Rozdział ósmy.

673 28 0
                                    

Minęło kilka tygodni. Kilka niezwykle miłych i spokojnych tygodni. Miłych, ponieważ zaczęłam spędzać dużo czasu z Cameronem i szczerze mówiąc byłam zdziwiona, że nie przeszkadzało mi to. Zazwyczaj stroniłam od relacji towarzyskich, a tu taka zmiana. Spokojnych, ponieważ Morrone przestał do mnie wydzwaniać i wypisać, kontaktował się ze mną jedynie jego wspólnik, przez to że wyjechał z Florydy. Budowa hotelu szła jak burza, więc i ja przekazałam wszystkie sprawy związane z nią Nathanielowi.

Podczas poniedziałkowego lunchu siedziałam przy swoim biurku, jednak stopy wyciągnęłam na jego blat. Dzięki Cameronowi zamieniłam swój ukochany makaron carbonara na zdrowy catering z firmy w której pracował ze Scottem. Z początku sceptycznie byłam nastawiona do takiego jedzenia. Jednakże po pierwszym spróbowaniu naprawdę mi zasmakowało. Nuciłam pod nosem piosenki lecące z radia i zajadałam się posiłkiem, kiedy nagle ktoś z impetem wpadł do mojego biura.

— Dlaczego nie odbierasz, nie odpisujesz na wiadomości, na maile?! — Wzdrygnęłam się widząc rozwścieczonego Morrone.

— Przepraszam, próbowałam pana zatrzymać, ale...

— W porządku Melody. — Przerwałam zestresowanej kobiecie stojącej za nim, a następnie zdjęłam nogi z biurka i wsunęłam stopy w szpilki. — Co pana do mnie sprowadza panie Morrone? — Zapytałam, kiedy Melody zniknęła za drzwiami.

— Charlotte... — Zaczął i ruszył w moim kierunku. Nie zatrzymał się jednak przy krześle, a podszedł do mnie, przekręcił mój fotel przodem do siebie opierając się przy tym o obydwa podłokietniki, po moich obu stronach. Był naprawdę blisko, przez co moje ciało spięło się. — Dlaczego mnie unikasz? Wróciłem z Sycylii, nie mogę przestać o tobie myśleć. A ty mnie po prostu unikasz... — Prawie że wyszeptał swoim niskim tonem.

— Massi... Panie Morrone proszę się odsunąć. — Odchrząknęłam. Wpatrywał się w moje oczy. Jego spojrzenie było na tyle magnetyzujące, że mimowolnie przygryzłam dolną wargę. Zwrócił na to uwagę, zaciskając przy tym mocniej swoje dłonie na podłokietnikach. — Jest pan moim klientem. I tylko klientem.

— Nie wygłupiaj się z tym panowaniem. Było nam przecież tak dobrze. — Nachylił się nade mną i prawie wprost w moje usta wypowiedział ostatnie zdanie. Poczułam irytujące napięcie między nami, przez które w biurze zaczęło robić się niezwykle gorąco. Kolanem prawej nogi rozsunął moje. Zmarszczyłam brwi, kiedy położył swoją dłoń na moim udzie, podciągając przy tym moją spódnicę. — Chciałbym usłyszeć, że ty też tęskniłaś. Że też mnie chcesz.

Przełknęłam ślinę, czując ciarki na całym ciele. Jednak niewiadomo skąd poczułam w sobie przypływ energii. Nie mogłam pozwolić na takie zachowanie. Zwinnym ruchem wstałam z fotela i podeszłam do drzwi łapiąc za klamkę.

— Powinien pan już iść. — Zaczęłam powoli otwierając drzwi. Morrone z prędkością światła znalazł się przy mnie zamykając je. Plecami stałam oparta o drzwi, z przerażeniem pomieszanym z dziwnym pożądaniem patrzyłam w na jego twarz. Nie mogłam nic z niej wyczytać.

— Nie chcesz żebym szedł. — Znów wyszeptał, nachylając się nade mną. Przymknęłam oczy, biorąc przy tym głęboki oddech. Chwilę później usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. Morrone położył dłoń na moim policzku i kciukiem przejechał po moich ustach.

Staliśmy pod tymi drzwiami. Czułam jakbym całkowicie przyrosła do podłogi, kiedy on zaczął składać pocałunki na mojej szyi i delikatnie rozpinać guziki od mojej koszuli. Powinnam była to przerwać, wezwać ochronę, zrobić cokolwiek. Tym czasem ja stałam jak ten słup soli. W pewnym momencie otworzyłam oczy i nasz wzrok zblokował się. Znów przyłapał mnie na tym, że przygryzałam dolną wargę. Niespodziewanie uniósł mnie do góry, a moje nogi samowolnie owinęły się wokół jego pasa. Nie przerywając kontaktu wzrokowego ruszył w kierunku biurka, a następnie posadził mnie na nim.

Love is weakness.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz