* kilka dni później *
Wracam właśnie ze szkoły. Dziwnie się czuję wiedząc, że już nigdy w niej nie zobacze swojego przyjaciela. Zawsze mnie chronił, rozmawiał, był ze mną. Dla mnie. A teraz? Jestem sama w tym gównie.
W szkole tak jak myślałam mam opinie zwykłej szmaty, nawet nauczyciele patrzą na mnie jak na kurwe. Nikt nie hamuje się z docinkami. Tak bardzo potrzebuje Harry'ego w takich sytuacjach...
Ale go nie ma, modest ich wezwał. A ja wiem dlaczego. Nie dość, że nie byli na kilku koncertach i wywiadach to jeszcze ten wywiad z dziennikarzami.. Brad się postarał, by zniszczyć życie nie tylko mi... Zniszczył je Styles'owi. Ma jeszcze gorszą opinię niż przedtem. Boję się o niego.
Harry mimo wszystko dzwoni do mnie kilka razy dziennie, pytając czy na pewno nie przyjechać. Uważa że tak po prostu może rzucić wszystko dla mnie. Nie myśli o sobie... Przecież, to jego marzenia!!! Śpiewanie to jego pasja, a ja nie zamierzam mu tego odbierać, nawet jeśli znów, by mnie ktoś porwał...
Porwanie...
I znowu ta sama myśl... Rodzice.
Codziennie, przychodzą pod mój dom prosząc o rozmowę... Z jednej strony jestem jakaś pojebana... Powinnam się cieszyć nie? Ale z drugiej... Oni mnie okłamali, ja nie wiem co mam robić. To jest takie yhhh... Skomplikowane.
Nie... To jest bardziej popierdolone.
Wchodzę do domu, rzucając torbę na podłogę, po czym kieruje się do salonu, by robić to co zawsze... No może nie zawsze, raczej od tygodnia.
Wróciłam do cięć.. Nie wiem jak ukryję to przed zielonookim, ale po prostu ja muszę to robić. Pomaga mi to zapomnieć, choć na chwilę...
Biorę do ręki żyletkę, by po chwili zrobić kilka nowych cięć na nadgarstku. Patrzę na krew która spływa po mojej dłoni, lecz to dla mnie za mało. To już mi nie pomaga, muszę zrobić więcej... Ranić siebie mocniej i głębiej. Zasługuję na to.
Wszystko to moja wina, ludzie nie mają kłopotów... Do czasu kiedy poznają mnie. Potem umierają, walcząc o moje życie.
Kiedy już zaczynam pogłębiać swoje rany, słyszę dzwonek do drzwi, nie reaguje. Kontynuując, słyszę kolejny dźwięk, lecz tym razem ktoś wali do drzwi.
Odkładam żyletkę, po czym na szybko owijam swoj nadgarstek starym bandarzem.
Ruszam do drzwi krzycząc, że już idę. Osoba ta odpowiedziała mi, żebym się pospieszyła.
Cholera, czy ja dobrze słyszę?
- Emila?! Co ty tu robisz? - Pytam rzucając się jej na szyję.
- Gdzie ty byłaś? Co się stało? Byłam u ciebie.. Widziałam.. - Przerwałam jej.
- Chodź. Zaraz ci wszystko wytłumaczę, ale będzie mi ciężko EMI..
*****************
Po około dwóch godzinach kiedy to opowiedziałam przyjaciółce o tych wszystkich zdarzeniach, nadal nie przestawałyśmy płakać. Tak bardzo się cieszę, że ją widzę...
Ale boję się, że teraz kiedy wróciła, grozi jej niebezpieczeństwo.
Cieszyłabym się także, jeśliby poszła ze mną na pogrzeb Lukasa, ale nie zrobi tego.
A dlaczego?
Nikt nie wie o jego śmierci...
Musieliśmy to ukryć, ale to nie znaczy, że nie został godnie pochowany. Wszystko załatwiliśmy tak, by było to tajemnicą. Mimo to, cholernie mnie to boli..
Byłam tak zatracona w tym wszystkim, że zapomniałam zapytać o coś równie ważnego.
- A ty gdzie byłaś? Dlaczego teraz wróciłaś?
- Add... Muszę ci coś powiedzieć. - Po tych słowach, wparowali do domu moi rodzice, lecz gdy tylko ujrzeli Emilie, spojrzeli na nią z wściekłością.
- Dlaczego wróciłaś?! Dlaczego nam nie powiedziałaś co się stało po wypadku? Przez te wszystkie lata, byłem pewny że jest szczęśliwa! To przez ciebie!
Kurwa...
Co?!
Emila wszystko wiedziała?!
- Czy ja kurwa dobrze słyszę?!
Wiedziałaś, o nich od samego początku?
Jak mogłaś!
- Krzyknęłam, wybiegając z domu, nawet się nie odwracając. Nie wiedziałam, gdzie biec.
Chciałam jednego.
Być jak najdalej stąd.
Nie sprawdzony
CZYTASZ
Lost hope. | H.S |
FanfictionSamobójstwo to jedyny błąd, którego nie można potem żałować. Moje życie to jedno, wielkie, niedokończone samobójstwo.Chciałabym być łzą. Urodzić się w Twoim oku, spłynąć po policzku i umrzeć na Twoich ustach. Jest na świecie taki rodzaj smutku, kt...