Rozdział jedenasty.

578 29 0
                                    

— Czym się stresujesz? Sami swoi. — Zaśmiał się Cameron, jednocześnie będąc niezwykle skupionym na prowadzeniu swojego samochodu.

Czym się stresowałam? Tak naprawdę sama tego nie wiedziałam. Cameron miał racje. Na spotkaniu miały być osoby, które przecież znałam. Znajomi z którymi znałam się już tyle lat. No i nauczyciele. Nie było powodu do stresu, jednak ten mnie nie opuszczał. Z zamyślenia wyrwała mnie dłoń Camerona dotykająca mojej.

— Jesteśmy na miejscu, gotowa? — Posłał mi pytające spojrzenie. Przełknęłam ślinę i skinęłam głową na tak.

Chwilę później Cameron wysiadł, obszedł auto i otworzył drzwi z mojej strony. Kiedy wysiadłam, a on wysunął swoje ramię, abym mogła je chwycić poczułam się dużo lepiej. Weszliśmy na salę i widząc znajome twarze poczułam dziwne ukłucie. Wszyscy rozmawiali między sobą, śmiali się. Niektórzy przyszli nawet ze swoimi partnerami czy też małżonkami. Zauważyłam nawet naszego wychowawcę i szczerze muszę przyznać, że wyglądał świetnie jak na ponad siedemdziesiąt lat.

— Cameron! — Słysząc ten znajomy głos oboje odwróciliśmy się w stronę ciemnoskórego mężczyzny. Liam Smith. Szedł w naszym kierunku ubrany w drogi garnitur z przepiękną kobietą, która trzymała go pod ramię. — Są i moi ulubieńcy! Widzę stara miłość nie rdzewieje.

— My nie...

— Ciebie też miło widzieć stary. — Cameron przerywając mi wykonał męski uścisk z Liamem.

— Przepiękna jak zawsze. — Liam szarmancko ujął moją dłoń i złożył na niej pocałunek. Posłałam mu ciepły uśmiech i pokręciłam głową z rozbawienia. — A to moja żona, Zoe.

— Bardzo miło mi was poznać, Liam wiele o was opowiadał. — Jej przemiły głos przepełniony ciepłem dostał się do moich uszu. Kiedy delikatnie podała mi dłoń już wiedziałam, że to idealna kobieta dla Liama.

Liam od rozpoczęcia gimnazjum stał się kobieciarzem. W liceum tylko się to nasiliło. Jednak zawsze interesowały go raczej niedostępne dziewczyny i z pazurem. Stale obracał się ich w towarzystwie, nie mówiąc już o ciągłej ich zmianie. Przychodziły i odchodziły. Jako paczka byliśmy przyzwyczajeni już do takiego jego zachowania. Tylko mi i dziewczynom było żal jego „ofiar". Jednakże Liam stale powtarzał, że w przyszłości jego żona będzie ciepłą, delikatną i subtelną kobietą. Taka właśnie była Zoe.

Po przywitaniu się, wszyscy ruszyli do stołu. Emocje i stres całkowicie opadły, a ja czułam się naprawdę dobrze. Co rusz ktoś rzucał jakąś wesołą historią z czasów liceum. Nie obyło się również o rozmowach na temat dorosłego życia. Kariera. Rodzina. Jedyne co mnie nurtowało to to, że wszyscy byli świecie przekonani o tym, że ja i Cameron byliśmy parą oraz to, że spotkanie rozkręciło się w najlepsze a ja nadal nie widziałam Inez. Przyjaźniłam się z nią od przedszkola. Wszystko robiłyśmy razem. Byłyśmy wręcz nierozłączne. Bynajmniej tak nam się wydawało. Ostatni raz widziałam ją w wakacje, przed rozpoczęciem studiów. Później kontakt zaczął maleć. Nie spotykałyśmy się, jedynie pisałyśmy na różnych komunikatorach. Jeszcze przed zakończeniem roku nasz kontakt całkowicie się zakończył.

-Przepraszamy za spóźnienie.

I wtedy zobaczyłam ją pierwszy raz od prawie siedmiu lat. Jej piękne, długie i rude włosy upięte były w wysoką kitkę. Za to na twarzy nadal miała swoje nieśmiertelne rumieńce. Była jeszcze piękniejsza niż za czasów szkolnych. Ubrana była w kremową, dopasowaną sukienkę. Jednak najbardziej w oczy rzucił mi się jej zaokrąglony brzuch. Była w ciąży, dzięki której promieniała. Nasz wzrok zblokował się i to było w pewien sposób niezwykłe. Dziwny dreszcz przeszedł moje ciało, kiedy posłała mi delikatny uśmiech. Odwzajemniłam go i przeniosłam wzrok na jej partnera. Przysięgam, że w tamtym momencie moja broda spotkała się z ziemią. Szok, który towarzyszył mi w tamtej chwili był nie do opisania. Partnerem Inez był nie kto inny jak Peter, swego czasu jej największy wróg.

Siedzieliśmy przy stole zajmując się podanym jedzeniem, a czas płynął naprawdę szybko i miło. Zauważyłam, że większość ludzi z naszego rocznika od końca liceum aż do dnia dzisiejszego nadal miało ze sobą kontakt. Ogarnął mnie lekki smutek przyglądając się przyjaźniom, które przetrwały tyle lat. Ja poświęciłam wszystko dla siebie i swojej kariery. W tym relacje towarzyskie. Około godziny dwudziestej po sali rozeszły się dźwięki muzyki, grającej przez wynajętą orkiestrę. Większość ruszyła na parkiet, w tym ja i Cameron. Jedną dłoń położył na mojej talii, a drugą ujął moją. Ja za to swoją położyłam na jego ramieniu i byliśmy na tyle blisko, że mogłam oprzeć podbródek o jego tors.

— I co? Jest aż tak źle? — Prawie że wyszeptał Cameron do mojego ucha.

— No wiesz... — Poderwałam głowę, aby móc spojrzeć na jego twarz. Nasz wzrok zblokował się, kiedy Cameron ściągnął brwi czekając na moją odpowiedź. — W zasadzie mogło być gorzej.

— Nie strasz mnie. — Oboje zaśmialiśmy się, nadal kiwając się w rytm muzyki. — Czy tylko ja byłem zdziwiony jak Inez weszła z Peterem? — Zapytał, a ja pokiwałam głową na nie.

— A tobie nie przeszkadza to, że uważają nas za pare?

Nie odpowiedział na to pytanie, a jedynie zatrzymał się. Spojrzał na mnie i trzymając mnie za dłoń, zaczął iść w stronę wyjścia na ogród. Całkowicie zdezorientowana szłam za nim, trzymając drugą ręką materiał swojej długiej sukni. Szliśmy tak, aż do miejsca w którym stała mała ławka a wokół nie było nikogo. Usiadłam na niej i skupiłam wzrok na lekko poddenerwowanym Cameronie.

— Cameron?

— Wiesz czemu wyszedłem wtedy z twojego mieszkania po tym jak powiedziałaś mi o tym, że uprawiałaś seks z Morrone? — Ściągnęłam brwi nie zdejmując z niego wzroku. — Na dobrą sprawę nie miałem prawa, aby się tak zachowywać i denerwować. Tylko, że Charlotte odkąd zobaczyłem cię wtedy na kolacji Morgan i Scotta i odkąd nasz kontakt wszedł na naprawdę dobry tor, nie mogę przestać o tobie myśleć. O Tobie. O Twoim uśmiechu i rany...

— Nie tylko, nie to... — Wyszeptałam cicho pod nosem czując co zaraz się wydarzy.

— Czuje, że moje dawne uczucia co do ciebie odżyły Charlotte.

Kiedy dokończył, ja poczułam jak serce podchodzi mi do gardła. Przystanął patrząc mi prosto w oczy. Tego obawiałam się najbardziej. Tego, że właśnie takie słowa wypłyną z jego ust. Wstałam z ławki i poczułam jak moje nogi miękną. Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Nie mogłam zdefiniować nawet tego co ja czułam. Jedno czego byłam pewna to to, że czułam się naprawdę dobrze przy Cameronie. Bezpiecznie. Zupełnie jak kiedyś. Szczerze mówiąc w tamtej chwili stojąc z nim w ogrodzie poczułam się jakbyśmy byli tam tylko my. Jego słowa wciąż odbijały się echem w mojej głowie, kiedy on zaczął zmniejszać dystans między nami. Był już na tyle blisko mnie, że nasze klatki piersiowe prawie się stykały. Uniósł dłonią mój podbródek, przy czym musiałam zadrzeć lekko głowę, ponieważ mimo szpilek on nadal był wyższy ode mnie o kilka centymetrów. Z mojego podbródka przeniósł dłoń na policzek.

— A ty Charlotte? Co czujesz? — Zapytał łagodnym tonem. Kiedy zaczął kciukiem głaskać mój policzek, ja przymknęłam oczy. Otworzyłam je i napotykając jego oczy, przez moje ciało przepłynęło przyjemne ciepło. Nachylił się powoli, jakby bał się, że jeden fałszywy ruch i ucieknę. Jednak ja stałam nie reagując. Przybliżył usta do moich i kiedy zamknęły się w pocałunku poczułam się jakbyśmy znów byli nastolatkami, a nasza miłość nadal trwała.

— Cameron... — Wyszeptałam, delikatnie odsuwając się od niego. Mężczyzna posłał mi pytające spojrzenie. — Czy mógłbyś odwieźć mnie do domu?

Widziałam jak na jego twarzy zaczął malować się smutek. Smutek, który ukuł mnie prosto w serce. Cameron jedynie skinął głową na tak i bez słowa ruszył w stronę parkingu. Nie żegnaliśmy się z nikim, chyba oboje nie mieliśmy nawet na to ochoty. W ciszy przemierzaliśmy trasę do mojego apartamentu. Nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa. Jedynie przy wysiadaniu rzuciłam krótkie - dobranoc. Nie wiem ile czasu spędziłam siedząc w salonie przy winie i analizując to co miało miejsce. W głowie miałam straszny bałagan. Nie mówiąc już o swoich uczuciach. Nie spodziewałam się takich słów ze strony Camerona. Do tej pory myślałam, że jesteśmy po prostu dobrymi przyjaciółmi. Wisienką na torcie był nasz pocałunek. Po tylu latach znów poczułam tą magię, która towarzyszyła nam za każdym razem, kiedy nasze usta zamykały się w pocałunku.

Love is weakness.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz