zimne, a listkami w koronach drzew nie poruszał nawet najmniejszy podmuch wiatru. Srebrzysty, sierpowaty księżyc oświetlał szumiący w dole strumyk, a gwiazdy powoli ukazywały się na granatowym niebie.

Jaśniutkie włosy elfki, spięte w wysoki koński ogon z cienkimi pasemkami po dwóch stronach przedziałku, bujały się to na jedną, to na drugą stronę, w rytm chodu dziewczyny. Zwiewna sukienka w kolorze pudrowego różu, z rękawem do łokci i sięgająca ledwo powyżej kolan, powiewała delikatnie, a wysokie kozaki z wiązaniem z tyłu stukały cienkimi obcasami o kamienną posadzkę. Na twarzy gościł delikatny uśmiech, a na serdecznym palcu lewej ręki błyszczał pierścionek od Filiego.

Z tego, co się dowiedziała, jutro mają z samego rana opuścić Imladris. Elrondowi podobno udało się odczytać, co skrywała mapa, i właśnie to było powodem ich pośpiechu. Nie wiedziała dużo - Kili przekazał jej te informacje dosłownie w biegu. Była już spakowana, chciała ostatni raz na zapewne długi okres czasu przejść się po mieście i zapamiętać z niego na nowo jak najwięcej.

Do jej uszu dotarły głośne śmiechy z jednego z mini tarasów przy krawędzi doliny. Poznając po głosach swych kompanów, skręciła w ich stronę. Krasnoludy nie czuły się tu ani trochę skrępowane - niemalże od razu rozgościli się jakby byli u siebie. Na środku tarasiku płonęło niewielkie ognisko, a Lairiel z pewnym zaniepokojeniem rozpoznała wśród palących się polan kawałki elfickich mebli.

- No ładnie... - oparła się o biały filar, krzyżując na piersi ramiona - Wy tu urządzacie przyjęcie, a mnie nikt nie zaprosił?

Kilku krasnoludów podrapało się z zakłopotaniem po karku. Lairiel nie utrzymała jednak poważnej miny zbyt długo, albowiem już po chwili na jej twarzy pojawił się uspokajający uśmiech.

- Mogę się dosiąść? - spytała.

Jej towarzysze ochoczo pokiwali głowami. Po kilku dniach spędzonych w Rivendell, a zwłaszcza po wygranej walce z Dwaline, elfka zyskała wiele szacunku w oczach innych. Fili też chyba musiał im coś dopowiedzieć, bo pewnego dnia ze wstydem spuszczali przed nią głowy, gdy przypominali sobie, jak potraktowali ją po akcji z trollami.

Kili energicznie zamachał ręką, wskazując jej miejsce na stoliku obok leżaka, na którym się wylegiwał. Przy jego nogach siedział Fili i dłubał coś przy fajce.

- Co masz na sobie? - młodszy książę uniósł brew, uważnym wzrokiem lustrując ubiór przyjaciółki.

- To się nazywa sukienka, drogi Kili. - odparła, poprawiając materiał na udach.

Kilku krasnoludów zaśmiało się pod nosem na odpowiedź blondynki. Brunet podrapał się nieco niezręcznie po głowie.

- No ale... czemu jest taka, no wiesz...

- Krótka?

- Dość krótka, tak.

- Widzisz, Kili, ponieważ często bawię się bronią, nie przepadam za sukienkami, długich natomiast już w ogóle nie trawię. - oparła brodę na dłoni - Są bardzo niepraktyczne i średnio wygodne, a do tego jest za ciepło. A co, nie podoba ci się?

- Skąd! E, znaczy się... bardzo ci w niej ładnie... prawda, Fili? - szturchnął brata butem.

Blondyn, który już od dłuższej chwili przypatrywał się dziewczynie, mrugnął do niej i uśmiechnął się półgębkiem.

Zrozumieć miłośćWhere stories live. Discover now