27. Pamiątkowy album

920 74 70
                                    

༺❀༻

Syriusz szczerze nie miał pojęcia, co dokładnie nim wówczas kierowało, bo zdecydowanie powodem jego zachowania nie były jedynie słowa, które dziewczyna wypowiedziała chwilę wcześniej. Do końca nie wiedział, czy był to impuls, czy też nieuzasadniony, idiotyczny ruch... Albo w ogóle coś innego.

Im dłużej myślał, tym bardziej rozumiał, że był to instynkt, ale taki pozytywny, a nie coś nieprzemyślanego i bezsensownego. Nie kierowały niby nim emocje, ale nie było to też coś, co zamierzał. Jedyne, co pamiętał, to uroczo, według niego, denerwującą się Camilę, i to, że w najmniej oczekiwanym momencie wziął ją w ramiona, uniósł do góry, i zaczął nieść niczym Pan Młody Pannę Młodą podczas ślubu czy wesela.

Dziewczyna, która była niemniej zaskoczona, zaczęła piszczeć, kiedy ten uniósł ją do góry, podtrzymując jedną ręką pod kolanami, a drugą w okolicach karku. Rzucała i miotała się przez kilka chwil, jednak Syriusz nie miał żadnego zamiaru jej odpuścić, trzymał ją mocno i wysoko.

— Za ciężka jestem! — wykrzyknęła przerażona, gdy chłopak podrzucił ją do góry.

Mimo tego, że na początku była totalnie zdezorientowana i przestraszona, tak powoli zaczynało ją to bawić — no i w sumie, miało plusy, bo nie musiała chodzić, co nie?

— Lekka jak piórko — odparł dumnie chłopak, obejmując ją jeszcze mocniej.

— Wariat — burknęła, jednak przestała się wyrywać, i ku uciesze Syriusza, dała się nieść.

Reszta wieczoru upłynęła im na rozmowach w towarzystwie Jamesa, Remusa, Petera i Lily — Marlena i Dorcas gdzieś zniknęły, a na brak obecności tej drugiej Camila wcale nie narzekała. Całą szóstką siedzieli w dormitorium chłopców, przeglądając zdjęcia z poprzednich lat spędzonych w Hogwarcie.

Syriusz i Camila siedzieli w kącie dormitorium, trzymając w dłoniach ciężki, oprawiony w szkarłatną skórę album. Oglądali zdjęcia z trzeciego roku, jak domyślała się szatynka — to był dla niej przełomowy moment, kiedy zaczęła trzymać się właśnie z huncwotami. Na jednej z poruszających się fotografii znalazł się Syriusz właśnie, goniący za Camilą z bukietem zwiędniętych słoneczników w Wielkiej Sali, wypełnionej wysokimi drzewami.

Gryfonka zachichotała, przypominając sobie tamtą scenę. Tak, pamiętała to nawet lepiej, niż doskonale. Pomijając fakt, skąd Łapa w ogóle wytrzasnął słoneczniki... Ale dobra, do rzeczy! To były jej urodziny,  trzydziesty pierwszy stycznia (tym bardziej, skąd on wytrzasnął SŁONECZNIKI?!), a chłopcy postanowili zorganizować niewielką imprezę z tej okazji. Rzecz jasna, jak to już na nich przystało, nie pomyśleli o jednej rzeczy — mianowicie, że grono pedagogiczne zapewne nie będzie przychylne pomysłowi, żeby banda trzynasto i czernastolatków bez niczyjej opieki chodziła po Zakazanym Lesie, zwłaszcza w środku nocy.

W tamtych czasach Remus miał jeszcze jakiekolwiek resztki niewinności (chociaż on!), więc zwyczajnie zapytał się, czy byłaby możliwość, aby zrobić coś takiego. Dodać można jeszcze, że Syriusz i James nie dali mu po tym żyć.

W związku z tym, wszyscy profesorzy byli wówczas wyczuleni na to, że Black i Potter zrobią jakąś grubą akcję — tak wspominała to Camila właśnie teraz, prawie cztery lata po tym wydarzeniu — no, i w zasadzie, do teraz im to zostało.

Właśnie wtedy wszyscy huncwoci, oprócz Remusa, postanowili urządzić Zakazany Las w Wielkiej Sali. Szatynka nawet teraz do końca nie wiedziała, jakim sposobem w pomieszczeniu wyrosły na wysokość kilkunastu stóp świerki, jodły i modrzewie. Nie ulegało tak więc żadnym wątpliwościom, że McGonagall uczepiła się ich niczym rzep psiego ogona za ten wybryk...

— Jacy my byliśmy mali... — wzruszyła się dziewczyna, opierając (nieco niepewnie) głowę na ramieniu Gryfona.

Syriusz zwrócił wzrok w jej stronę, wpatrując się w jej błyszczące oczy i nieco zaczerwienione policzki spowodowane ciepłem, które biło od niego samego.

— Nie zmieniłaś się wcale — powiedział cicho, nie odwracając oczu od twarzy dziewczyny.

Od kilku godzin dręczyła go jedna, jedyna myśl; dlaczego za każdym razem, kiedy rozmawiał z Camilą, wstępowało w niego takie dziwne, niezidentyfikowane uczucie. To było coś takiego, że nie mógł zaprzestać przeglądaniu się jej radosnym iskierkom tańczacych w oczach dziewczyny, nie potrafił myśleć trzeźwo i skupić się na czymkolwiek innym, niż na niej.

Wbrew wszystkim stereotypów krążących wśród uczniów Hogwartu, Syriusz, mimo dużego powodzenia u płci pięknej, wcale nie był tak zwanym łamaczem serc — szczerze mówiąc, Camila nigdy nie widziała go obściskującego się z jakąś dziewczyną na korytarzu czy w schowku na miotły.

— Teraz włosy mi się kręcą — wzruszyła ramionami, przerywając ich kontakt wzrokowy.

Tamten wieczór zdawał ciągnąć się w nieskończoność, a przynajmniej takie wrażenie miała Camila i Lily, kiedy około trzeciej trzydzieści wyszły z dormitorium chłopców. Oczywiście, w pozytywnym znaczeniu tego słowa, bo cała zgraja spędziła czas w swoim towarzystwie, ale nie na szlabanie — stanowiło to ostatnio naprawdę rzadkość, zwłaszcza dla Syriusza.

Tymczasem, kiedy obie Gryfonki powoli kładły się już do łóżek, bo następnego dnia lekcje odbywały się normalnie, huncwoci jeszcze niczym mocno oszalałe hipokrytŕ biegali i skakali po łóżkach.

— Nie wierzę, że Black ma osiemnaście lat — oznajmił załamany Remus, patrząc, jak Łapa próbuje zrobić salto na łóżku Jamesa.

— Magia istnieje, drogi przyjacielu — odparł zawadiacko brunet o przydługich, kręconych włosach, puszczając mu oczko.

James uderzył się dłonią z całej siły w czoło.

Po naprawdę, naprawdę długich nawoływaniach Lunia, aby położyć się spać, końcowym rezultatem było opowiadanie sobie głupich, naprawdę durnych dowcipów, ale (UWAGA UWAGA — sukces) leżąc w łóżkach, co Lupin odebrał jako ogromny sukces wychowawczy.

— Ej James, jak to się stało, że twoja pusta bania ogarnęła, że podoba ci się Lily? — spytał nagle Syriusz, przewracając się z boku na bok.

— Co? — zmrużył oczy Potter, zakładając z powrotem na nos okulary, które dosłownie moment wcześniej odłożył na szafkę nocną.

— Ja tylko coś mówię kretynie! — krzyknął łamiącym się głosem Black, przykrywając swoją głowę własną poduszką. — Po jakiego grzyba ci są okulary?!

James wymruczał coś niezrozumiałego, po czym przykrył się kołdrą po sam czubek głowy.

— Właściwie to stało się bardzo nagle — wyjaśnił, tłumiony przez pościel. — To jest coś takiego, że nie jesteś w stanie oderwać wzroku od... niej. Martwisz się o nią bardziej niż o siebie, myślisz sobie, że... poświęciłbyś wszystko dla niej. Nie wiem Łapo, to jest takie dziwne i oczywiste zarazem.

Syriusz pokiwał głową, po czym ruchem różdżki zgasił światła w pomieszczeniu.

Czy to było w ogóle możliwe, żeby jego durne przypuszczenia co do Millie okazały się prawdziwe? Czy w ogóle on, Syriusz Black był zdolny do... kochania? Był w rozsypce, bo zaczynał rozumieć, że do Camili czuje więcej, niż przyjaźń... Czy przerażało go to? Nie. Przerażał go fakt, że najpewniej będzie musiał jej o tym powiedzieć.

Ale wpierw, musiał się upewnić, co tak naprawdę czuje wobec Gryfonki.

༺❀༻

Hej! Życzę wam spóźnionych wesołych świąt!
Postaram się jutro wrzucić też rozdział, ale Choinek, bo mam już zaczęty, a z pewnością takowy się przyda.

Buźka!

Wierzba Ci Odbiła • Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz