Rozdział szestansty.

542 31 0
                                    

Poniedziałek. Początek nowego tygodnia. Jednak przede mną zapowiadała się ta sama monotonia. Punkt siódma wjechałam windą wprost na piętro, na którym znajdowała się moja firma. Przywitałam się z Melody oraz Jackiem i udałam się do swojego biura. Nim w firmie zebrali się wszyscy pracownicy zdążyłam wypić filiżankę swojej ukochanej kawy i zjeść śniadanie. Nadal dostawałam catering z firmy w której pracował Cameron wraz ze Scottem. Swoją drogą odkąd pogodził się z Niną nasz kontakt zmalał. Praktycznie w ogóle nie rozmawialiśmy ze sobą. Od czasu do czasu któreś tylko zadzwoniło z pytaniem co słychać.

Od rana do pory lunchu wszyscy w firmie skupialiśmy się na swoich obowiązkach. Przed nami szykowało się zamknięcie dwóch dość sporych projektów. Nie tak sporych jak otwarcie hotelu Massimo, ale równie ważnych. Za to hotel cieszył się dużą liczbą gości i był przez nich chwalony. Przyjeżdżali do niego nawet ludzie z innych krajów. Dzięki czemu wieści o naszej firmie bardzo szybko się rozeszły, nadsyłając do nas co rusz to nowe projekty. Przez to nieraz musiałam zabierać pracę do domu i niestety brakowało mi czasu dla samej siebie. Nie wspominając już nawet o tym, że zaczęliśmy mijać się z Morrone. Widywaliśmy się przelotem, gdy on musiał wyjeżdżać i coś załatwiać. Wracał późno. Czasem udało nam się jeszcze porozmawiać przed snem, a czasem wracał, kiedy już spałam.

— Pani Charlotte, ma pani gościa. —Usłyszałam zaraz po tym jak drzwi do mojego biura otworzyły się.

— W porządku. — Powiedziałam wstając z fotela i przymykając laptopa. Melody uśmiechnęła się do mnie po czym wyszła.

— Witam, można? — Zapytał mężczyzna wchodząc, a ja poczułam przyjemne ciepło w środku widząc znajomą twarz.

— Pewnie Cameron. — Odpowiedziałam wychodząc zza biurka. Po przywitaniu się usiedliśmy na małej sofie. — Miło cię widzieć. W końcu. — Zaśmiałam się nerwowo.

— No coś nie mogliśmy się dogadać. — Podzielił mój śmiech i przeczesał palcami swoje włosy, co nie umknęło mojej uwadze. Zawsze to robił, gdy się czymś stresował.

— Wszystko w porządku?

— Będę ojcem. — Wypowiedział te dwa słowa z niesamowitymi iskierkami w oczach, a mi zaparło dech w piersiach. Na jego usta wpłynął ogromny uśmiech. Bez wątpienia był szczęśliwy, cholernie szczęśliwy.

— Matko Cameron, to świetna wiadomość! Gratulacje! — Przytuliłam go delikatnie. Jednak nie potrafiłam w stu procentach podzielać jego radości.

Z racji tego, że Cameron wpadł w odwiedziny po południu, po godzinnym spotkaniu wspólnie wyszliśmy z firmy i rozjechaliśmy się w swoje strony. To nie było tak, że nie cieszyłam się z tej informacji. Cieszyłam i to bardzo, ale owładnęły mną mieszane uczucia. Być może spowodowane było to tym, że kiedyś coś nas łączyło i planowaliśmy wspólną przyszłość. Dom, dzieci. Przeze mnie wszystko się skończyło, a teraz inna kobieta podzielała z nim nasze wspólne plany. A może dlatego, że miałam już prawie dwadzieścia pięć lat i nadal nie założyłam swojej rodziny? Ciężko mi było powiedzieć.

Kiedy wróciłam do domu nikogo w nim nie zastałam. Massimo jak zwykle nie było, a mnie przywitały puste ściany. Po szybkim prysznicu udałam się prosto do kuchni. Postanowiłam zrobić kolację dla mnie i mężczyzny. Choć tak naprawdę było to ryzykowne, ponieważ nie wiedziałam czy wróci na nią a sam nie odbierał telefonu. Gotując wciąż nie mogłam przestać myśleć o tym co zakomunikował mi dzisiaj Cameron.

— Cholera! — Syknęłam z bólu, kiedy podczas krojenia warzyw nacięłam skórę na palcu. Szybkim ruchem podeszłam do szafki w której była apteczka.

Nienawidziłam widoku krwi, a w tamtym momencie było jej zdecydowanie za dużo. Jej widok zadziałał na mnie do tego stopnia, że powoli zaczęłam osuwać się na ziemię. Na szczęście w ostatniej chwili chwyciłam apteczkę z blatu, nie dbając o to, że cała jej zawartość rozsypała się po meblu i podłodze. Byłam coraz słabsza i kamień spadł mi z serca, kiedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.

Love is weakness.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz