Minęło kilka tygodni. Kilka niezwykle miłych i spokojnych tygodni. Miłych, ponieważ zaczęłam spędzać dużo czasu z Cameronem i szczerze mówiąc byłam zdziwiona, że nie przeszkadzało mi to. Zazwyczaj stroniłam od relacji towarzyskich, a tu taka zmiana. Spokojnych, ponieważ Morrone przestał do mnie wydzwaniać i wypisać, kontaktował się ze mną jedynie jego wspólnik, przez to że wyjechał z Florydy. Budowa hotelu szła jak burza, więc i ja przekazałam wszystkie sprawy związane z nią Nathanielowi.
Podczas poniedziałkowego lunchu siedziałam przy swoim biurku, jednak stopy wyciągnęłam na jego blat. Dzięki Cameronowi zamieniłam swój ukochany makaron carbonara na zdrowy catering z firmy w której pracował ze Scottem. Z początku sceptycznie byłam nastawiona do takiego jedzenia. Jednakże po pierwszym spróbowaniu naprawdę mi zasmakowało. Nuciłam pod nosem piosenki lecące z radia i zajadałam się posiłkiem, kiedy nagle ktoś z impetem wpadł do mojego biura.
— Dlaczego nie odbierasz, nie odpisujesz na wiadomości, na maile?! — Wzdrygnęłam się widząc rozwścieczonego Morrone.
— Przepraszam, próbowałam pana zatrzymać, ale...
— W porządku Melody. — Przerwałam zestresowanej kobiecie stojącej za nim, a następnie zdjęłam nogi z biurka i wsunęłam stopy w szpilki. — Co pana do mnie sprowadza panie Morrone? — Zapytałam, kiedy Melody zniknęła za drzwiami.
— Charlotte... — Zaczął i ruszył w moim kierunku. Nie zatrzymał się jednak przy krześle, a podszedł do mnie, przekręcił mój fotel przodem do siebie opierając się przy tym o obydwa podłokietniki, po moich obu stronach. Był naprawdę blisko, przez co moje ciało spięło się. — Dlaczego mnie unikasz? Wróciłem z Sycylii, nie mogę przestać o tobie myśleć. A ty mnie po prostu unikasz... — Prawie że wyszeptał swoim niskim tonem.
— Massi... Panie Morrone proszę się odsunąć. — Odchrząknęłam. Wpatrywał się w moje oczy. Jego spojrzenie było na tyle magnetyzujące, że mimowolnie przygryzłam dolną wargę. Zwrócił na to uwagę, zaciskając przy tym mocniej swoje dłonie na podłokietnikach. — Jest pan moim klientem. I tylko klientem.
— Nie wygłupiaj się z tym panowaniem. Było nam przecież tak dobrze. — Nachylił się nade mną i prawie wprost w moje usta wypowiedział ostatnie zdanie. Poczułam irytujące napięcie między nami, przez które w biurze zaczęło robić się niezwykle gorąco. Kolanem prawej nogi rozsunął moje. Zmarszczyłam brwi, kiedy położył swoją dłoń na moim udzie, podciągając przy tym moją spódnicę. — Chciałbym usłyszeć, że ty też tęskniłaś. Że też mnie chcesz.
Przełknęłam ślinę, czując ciarki na całym ciele. Jednak niewiadomo skąd poczułam w sobie przypływ energii. Nie mogłam pozwolić na takie zachowanie. Zwinnym ruchem wstałam z fotela i podeszłam do drzwi łapiąc za klamkę.
— Powinien pan już iść. — Zaczęłam powoli otwierając drzwi. Morrone z prędkością światła znalazł się przy mnie zamykając je. Plecami stałam oparta o drzwi, z przerażeniem pomieszanym z dziwnym pożądaniem patrzyłam w na jego twarz. Nie mogłam nic z niej wyczytać.
— Nie chcesz żebym szedł. — Znów wyszeptał, nachylając się nade mną. Przymknęłam oczy, biorąc przy tym głęboki oddech. Chwilę później usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. Morrone położył dłoń na moim policzku i kciukiem przejechał po moich ustach.
Staliśmy pod tymi drzwiami. Czułam jakbym całkowicie przyrosła do podłogi, kiedy on zaczął składać pocałunki na mojej szyi i delikatnie rozpinać guziki od mojej koszuli. Powinnam była to przerwać, wezwać ochronę, zrobić cokolwiek. Tym czasem ja stałam jak ten słup soli. W pewnym momencie otworzyłam oczy i nasz wzrok zblokował się. Znów przyłapał mnie na tym, że przygryzałam dolną wargę. Niespodziewanie uniósł mnie do góry, a moje nogi samowolnie owinęły się wokół jego pasa. Nie przerywając kontaktu wzrokowego ruszył w kierunku biurka, a następnie posadził mnie na nim.
CZYTASZ
Love is weakness.
RomantikBycie najwybitniejszym architektem na Florydzie, to dla wielu perfekcyjne życie. Cóż, takie też było. Jednak nie ma nic za darmo, wszystko ma swoją cenę. Dla swojej pracy poświęciła życie towarzystkie, nie z przymusu. Kochała to co robi, p...