Rozdział pierwszy.

866 38 0
                                    

Do mojego gabinetu wszedł mężczyzna, ubrany w drogi czarny garnitur jak i czarną koszulę. Na oko miał on metr osiemdziesiąt sześć może siedem wzrostu. Na jego twarzy widniał ciemny zarost, taki jak kolor idealnie ułożonych włosów na głowie. Kiedy wszedł po całym moim biurze w ciągu kilka sekund rozniósł się zapach jego mocnych perfum. Mocno i zdecydowanie szedł w kierunku mojego biurka. Jednak na twarzy nie widziałam żadnych emocji.

— Witam, Charlotte Diaz. — Powiedziałam neutralnym tonem, wyciągając dłoń w stronę klienta i tym samym nie przerywając z nim kontaktu wzrokowego.

— Massimo Morrone. — Rzucił krótko, po czym uścisnął moją dłoń i zajął krzesło na przeciwko mnie. — Jestem zobowiązany przeprosić panią, za niespodziewaną wizytę. Aczkolwiek jutro muszę być już na Sycylii. Równie dobrze mógłbym wysłać kogoś ze swoich asystentów, jednak chciałem spotkać się z panią osobiście.

— Rozumiem, w takim razie pragnę przedstawić panu projekt hotelu o który pan prosił. — Odwracając leżący projekt na moim biurku w stronę Morrone zauważyłam, że przygląda się moim czerwonym ustom i szczerze mówiąc nie zrobiło to na mnie wrażenia, wręcz byłam przyzwyczajona do tego. Mężczyźni bardzo często zwracali na nie swoją uwagę, jednak teraz niewiadomo z jakich powodów czułam się trochę speszona. Z ulgą odetchnęłam kiedy swój wzrok przeniósł na projekt.

— Hmm... — Wyprostował się na krześle i znów spojrzał na mnie. — Chciałbym przedyskutować jeszcze parę rzeczy.

— Oczywiście. — Delikatnie uśmiechnęłam się w stronę klienta. — Życzy pan sobie kawy? — Zapytałam, a kiedy dostałam pozytywną odpowiedź skierowałam go w stronę sofy oraz małego stolika, a następnie czując jego wzrok na sobie wyszłam do Melody.

Szczerze mówiąc spodziewałam się kogoś starszego słysząc, że Morrone jest naprawdę poważnym biznesmenem i wszystkie agencje biją się o współpracę z nim. A tymczasem był niewiele starszy ode mnie. Nie miałabym z tym żadnego problemu, klient to klient. Nie miałabym, gdyby nie fakt, że jego pewność siebie buchała od niego na kilometr. Niedługo później oboje zasiedliśmy przy małym stoliku przy filiżance kawy nad projektem. Zaimponował mi tym jaki był obeznany i jak konkretnie się wypowiadał. Kiedy zmieniłam pozycję zakładając nogę na nogę, nie umknęło to jego uwadze. Odchrząknął i wstał zapinając marynarkę od swojego czarnego garnituru.

— Bardzo dziękuję za spotkanie. Jestem zadowolony z projektu. — Powiedział swoim niskim tonem wyciągając dłoń w moim kierunku.

— Niezwykle cieszy mnie ten fakt. — Nie byłam mu dłużna. Również wstałam, a następnie uścisnęłam jego dłoń.

— Miło mi było panią poznać. — Dodał nadal ujmując moją dłoń i patrząc mi prosto w oczy jakby próbował coś z nich wyczytać.

Chwilę później byłam już sama w swoim biurze. Sama z towarzyszącym mi ciągłym zapachem mojego klienta. Do końca dnia w firmie zrobiło się już dużo spokojniej. Wszystko dzięki podpisanej umówie z Morrone, która zajmowała większość naszego czasu. Około godziny siedemnastej byłam już w domu. Leżąc po kąpieli na kanapie w salonie mojego apartamentu owinięta w biały puchaty ręcznik, nie wiedząc czemu w mojej głowie pojawił się obraz Morrone przyglądającego się moim ustom. Szybko otrząsnęłam się i wykonałam telefon do mojej matki, aby oświadczyć jej, że jednak przyjadę. Punkt dwudziesta wysiadłam z mojego czarnego range lover'a pod domem rodzinnym. Ubrana w czerwoną obcisłą sukienkę do kolan oraz w czarnych szpilkach z czerwonymi spodami nacisnęłam dzwonek do drzwi.

— Przypominam, że kiedyś też tu mieszkałaś. — Powiedziała mi kobieta otwierając drzwi.

— Ciebie również miło widzieć mamo. — Uśmiechnęłam się słabo wchodząc do środka. —Świetnie wyglądasz.

Mama mimo swoich lat wyglądała naprawdę zjawiskowo. Od zawsze była elegancką i zadbaną kobietą. Po krótkim przywitaniu z tatą jak i resztą rodziny zasiedliśmy do kolacji. Nie przepadałam za takimi wielkimi spotkaniami rodzinnymi. Czułam się przytłoczona masą pytań jak i sztuczną uprzejmością pomiędzy sobą. Po niespełna godzinie żałowałam, że przyjechałam autem. Gdybym tylko mogła wypić choć dwie lampki wina, byłam święcie przekonana, że jakoś lepiej bym to zniosła.

— Charlotte, twój ojciec wspomniał, że Massimo Morrone jest klientem twojej firmy. — Spojrzałam na jedną z moich ciotek, a następnie przerzuciłam wzrok na swojego uśmiechniętego ojca. Oczy wszystkich skierowały się na mnie. Lubiłam być w centrum uwagi, ale nie w takich sytuacjach. Z grzeczności rzuciłam tylko krótkie „zgadza się" na co po jadalni rozeszły się szmery, głównie między paniami. — Czy na żywo też jest taki przystojny i seksowny jak w telewizji czy na zdjęciach?

— Amando Diaz pragnę przywołać cię do porządku. — Odchrząknął mój ojciec w stronę swojej ciekawskiej siostry. Moja mama jedynie skarciła ją wzrokiem, ale owszem. Taka właśnie była moja ciotka. Wszędzie wpychała swój nos i sądzę, że była chyba największą plotkarą w naszej rodzinie. — Przystojny czy nie, oby wszystko poszło zgodnie z planem córeczko. Twoje zdrowie! — Dodał tata i z uśmiechem na ustach uniósł kieliszek z białym winem w górę.

— Dziękuję tato. — Odwzajemniłam uśmiech i uniosłam szkło z wodą.

Dochodziła dwudziesta trzecia i nic nie zapowiadało się na to, aby kolacja szybko się skończyła. Alkohol i rozmowy o interesach, bądź plotkowanie zrobiły swoje. Nikomu nie było śpieszno do domu oprócz mnie. Tak więc pożegnałam się z rodzicami, rodzinom i wyszłam. Kiedy wsiadłam do swojego samochodu odetchnęłam z ulgą i ruszyłam w stronę apartamentu. Po szybkim prysznicu znów rozłożyłam się w salonie, tym razem z butelką wina. Postanowiłam świętować swój mały sukces. Wciągnięta w jakieś tanie romansidło usłyszałam nagle dzwonek do drzwi. Nie kryłam zdziwienia patrząc na to, że była pierwsza w nocy. Niechętnie wstałam i otworzyłam drzwi.

— Co jest grane? — Mruknęłam, kiedy za drzwiami nikogo nie było, natomiast na wycieraczce stał sporych rozmiarów bukiet czerwonych róż. Wychyliłam głowę zza drzwi i rozejrzałam się dookoła, jednak na korytarzu nikogo nie zobaczyłam. Zmarszczyłam brwi i zabrałam bukiet do środka. Swoją drogą do najlżejszych nie należał. Kiedy postawiłam go na stole w salonie zabrałam się za szukanie jakieś kartki, której niestety nigdzie nie znalazłam. Wzruszyłam ramionami i powróciłam do oglądania filmu. Co rusz spoglądałam z powrotem na kwiaty i dopiero przy trzecim razie zobaczyłam małą, białą karteczkę wystającą z koszyka.

„Mały prezent w ramach podziękowań.                                     Kolor wybrany pod kolor
         Twoich cudownych czerwonych ust.
                                               Dziękuję."

Love is weakness.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz