Rozdział siódmy

1.3K 117 20
                                    

Ara nigdy nie sądziła, że będzie zmuszona do podjęcia się fizycznej pracy. Zawsze, gdy obserwowała harujące kelnerki, współczuła im, a los tak z niej zakpił, że z osoby, która zawsze kupowała najdroższe dania w restauracji, zamieniła się w kelnerkę na pół etatu. Miała szczęście, że szefem okazał się facet w podeszłym wieku, który lubił młode, atrakcyjne kobiety, więc bez problemu przyjął ją do pracy, nie mając wobec niej zbyt wysokich oczekiwań.

Na tę chwilę musiała złapać się czegokolwiek, by nie być pasożytem w rodzinnym domu Solbin.

Gdy wyszła z restauracji, w której jutro miała zacząć swój pierwszy dzień, przeklęła pod nosem, bo mżawka zamieniła się w ulewę. Otworzyła parasol i biegnąc w czarnych szpilkach po chodniku pełnym kałuż, kierowała się w stronę przystanku, gdyż za pięć minut odjeżdżał autobus.

Mogłaby rzec, że to jej szczęśliwy dzień, gdyby nie to, że jakiś pajac wjechał w kałużę, parkując samochód przy chodniku. Ara wypuściła parasol z ręki, czując, jak spływa z niej woda. Oburzona, z otwartymi ustami spojrzała na kierowcę, który wysiadł z auta, w jednej ręce trzymając parasol, w drugiej zaś telefon, od którego nie odrywał wzroku.

Ciśnienie jej podskoczyło, gdy dostrzegła, że to jej fałszywy mąż!

- Ty kretynie! – wrzasnęła, czym spowodowała, że on się wystraszył i upuścił telefon do kałuży. – Zrobiłeś to specjalnie!

Jin zmierzył ją wściekłym wzrokiem, gdy wyjął komórkę z wody. Na całe szczęście była wodoodporna i wciąż działała.

- To znowu ty, wariatko... – Chciał ją wyminąć, ale ona nie pozwoliła mu odejść. – Czego chcesz? Do czasu naszego rozwodu nie chcę mieć z tobą żadnego kontaktu.

Niekiedy się zdarzało, żeby Ara była agresywna, ale w tamtym momencie nie wytrzymała i chwyciła go za kołnierz marynarki. Był zaskoczony jej zachowaniem, ponieważ upuścił parasol.

Oboje stali na brzegu chodnika, moknąc do suchej nitki i patrząc na siebie z nienawiścią w oczach.

- Posłuchaj, plastikowa lalko... – zaczęła, mając zamiar dać mu szkołę życia. – Nie jestem gównem, żebyś oblewając mnie wodą, próbował spłukać ze swojego życia. Ja sama nie ponoszę winy za to, co wydarzyło się w Tajlandii, więc miej do mnie szacunek, jaki masz do swojej matki.

- Ale ja nie mam szacunku do matki. Zostawiła mnie, gdy miałem siedem lat, by zacząć życie z dziesięć lat młodszym od niej kochankiem – odpowiedział, zabierając jej ręce z kołnierza marynarki. – Tak więc...

Młody mężczyzna schylił się, by sięgnąć z chodnika parasol. Przez nią zdążył już przemknąć, a nie mógł pokazać się w tym stanie na spotkaniu.

Miał zamiar odejść, ale zatrzymały go słowa dziewczyny.

- Oboje nie wiemy, co wydarzyło się tamtej nocy i dlaczego jesteśmy prawowitym małżeństwem, ale ta pomyłka zrujnowała mi życie. Ojciec wyrzucił mnie z domu, nie mam gdzie mieszkać, nie mam za co żyć. Dopóki nie weźmiemy rozwodu, jesteś moim mężem i musisz wziąć za mnie odpowiedzialność.

Odwrócił się do niej twarzą, patrząc na nią z niedowierzaniem w oczach.

- Słucham?!

- Jeśli nie powiesz mi, gdzie mieszkasz i nie przyjmiesz mnie pod swój dach, zgłoszę się dzisiaj na policję i powiem im, że wykańczasz mnie psychicznie, a co gorsze wyrzuciłeś mnie z domu, nie martwiąc się o mój los.

Patrzył na nią szeroko otwartymi oczyma, czerwieniąc ze złości po same uszy.

- Oszalałaś?! – wydarł się, strasząc przechodzących obok niego ludzi. – To twój plan?

Koszmar nocy letniej ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz