Nie wiedziałam, jak mam się przy nim zachowywać. Chciałam wiedzieć wszystko, ale nie chciałam złościć chłopaka jeszcze bardziej. Podeszłam bliżej miejsca Jego pobytu. Jason nie zwrócił na mnie uwagi, więc miałam świadomość, że jest bardzo zamyślony. Usiadłam koło niego na leżaku. Patrzyłam na niebo, ponieważ myślałam nad tym, jak mam go zachęcić do rozmowy.
- Wiem, że chcesz wszystko wiedzieć. - zaczął rozmowę. Przez Jego nagły głos się wzdrygnęłam. Popatrzyłam na niego, a chłopak wpatrywał się we mnie.
- Dlaczego tak wybuchłeś? - spytałam. Delikatnie chciałam zacząć rozmowę na przecież ważny dla nas wszystkich temat.
- Nie mogę znieść tego, że tak naciskacie. Jakby coś się poważnego stało to przecież bym Wam powiedział. - wiedziałam, że mówi prawdę.
- To dlaczego nie chcesz powiedzieć, co się wydarzyło na tym wyścigu? - spytałam.
- To może Ty lepiej powiedz, dlaczego mnie oszukałaś? - spytał. Nie wiedziałam, o co mu chodzi.
- Co? - spytałam. Chłopak podniósł się z leżaka i stanął na proste nogi. Zrobiłam to samo. Stałam blisko krawędzi basenu, ale się tym nie przejmowałam.
- John i Twój ojciec mi wszystko powiedzieli. - wiedziałam, że to są oszczerstwa przez tych dupków.
- O czym Ty mówisz? - spytałam. Byłam zszokowana Jego słowami. Nie wiedziałam, co mogli mu oni nagadać.
- O tym, że masz dziecko i je porzuciłaś. - czułam, jak złość we mnie buzuje. Byłam bardzo wściekła, że Jason o czymś takim w ogóle pomyślał.
- Czyś Ty do reszty oszalał? - spytałam krzykiem. Myślałam, że go rozniosę gołymi rękoma.
- Po cholerę tu jesteś, jak tam gdzieś jest Twoje dziecko i Johna? - myślałam, że się przesłyszałam.
- Ty zwariowałeś. Uciekałam od nich. Nie mam żadnego dziecka, bo ojciec z Johnem notorycznie mnie bili i gwałcili. Jak mogłeś pomyśleć, że mogłabym coś takiego zrobić? - wykrzyczałam mu w twarz. Od razu złagodniał i bił się chyba w myślach. Nie miałam sił już go słuchać. Powoli zaczęłam się oddalać.
- Lily poczekaj. - wyszeptał. Pokiwałam głową na nie i uciekłam.
Znajomi siedzieli w salonie, jednak nie zwracałam na nich uwagi. Chciałam jak najszybciej wydostać się z tego domu. Olivia zaczęła się podnosić z miejsca, gdy mnie zauważyła. Łzy w oczach mi się pojawiły przez tą rozmowę i dlatego uciekłam z domu. Biegłam tyle, ile miałam sił w nogach. Chciałam chwilę odpocząć i pozbierać myśli w głowie. Biegłam przez uliczki, a ludzie oglądali się za mną, jakbym była nienormalna. Może i w tej chwili taka byłam. W sumie nie mam nawet, jak się bronić. Dlaczego John z ojcem tak bardzo chcą mnie zniszczyć? Zadawałam sobie to pytanie, gdy zwolniłam i szłam trzymając się za ramiona. Nie chciałam bardzo zwracać na siebie uwagę. Zatrzymał mnie odgłos hamującego auta. Nie zdążyłam się odwrócić, a ktoś zaczął mnie ciągnąć za łokieć. Nie wiedziałam, co się dzieje. Zaczęłam się wyrywać, lecz to nic nie dawało. Popatrzyłam na tą osobę. Okazało się, że był nią John. Przestraszyłam się, ponieważ miałam go już przecież nigdy nie zobaczyć. Chłopak uśmiechał się i prowadził wprost do auta. Nie chciałam z nim nigdzie jechać. Wrzucił mnie dosłownie na tylne siedzenia, a drzwi zamknął blokadą. Uderzałam rękoma w szyby, aby ktoś mnie zauważył. Nikt nawet nie zwracał na nas uwagi. Jak biegłam to chociaż coś się działo, a teraz pustka. Jakby nic ich nie obchodziło. Poczułam, że stanie się coś złego, jeżeli się nie wydostanę. Obmacałam się zanim chłopak wszedł do auta. Znalazłam telefon w kieszeni i po cichu wyciągnęłam go. Wybrałam numer do Olivii. Po chwili dziewczyna odebrała z czego bardzo się ucieszyłam.
- John, nie możesz mnie tak zabrać. - próbowałam naprowadzić znajomych, co się ze mną dzieje. Przyciszyłam maksymalnie telefon, aby nic nie usłyszał.
- Jakbyś nie widziała to już ze mną jedziesz. - zaśmiał się chłopak.
- Gdzie mnie wywozisz? - spytałam. Chciałam jak najdłużej przetrzymać rozmowę, lecz nie wiem, ile to potrwa, bo baterię mam bardzo słabą.
- Będzie Ci tam dobrze. Twój ojciec powiedział, że tam jest Twoje miejsce. - ponownie się zaśmiał, a mi zrzedła mina.
- Nie mów, że do tego burdelu w lesie. - wiedziałam tylko o tym miejscu, bo ojciec często mi mówił, że tam wyląduje.
- Strzał w dziesiątkę. - spojrzałam na telefon, lecz ujrzałam czarny ekran. Próbowałam go ponownie włączyć, ale się nie dało.
Bateria w telefonie mi się rozładowała, lecz miałam nadzieję, że się nagrała cała rozmowa. Chłopak kierował bardzo szybko autem, a ja patrzyłam tylko na te ulice, aby w jakiś sposób zapamiętać trasę. Myślałam o tym, aby się uwolnić. Wszystkie pomysły od razu się zmarnowały, gdy ujrzałam budynek, pod którym chłopak się zatrzymał. Cały budynek był koloru czerwonego, co przyprawiało mnie o wymioty. Koło niego spostrzegłam dużo dziewczyn w skąpych strojach. Koło nich była masa mężczyzn. Myślałam, że zwrócę swój posiłek na chłopaka przede mną. John uśmiechnął się do mnie w lusterku i wyszedł z auta. Przywitał się od razu z kilkoma osobami. Usłyszałam otwieranie drzwi i spostrzegłam, że to moje. John pociągnął mnie za ubrania na zewnątrz, przez co prawie się przewróciłam. Wszyscy w około się ze mnie zaśmiali. Szarpał mną w stronę drzwi wejściowych. Zapierałam się jak mogłam. Chciałam uciec, wyszarpując się, lecz John wzmocnił tylko ucisk. Wchodziliśmy po schodach aż doprowadził mnie do czarnych jak smoła drzwi. Otworzył je i siłą mnie wepchnął w przestrzeń. Upadłam na prawą nogę tak, ze mnie zabolała. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, a znajdowało się tu tylko łóżko i okno z kratami.
Hej kochani.
Co tam u Was słychać? Za wszystkie błędy z góry przepraszam za błędy.
Pozdrawiam.
Natuplocia <3
CZYTASZ
To jeszcze nie koniec
Romantizm"- To on. - wyszeptałam. - To on mnie przetrzymywał. To on mnie chciał zgwałcić. To on, nie Ty! - wykrzyczałam prosto w twarz, szatynowi. Chłopak zaciskał swoje dłonie coraz bardziej na moich ramionach. W moich oczach zebrały się łzy. - Ale to prze...