Rozdział 11.

1.4K 93 2
                                    

* Zayn * ( dwa tygodnie wcześniej )

Biegnę wręcz wychodząc ze szpitala.

Miałem nadzieję, że Add o wszystkim zapomni. Ale pamiętała.

Musiałem, musiałem podać jej ten środek.

Dla niej to też będzie lepszym rozwiązaniem. Tu nie chodzi o mnie.

Chodzi o jej bezpieczeństwo. Chłopaki mi ufają chodź wiem, że coś podejrzewają. Ale co ja mam im powiedzieć?

Siema chłopaki, miałem broń bo boję się, że w każdej chwili dostanę kulą w łeb?

Albo innaczej

No siema. Tak mam broń bo należę do gangu w którym zabijamy bezbronnych ludzii.

Tak wiele razy chciałem im wyjawić prawdę.

Ale nie mogę. Jeśli by wiedzieli, kazano by mi patrzeć na ich śmierć. Ja tego nie chciałem. Miałem wybór.

1.Perri i chłopaki będą żyć. A ja zostaję w gangu

2. Perri i chłopaki zginą a ja będę wolny.

Wybór był łatwy. Do czasu. Teraz wszystko się pokomplikowało. Jestem w gównie i to dosłownym. Oni coś podejrzewają. Oni wiedzą, że moi przyjaciele coś widzieli. Ale kiedy będą mieli pewność zginiemy my wszyscy.

A co boli mnie najbardziej?

Oni dowiedzieli się, że spędzamy wiele czasu z Add. Stwierdzili, że zmienia nas. Że im przeszkadza. Jest celem.

To ja zwróciłem ich uwagę na nią. To oni nakierowali tego chuja jak znaleźć Adelie.

Nagle coś sobie uświadomiłem.

Mieli plan.

Mają plan.

Oni nie chcą już tylko mnie.

Oni chcą nas wszystkich.

I zabiją każdego kto im stanie na drodze.

Chce wsiąść do samochodu, ale nagle ktoś mnie rzuca o samochód wyrywam się ale czuję ukłucie na szyi. Po czym zsuwam się na drogę. I widzę już tylki ciemność.

****

Sorki ze dopiero teraz ale ciezko bylo dzis ze mna po wczoraj --

Lost hope. | H.S |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz