0| przydział do sprawy

1.2K 94 70
                                    

  Ten dzień miał być do bólu zwyczajny. Szare niebo, chmury, deszcz. Osowiali ludzie na popękanych chodnikach, stygnący na odrapanym biurku kubek zbyt słabej kawy. Włóczący się po biurze współpracownicy, nie wykraczający poza nudną definicję tego dnia.

  Bakugo Katsuki nie był wyjątkiem od reguły. Powolnym ruchem prawej ręki mieszał łyżeczką we wcześniej wspomnianym kubku kawy, zapominając o tym, że już od dawna jest zimna. Lewą ręką przerzucał leżące na jego odrapanym biurku papiery, przyniesione przez któregoś z włóczących się po biurze współpracowników. Znudzonym wzrokiem gapił się na osowiałych ludzi na popękanych chodnikach, na których z chmur na szarym niebie padał deszcz.

  Ziewnął, kręcąc głową i mrugając kilka razy, by otrząsnąć się z wszechobecnej atmosfery przytłaczającego spokoju. Odłożył łyżeczkę i papiery, po czym złapał za uchwyt kubka, przytykając jego brzeg do ust. Podświadomie wzbraniał się przed wzięciem łyka, wiedząc, że zapomniał jej posłodzić i na pewno jest potwornie gorzka.

  — Kacchan, nie śpij! — zawołał ktoś, z głośnym hukiem kładąc coś na biurku Katsukiego. Kolejne dokumenty do uzupełnienia? — Wyglądasz okropnie.

  Znowu ziewnął, przecierając oczy wolną dłonią. Intruz nie musiał tego mówić, wiedział przecież.

  — Kaaacchan. — Przed oczami śmignęła mu poorana kilkoma bliznami dłoń. — Halo, jest tu ktoś?

  — Zamknij się, Deku.

  Właśnie, to był Deku. Izuku Midoriya, mówiąc inaczej. Najbardziej irytująca osoba na calutkim świecie, a przynajmniej tej części świata, którą znał Katsuki.

  — Radosny jak zwykle! Aizawa ma do ciebie sprawę.

  — Więc dlaczego ty tu jesteś? — burknął Katsuki, unosząc głowę. Deku wyglądał jak zwykle, to jest odstawał od całej reszty. Niesforne zielone loki, błyszczące oczy, szeroki uśmiech, piegi. No i te czerwone buty do granatowego munduru. Irytujący w każdym znaczeniu tego słowa, jeśli były jakieś inne.

   — Oj, Kacchan, jesteś niemiły — jęknął Midoriya, a Katsuki wywrócił oczami. — Aizawa ma do ciebie sprawę, ale śpi, więc to ja mam ci wszyściutko przekazać.

  — Śpi? Na służbie?

  — Sam nie jesteś lepszy — parsknął Deku, po czym odsunął się od biurka kolegi i ruchem ręki omiótł całe pomieszczenie. — Oni też nie. Czy naprawdę tylko ja pracuję?

  — Tylko ty jesteś dziwny. Dawaj te papiery — warknął Katsuki, odkładając kubek z nadal nienapoczętą kawą na blat. Wolną ręką pochwycił teczkę i otworzył ją, pobieżnie przelatując wzrokiem przez spięte czerwonym spinaczem biurowym kartki. — Infiltracja Ligi Złoczyńców? To jakiś żart? 

  Deku spoważniał, marszcząc brwi, na co Katsuki mimowolnie się wzdrygnął. Widać sprawa była naprawdę poważna.

  — Nie, Kacchan, nie żart. To rozrastająca się i niebezpieczna grupa przestępcza. Przez chwilę pozwalaliśmy im hasać jak się podoba, ale wciąż giną ludzie. Mają wtyki w rządzie i tak naprawdę nie ma dowodu, że to oni stoją za tą serią zabójstw, ale wszyscy wiedzą, jak jest. Nie możemy powstrzymać ich oficjalnie, więc zrobimy to od środka. — Na jego twarz znowu wrócił uśmiech, a Katsuki się skrzywił.

  — Dobra, ktoś musi się w nich wbić. Czemu ja? Co z tobą? 

  — Naprawdę uważasz, że nadawałbym się na gangstera? — zapytał Deku, a Katsuki mimowolnie parsknął śmiechem, gdy przywołał w głowie obraz tej ciapy w skórzanej kurtce, palącego jakieś świństwo. O, może jeszcze wytatuowanego.

  — Absolutnie nie.

  — Właśnie.

  — No to niech ktoś inny to zrobi! — zdenerwował się znowu Bakugo, krzywiąc się.

  — Ale sęk w tym, że tylko ty się do tego nadajesz, Kacchan! — zawołał Deku, w zamyśle mając tym przekonać Katsukiego... na jego nieszczęście, wyszło zupełnie odwrotnie.

  — UWAŻASZ, ŻE NADAJĘ SIĘ NA ĆPUNA I BANDYTĘ, HA?! ZABIJĘ CIĘ! — wrzasnął Bakugo, podrywając się z krzesła tak gwałtownie, że przewróciło się, skrzypiąc tak głośno, że wypłoszyło Aizawę z jego gabinetu.

  — Co tu się dzieje? — warknął nieprzytomnie, w zaciśniętej dłoni trzymając różowego jaśka w białe kropki.

  — N-nic, ja tylko... próbuję przekonać Kacchana do...

  — NIE MA MOWY! — przerwał mu natychmiast Bakugo, ciskając papierami z biurka prosto w zaspanego Aizawę, który tylko powiódł za opadającymi na podłogę kartkami smętnym wzrokiem.

  — Jeśli się zgodzisz, dostaniesz awans szybciej niż Midoriya — powiedział po chwili milczenia, a Deku momentalnie wytrzeszczył oczy, najwyraźniej albo głęboko urażony, albo zdziwiony, a najprawdopodobniej oba naraz.

   Stało się. As został wyciągnięty z rękawa i wystarczyło tylko czekać, choć każdy znał odpowiedź, bo wizja awansu była najlepszym sposobem przekonania Bakugo do czegokolwiek, a wizja awansu szybszego niż biedny Midoriya, który nie chcąc nikomu podpadać, Katsukiemu podpadał najczęściej, okazała się...

  — Wchodzę w to.

  ...Fenomenalnym rozwiązaniem, z czego Aizawa był widocznie dumny, bo uciekł, nim ktokolwiek zdołał dodać coś więcej.

  — Świetnie — mruknął Deku, dla świętego spokoju podnosząc porozrzucane kartki i składając je w równą kupkę. — Po prostu cudownie.

  Bakugo uśmiechnął się tylko, biorąc łyka tej paskudnie zimnej kawy i znowu siadając za paskudnie odrapanym biurkiem. Spojrzał na osowiałych ludzi na popękanych chodnikach i już wiedział, że jego zły humor odszedł w niepamięć. Wejść w szeregi jakichś tępych zwyroli i rozwalić ich od środka, co mogło pójść nie tak? Może ten ciamajda Deku by sobie nie poradził, ale on? Bułka z masłem.

  Wkrótce miał się przekonać, jak bardzo się mylił.

Najciemniej Jest Pod Latarnią ||KiribakuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz