Rozdział dziesiąty.

600 27 0
                                    

Fakt, że między mną a Cameronem znów było dobrze, niebywale podniósł mnie na duchu. Nie mówiąc już o tym, jak wdzięczna mu byłam, że chciał jechać ze mną do szpitala w którym znajdował się mój ojciec. Z racji tego, że był już wieczór, to i ruch na drodze był mniejszy. Bez żadnych korków czy innych problemów dotarliśmy pod szpital. Zaparkowaliśmy swoje samochody i razem, krok w krok, ruszyliśmy w głąb budynku.

— Hej tato. — Powiedziałam cicho, wchodząc do sali. Na całe szczęście mojej mamy tam nie zastałam, tylko tatę leżącego na łóżku. — Jak się czujesz?

— Witaj Charlotte. Już dobrze, dziękuje. — Uśmiechnął się słabo, gdy zajmowałam miejsce na krześle przy nim. Kiedy usiadłam przeniósł wzrok na drzwi, w których stał Cameron i mogłabym przysiąc, że ucieszył go ten widok. — Cameron! Jak dobrze cię widzieć!

— Dobry wieczór panie Diaz. — Powiedział Cameron, a następnie ruszył w kierunku ojca, aby uścisnąć jego dłoń. — Cała przyjemność po mojej stronie.

Siedziałam przyglądając się dwójce rozmawiających mężczyzn. Za czasów szkolnych Cameron często bywał u nas w domu, a mój tata lubił rozmawiać z nim na najróżniejsze tematy. Rodzice Camerona jak i moi, często widywali się na różnych kolacjach czy obiadach. Głównie przez to, że od podstawówki do końca liceum, zawsze byliśmy w jednej klasie. Do ich spotkań dołączali również rodzice Inez, mojej najlepszej przyjaciółki z czasów szkolnych. Kiedy rodzice chodzili na kolacje, my zazwyczaj udawaliśmy się na imprezy. Z raz czy może dwa, również byliśmy na takiej kolacji, ale dla nas były one zdecydowanie za nudne.

— Minęliście się z mamą, wyszła z dziesięć minut temu. — Zaczął ojciec, patrząc na mnie a następnie przeniósł wzrok z powrotem na Camerona. — Na pewno ucieszyłaby się widząc cię, tak samo jak ja. — Dokończył, a Cameron posłał mu przyjazny i wdzięczny uśmiech.

— Powiedziała mi, że to przeze mnie tu jesteś. — Nie miałam przed ojcem żadnych tajemnic, zawsze byłam z nim szczera w stu jeden procentach. Szczerze mówiąc z ojcem od zawsze miałam lepszy kontakt niż z własną matką. Dlatego też siedząc przy nim czułam, że muszę mu o tym powiedzieć.

— Ta kobieta mnie kiedyś wykończy. — Zaśmiał się, ale po jego minie widać było, że wcale nie było mu do śmiechu. — Trzeba znaleźć mamie jakieś zajęcie. Żyje tymi plotkami, spokoju z nią nie ma. Moja siostra zresztą nie lepsza. — Pokręcił głową i westchnął.

Spędziliśmy z Cameronem u taty z dobrą godzinę. Nie chcieliśmy go męczyć, więc przed ciszą nocną pożegnaliśmy się. Cały czas zastanawiałam się nad słowami ojca i stwierdziłam, że to faktycznie może być dobry pomysł. Gdyby mama znalazła sobie zajęcie nie miałaby czasu na plotki i inne tego typu rzeczy. Pozostało tylko pytanie, co to by miało być za zajęcie?

— Charlotte... — Głos Camerona wyrwał mnie z zamyślenia. Siedzieliśmy na małej ławeczce przed budynkiem szpitala. Zwróciłam się w jego stronę i posłałam mu pytający wzrok. — Jutro jest spotkanie naszego rocznika, dzwonił dzisiaj do mnie Liam.

— Twój kumpel z drużyny? — Zapytałam, aby się upewnić czy dobrze zapamiętałam. Jednak chyba oszukiwałam samą siebie. Doskonale pamiętałam kim był Liam. Poczułam się dziwnie, że do mnie nikt nie napisał ani nie zadzwonił w związku z tym spotkaniem.

— Tak, tak. Ale chciałem zapytać czy chciałabyś pójść ze mną? — Zblokował nasz wzrok i ujął moją dłoń swoją. Spojrzałam na nasze dłonie, a następnie wzrokiem powróciłam do ciemnych oczu Camerona.

— No nie wiem czy to dobry pomysł...

