༺❀༻
Po ochrzanie, jaki dała chłopcom Camila w środku nocy, Huncwoci stwierdzili, że lepiej będzie, jeśli będą się powstrzymywać od robienia tak głośnych imprez o tej godzinie, bądź będą chociaż rzucali zaklęcie wyciszające.
Tak naprawdę, to cała czwórka miała niezły ubaw z zaistniałej sytuacji. Syriusz najbardziej śmiał się z tego, jak Gryfonka wyglądała, Jamesa rozbawił natomiast tekst, że drą się jak Mandragory. Remus, który w tamtym momencie średnio kontaktował, niewiele pamiętał z całej akcji.
Camila natomiast nie zdążyła się porządnie wyspać, głównie ze względu na to, że jej przyjaciele postanowili urządzić sobie karaoke dla Mandragor.
Zatem owa Gryfonka, z jej rozczochranymi, ni to falowanymi, ni kręconymi, ciemnymi włosami wyszła z dormitorium, i pocierając oczy zeszła do pokoju wspólnego.
Była siódma dwadzieścia, co oznaczało, że za dziesięć minut miało zacząć się śniadanie. Lily, Marlena i Dorcas zapewne musiały wyjść wcześniej, gdyż w dormitorium siódmorocznych, ani też w pokoju wspólnym nie było żadnej żywej duszy. W sumie, to nieżywej też nie, gdyż nie znajdował się tam nawet żaden duch.
Tak więc, szatynka ruszyła w stronę wyjścia z pomieszczenia. Wygramoliła się przez portret na drugą stronę, po czym poprawiła swoją szatę, i z zamykającymi się oczami zaczęła iść w kierunku Wielkiej Sali. Kilka minut później, szarooka Gryfonka weszła przez ogromne, drewniane drzwi do Wielkiej Sali. Nad jej głową znajdowało się przepiękne, magicznie zaczarowane sklepienie, które wyglądało jak prawdziwe niebo. Przez delikatne, przezroczyste chmurki przebijały się promienie słońca, oświetlając pięć, długich stołów, na których leżało wiele przepysznych potraw.
— Ooo, przyszłaś nareszcie! — zawołał Remus, gdy dziewczyna tylko zasiadła na swoje miejsce obok niego i Jamesa, a naprzeciwko Syriusza.
— To tylko i wyłącznie wasza wina, nie ja udawałam Mandragory w środku nocy — wymamrotała, ledwo przytomna.
Cała czwórka chłopców parsknęła głośnym śmiechem, a połowa osób znajdujących się w Wielkiej Sali popatrzyła się na nich krzywo.
Po śniadaniu siódmoroczni Gryfoni mieli Obronę przed Czarną Magią – przedmiot, który zarówno Remus, James, Syriusz i Camila uwielbiali. Jedynie Peter nie chodził na te zajęcia na tym roku, jednak dziewczyna nie wypytywała go o tego powody.
— Jako, że w tej klasie pozostali już sami najzdolniejsi uczniowie — rozpoczął lekcje profesor Elderberry. — Chciałbym, aby tę lekcję rozpocząć od powtórzenia zaklęć niewerbalnych, a później — mam dla was niespodziankę. Dobierzcie się w pary.
Szczupły, starszy czarodziej o siwych, ale krótkich włosach, ubrany w długą, jasnozieloną, ozdobną szatę uśmiechnął się ciepło do Puchonów i Gryfonów, którzy tego dnia mieli zajęcia razem.
James podszedł do Millie — swojej stałej partnerki na lekcjach obrony, na co ona skinęła głową i przyjęła pozycję.
Syriusz pracował z parze z Remusem, chociaż myślał, że wolałby ćwiczyć z przyjaciółką. W dużej mierze zastanawiało go jednak to, dlaczego tak bardzo zależy mu na dobrym kontakcie z Gryfonką, i dlaczego wolałby, żeby to on stał na miejscu Jamesa.
Westchnął, a następnie podszedł do Remusa, co ten tylko skwitował:
— Och, Łapo, uśmiechnij się, jest w porządku! Przecież wiesz, że Jamesowi podoba sie Lily — powiedział, śmiejąc się z przyjaciela.
Syriusz zmarszczył brwi.
— Przecież wszystko jest dobrze, sądzę, że ktoś nie potrafi odróżnić przyjaźni od miłości — tu zrobił cudzysłów palcami lewej ręki, po czym przyjął pozycję, przewracając oczami i śmiejąc się sarkastycznie.
CZYTASZ
Wierzba Ci Odbiła • Syriusz Black
Fanfiction❝ ─ Wyrzucą mnie drzwiami, to wejdę oknem. Wyrzucą oknem, to rozwalę ściany. Naprawdę nie rozumiem, gdzie jest taki wielki problem. ❞ Camila, mimo pochodzenia z czystokrwistej rodziny, nigdy nie kierowała się tymi samymi wartościami, co jej krewni...