Rozdział szesnasty

758 82 8
                                    

To był kolejny, deszczowy dzień. Solbin szła u boku prezesa, kierując się do samochodu. Kałuże były dla niej utrapieniem, gdyż miała ubrane szpilki, dlatego przypuszczała, że w końcu wywinie orła. Noga jej się poślizgnęła, ale na całe szczęście zdążył złapać ją Jungkook, który wypuścił parasol, żeby obiema rękami chwycić ją w pasie. 

Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczyma, gdy zgięta w pół leżała w jego objęciach. 

- W porządku? - zapytał, a ona w odpowiedzi skinęła głową. Pomógł jej stanąć prosto i podniósł oba parasole z ziemi. Na całe szczęście nie było wiatru, ale lało jak z cebra, więc przez tę chwilę zdążyli zmoknąć.

- Zawsze muszę coś wywinąć - powiedziała wstydliwie, widząc jak na twarzy Jungkooka wkradł się uśmiech. - Przeze mnie jesteś mokry.

- To urocze - odpowiedział.

Przez dłuższą chwilę obserwowała go, stojąc w miejscu. Patrzyła, jak podszedł do samochodu i otworzył drzwi, skinięciem głowy ponaglając ją, by wsiadła. 

- Przepraszam - mruknęła, po czym skierowała się do niego szybkim krokiem. Wsiadając, spojrzała mu w oczy i wydawało jej się, że w tamtym momencie czas zwolnił. To było dziwne, ale właśnie wtedy poczuła, że to był fragment historii szamanki. Za każdym razem miała to dziwne uczucie, że wszystkie romantyczne wątki z jej szefem były powieścią tej szalonej kobiety.

Czuła się niezręcznie, ponieważ jej żółta koszula była mokra i prześwitywała. Całe szczęście, że wracali już do firmy, bo jak mogliby pokazać się w tym stanie przed obcymi ludźmi?

Jungkook pędził autostradą, gdyż spotkanie było poza miastem. Deszcz nie ustawał, a wycieraczki toczyły zawziętą walkę z kroplami zalewającymi przednią szybę. Solbin lubiła obserwować deszcz. To ją relaksowało. Jako dziecko często siedziała na parapecie w taką pogodę, czytając książki. Nie było nic wspanialszego niż dźwięk deszczu i dobra lektura.

Zaniepokojonym wzrokiem spojrzała na swojego szefa, gdy w silniku rozległ się dziwny hałas, a po chwili spod maski zaczęły wydobywać się kłęby dymu. Widocznie zmartwiony Jungkook zjechał na pobocze drogi.

- To nowy samochód... jak to możliwe? - mruknął. 

Obserwowała go, gdy wysiadł na zewnątrz, nie zabierając ze sobą parasolki. Był zdenerwowany i nie zależało mu już nawet na tym, że może się rozchorować. 

Otworzył maskę i po chwili zamknął ją z powrotem, po czym wrócił do środka.

- To fatum. Śmiem pomyśleć, że sprzedali mi wadliwy samochód. - Chwycił komórkę i wykonał telefon, wyjaśniając sytuację i prosząc o pomoc. - Będziemy musieli przeczekać tu godzinę, zanim pojawi się laweta - zwrócił się do niej, gdy zakończył rozmowę telefoniczną.

- Rozumiem.

Krople deszczu uderzały w samochód, a oni siedzieli w milczeniu. Solbin nie odzywała się, ponieważ zauważyła, że Jungkook stracił humor. Zapewne nie podobało mu się to, że nowo zakupiony samochód rozsypał się podczas pierwszej, dłuższej trasy.

Zerknęła na niego kątem oka, gdy oparł policzek na dłoni.

- Najważniejsze, że nic nam się nie stało. Nie wybaczyłbym sobie, gdybyś z mojego powodu została ranna.

- Przecież to nie twoja wina. Samochód w każdej chwili może się zepsuć - odpowiedziała, a wtedy on przeniósł wzrok na nią. - Na studiach miałam bardzo przyjazną, pogodną koleżankę. Swoją radością potrafiła zarazić każdego. Nigdy bym nie pomyślała, że nadejdzie dzień, gdy usłyszę o jej śmierci.

Koszmar nocy letniej ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz