Rozdział siedemnasty

671 75 11
                                    

Solbin straciła już cierpliwość. To ona powinna decydować o swoim życiu, a nie jakaś szalona wiedźma, która bawiła się przy pisaniu powieści. Tego było za wiele. Nie mogła wymazać z pamięci momentu, gdy Jungkook pocałował ją namiętnie w deszczu, twierdząc, że to jego prawdziwe uczucia.

No tak, bo kto normalny uwierzyłby, że ich życie pisane jest długopisem po kartkach? Brzmi to absurdalnie i nikt o zdrowych zmysłach nie uznałby tego za logiczne. Jungkook po prostu stwierdził, że w ten sposób starała się go odrzucić, dlatego przez cały czas zachowywał się tak, jakby stracił rozum. Ona nie reagowała, gdy w drodze powrotnej chwytał ją za dłonie lub patrzył w oczy miłosiernym wzrokiem.

Wiedziała, że to nie są jego uczucia, lecz fantazja wiedźmy i jak najszybciej musiała to zakończyć. Choć nie miała pojęcia jak to zrobić, by przywrócić swoje dawne życie.

Tej nocy nie potrafiła zasnąć, ponieważ jej głowę zakrzątały myśli na temat sytuacji, w jakiej się znalazła. To przez nią jej przyjaciółka, Jungkook i Seokjin tkwili w powieści wiedźmy, która bawiła się ich życiem. Jako dziecko nieumyślnie uwolniła ją z drzewa, mając teraz za to podziękowanie.

I co z tego, że ich życie układało się idealnie jak w książce? Gdyby na to pozwoliła, wierzyłaby, że szybciej bijące serce w towarzystwie Jungkooka to znak, że jest w nim zakochana. Mogłaby tkwić w bajce jako sekretarka, a zarazem przyszła żona prezesa firmy. Jeśli wiedziałaby, że to jest jej życie, a nie treść powieści to byłaby szczęśliwa, ale nie w sytuacji, gdy ktoś nią kierował.

Za wszelką cenę musiała to zatrzymać.

- Nie potrafisz docenić tego, co dla was robię, Solbin. Chcę zapewnić wam idealne życie w podzięce za uwolnienie mnie, ale ty uważasz, że to coś złego. Jest mi przykro. 

Leżąc na łóżku, podniosła się na łokciach i utkwiła wzrok w brzydkiej kobiecie, która wyszła z kąta pokoju.

- Tworzenie powieści, bawiąc się nami, to nie jest odpowiedni sposób na podziękowanie. Zwróć nam normalne życie.

- Czy zdajesz sobie sprawę z tego, co mówisz, Solbin? - Jej głos zabrzmiał zbyt ostro.

- Tak, to ja chcę kierować swoim życiem. Nie chcę dłużej być twoją marionetką. 

Światło w pokoju Solbin zapaliło się. Wiedźma stała przed łóżkiem dziewczyny, obserwując ją zwężonymi oczyma.

- Ranisz mnie. Powinnaś być mi wdzięczna za życie, które ci ułożyłam. Dzięki mnie poślubisz przystojnego, bogatego mężczyznę. Będziesz tkwić w bajce bez żadnych zmartwień.

- Ale ja nie chcę tkwić w bajce! Chcę odzyskać swoje dawne życie! Wolę, żeby było okropne i pełne bólu, ale moje, niż piękne i wymuszone, wykreowane przez szaloną wiedźmę! - Wybuchła, zanim ugryzła się w język. 

Oddychała ciężko, z przerażeniem w oczach obserwując kobietę. Widziała, jak wyraz jej twarzy diametralnie się zmienił.

- Czy zdajesz sobie sprawę z tego, czego sobie życzysz? Stracisz wszystko. Wymazując powieść, cofnę was do czasu wyjazdu do Tajlandii. Wasze życie może wyglądać zupełnie inaczej, nieszczęśliwie. Ktoś z was może nawet zginąć. W tym momencie was chronię. 

Serce biło jej jak oszalałe. Była wystraszona. 

- Ale to będzie nasze życie i jeśli tak zapisane jest w gwiazdach, to nawet jutro mogę umrzeć.

- Uraziłaś mnie, Solbin - oznajmiła wiedźma, unosząc zeszyt w górę. - A wiesz, dlaczego pięćset lat temu moja dusza została uwięziona w tamtym drzewie? Ponieważ tam straciłam życie za to, że zabiłam mężczyznę, który sprawił mi przykrość.

Koszmar nocy letniej ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz