Przetarł dłonią twarz.
Skrzywił się czując dudnienie
w swojej głowie.
Kark bolał go niemiłosiernie,
z resztą tak samo jak reszta jego odrętwiałego ciała.
Na dodatek ten potworny ucisk
w żołądku.
Zmrużył swoje zielone,
przymglone oczy.
Suchość jaką odczuwał była strasznie dokuczliwa, a połykana ślina nawet w najmniejszym stopniu nie nawilżała jego gardła.
Wszędzie dookoła panowała biel,
a on leżał w wannie,
nawet nie wiedział w czyjej i nie pamiętał, jak się w niej znalazł.Poczuł na sobie jakiś ciepły ciężar.
Spuścił wzrok, by zobaczyć co to.
Niemal pisnął widząc długie, czarne jak smoła włosy.Zmarszczył czoło, próbując sobie przypomnieć jakiekolwiek wydarzenia sprzed kilku godzin, lecz na próżno.
Wstrzymał oddech, gdy rozpoznał tę oto istotę.
Na nim leżała Pansy Parkinson, która miała na sobie jego czerwoną bluzę z kapturem.
Ponownie przełknął ślinę.
Powoli, bardzo ostrożnie podniósł się i delikatnie jak tylko mógł odsunął śpiącą dziewczynę, błagając w myślach, by się nie obudziła.
Podszedł do umywalki i dostrzegł swoją bladą, jak ściana, pozbawioną wszelkiej chęci do życia twarz.
Uchylił głowę i przemył ją zimną wodą, a potem napełnił cieczą swoje usta.Takiego kaca chyba nie miał w całym swoim życiu.
Po tej czynności, która przyniosła mu mikroskopijną ulgę,
wyszedł z łazienki.
Niestety wszystkie doświadczenia
z życia wybrańca, nie przygotowały go do zobaczenia tego widoku.Pierwsze, co rzuciło mu się w oczy, był okropnie zaśmiecony butelkami
i pustymi puszkami salon.
Wokół na podłodze leżały jakieś ubrania i papierki po jedzeniu, najpewniej po jakichś słodyczach.
Pomieszczenie wyglądało, jakby ktoś toczył w nim jakąś bitwę.Usłyszał ciche chrapanie.
Skierował wzrok w jego kierunku.Ujrzał leżącego pod stołem w samej bieliźnie, czarnoskórego chłopaka, który przytulał się do pustej butelki ognistej.
Na jego oczach spoczywały zagubione okulary Harrego, a na czole miał namalowaną czerwoną szminką błyskawice.Skierował wzrok na kanapę.
Próbował sobie wmówić, że wada wzroku plata mu figle, ale tak nie było.Na kanapie spała jego najlepsza przyjaciółka, w objęciach ich odwiecznego wroga, Draco Malfoya.
Kiedy minął mu pierwszy szok, wypuścił z płuc zapas powietrza, który trzymał chwilę zawzięcie.
Chciał się do nich zbliżyć, ale jego stopy zaplątały się o leżące na podłodze ubrania Diabła.Upadł na podłogę z hukiem, budząc przy tym pozostałą trójkę.
Głośny odgłos przestraszył Zabiniego, który gwałtownie się podnosząc, uderzył głową o stół.
Zaklnął siarczyście, chwytając się za bolące miejsce, ponownie spadając na włochaty dywan.***
- Co się dzieje? - szepnęła do siebie, wciąż walcząc ze zmęczeniem.
Nie chciała otwierać oczu,
było jej zbyt miło.
Nadal czuła ten zapach, tak bardzo przyjemny i uspokajający.
Byłoby idealnie, gdyby nie przeszywający ból głowy, który ją dopadł.
I ten irytujący hałas.Poczuła pod sobą poruszenie.
Zupełnie nie podobne do jej sztywnego łóżka.
Poruszała palcami, które spoczywały obok jej twarzy.
Poczuła pod nimi jakiś cienki materiał, a pod nim zarys klatki piersiowej.
Uniosła niechętnie głowę i napotkała wpatrujące się w nią, szerokie, przerażone, stalowe oczy.
CZYTASZ
Twój Cień { Dramione }
Fiksi Penggemar" - Możesz się odsunąć? - wolała trzymać go na dystans. - Nie uciekaj ode mnie, Granger. - Ja przecież nie uciekam... - nieco się speszyła, co usilnie chciała przed nim ukryć. - Uciekasz, a to mnie jeszcze bardziej zachęca do zrobienia z tobą rzeczy...