— Proooszę. — Przeciągnął robiąc przy tym minę słodkiego szczeniaczka. Zawsze ją robił, gdy o coś mnie prosił, kiedy byliśmy jeszcze parą zakochanych nastolatków.

— No dobrze, dobrze już. — Zaśmiałam się i pokręciłam głową.

Cameron nie krył swojej ekscytacji. Posiedzieliśmy jeszcze chwilę rozmawiając i udaliśmy się do swoich samochodów. Będąc już w windzie jadącej na piętro, gdzie znajdował się mój apartament, uśmiechałam się sama do siebie. Obecność Camerona bardzo pozytywnie wpłynęła na cały mój dzień. Nie zapominając o tym, że miałam zostać druhną Morgan. Byłam szczęśliwa, a jednocześnie bardzo zmęczona. Ten dzień ze względu na emocje, był naprawdę ciężki i męczący. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Jednak kiedy zdjęłam buty i zaczęłam iść do salonu zaczęłam odczuwać jakiś dziwny niepokój.

— Matko boska co ty tu robisz?! — Krzyknęłam z przerażenia i położyłam dłoń na sercu.

— Pisałem do ciebie i nie dostałem żadnej odpowiedzi. — Zaczął i ruszył w moim kierunku. — Lekko się zdenerwowałem, gdy powiedziano mi, że jesteś w szpitalu u ojca z jakimś mężczyzną. — Szedł w moim kierunku, kiedy ja zaczęłam się cofać.

— Jak tu wszedłeś? — Na moje pytanie po prostu się zaśmiał, co zaczęło mnie irytować. Był już naprawdę blisko mnie, kiedy wyciągnęłam rękę i zaczęłam go lekko odpychać. — Nie podoba mi się to, że od tak wpakowałeś się do mojego mieszkania, to po pierwsze. Po drugie skoro nie dostałeś żadnej odpowiedzi znaczy, że nie mogłam bądź nie chciałam ci odpowiadać. A po trzecie skąd wiesz, że byłam w szpitalu u ojca? Śledzisz mnie? — Parsknęłam nerwowo.

— Doglądam czy wszystko u ciebie w porządku. — Przyłożył dłoń do mojej twarzy, jednak chwilę później odsunął ją i zaczesał kosmyk moich włosów za ucho. — Zastanowiłaś się nad tym co wczoraj ci powiedziałem?

Skupił swój wzrok na moich oczach. Zauważyłam jak jego twarz i cała postawa, zaczyna poważnieć. Przełknęłam ślinę i pokręciłam głową. Nie zastanawiałam się nad tym i szczerze mówiąc nie miałam czasu ani chęci. Widząc jego poważną postawę bałam się mu o tym powiedzieć. Nie miałam zielonego pojęcia jak zareaguje. Do porządku przywołał mnie fakt, że nie dość że mnie śledził, to wszedł sobie do mojego apartamentu jak do siebie. Ściągnęłam brwi czując jak narasta we mnie złość.

— Nie. Nie zastanowiłam się. — Przeniosłam wzrok na zegar na ścianie i z powrotem na Morrone. — A teraz przepraszam, ale już jest późno a ja jestem strasznie zmęczona.

Dłuższy czas analizował moją twarz i to co powiedziałam. Zauważyłam jak zaciska szczękę, co pokazywało, że jednak go trochę zdenerwowałam. Kamień spadł mi z serca, gdy bez słowa złożył pocałunek na moim policzku, a następnie wyszedł. Odetchnęłam z ulgą słysząc dźwięk zamykanych drzwi i ruszyłam do łazienki. Leżąc w wannie i relaksując się przy tym, zaczęłam myśleć o rodzicach, o Cameronie i o Morrone. Z moich przemyśleń wynikło tylko jedno. Mianowicie moje kontakty z Morrone powinny zostać tylko na stopie zawodowej. Choć nie ukrywałam tego, że pociągał mnie jako mężczyzna. Może gdyby nie był moim klientem sprawy potoczyłyby się inaczej. Jednak w tej sytuacji musiało pozostać tak jak jest. Po kąpieli zjadłam tosty i padnięta udałam się prosto do swojego łóżka.
Prawie już usypiałam, kiedy mój telefon wydał z siebie dźwięk świadczący o nowej wiadomości. Lekko skrzywiłam się, gdy do moich oczu dostało się jasne światło z wyświetlacza. Jednak skrzywienie bardzo szybko przerodziło się w rozczulający uśmiech. Poczułam się jakbym znów miała siedemnaście lat.

Od: Cameron Fritz
Dobranoc Char, śpij dobrze. Ps. Nie mogę się doczekać, aż znów cię zobaczę(:

Love is weakness.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz