V: Lwy (nie) potrafią latać

342 35 23
                                    

dedykuje -czystokrwista i nobodycryy żebyś przeczytała głupia
możliwe, że dziś będzie jeszcze jeden rozdział

Śniadanie następnego poranka nie malowało się w tęczowych barwach, a raczej w zielonych.

Zielonych, jak Slytherin. Zielonych, jak klejnot w pierścieniu dziewczyny, na którą patrzył się Syriusz. Zielonych, jak nadęty i napuszony Salazar Slytherin.

I Bowie mogłaby tak wymieniać bez końca, jednak Lily wyrwała ją z porównywania oślizgłej zieleni do oślizgłych Ślizgonów, zwracając jej uwagę, że maltretuje słuch innych, jeżdżąc nożem po pustym talerzu.

Oto i oni we własnej osobie, sprawcy porannego ukrzyżowania zieleni przez Bowie oraz zmumifikowana jej dzisiejszego humoru. Właśnie pewnym krokiem zjawili się w Wielkiej Sali.

Natomiast sytuacja stała się wyjątkowo dziwna, gdy brunetka doliczyła się pięciu, zamiast czterech osób. Obok Syriusza szła wysoka dziewczyna, dorównująca mu wzrostem, śmiejąc się perliście, czemu wtórował każdy z Huncwotów. Constance rozpoznała w niej Ślizgonkę, z eliksirów, po czym kolejny raz upomniana przez Evans, że wbija nóż w talerz, starała się nie dotykać już sztućców.

Jednak zdała sobie sprawę, że nie tylko jedna Zieleń skończy dzisiejszego dni tragicznie. Dostała towarzysza w postaci pięknej dziewczyny, która jak obstawiała Constance sama pcha się pod koła mugolskich aut. Nie widziała dlaczego, jednak wiedziała, że Ślizgonka obok Huncwotów nie skończy nazbyt dobrze.

Podeszli razem, aż do stołu Gryffindoru, gdzie dziewczyna — jak słusznie przypuściła Connie — Syriusza, postanowiła zabłysnąć manierami, i wszystkim się przedstawić.

— Sèraphine Swain. — Uśmiechnęła się czarująco, a nawet złość Connie i agresja względem sztućców zniknęła, rozpylając się w jedwabnym głosie Ślizgonki.

— To jest, Constance i Lily, tam siedzi Dorcas, a gdzieś jeszcze powinna być Marlene — powiedział prędko Syriusz, szukając wzrokiem wspomnianej Gryfonki.

Para odeszła, a Evans prawie że wypuściła herbatę nosem.

— Na litość Merlina — zaczęła a Bowie właśnie tworzyła w głowie tabelę, jak bardzo idealna jest Sèraphine i jak bardzo nie zdoła jej dorównać. — Co się stało, Black i Ślizgonka — parsknęła ze śmiechem, a Connie w duchu zazdrościła jej, że ma powody do śmiechu dzisiejszego poranka.

Cóż Bowie właśnie skoczyła swoją tabelę. Skrzywiła się podsumowując ją. Doszła do jednego wniosku: Sèraphine była piękna, a ona sama uważała, że niczym się nie wyróżnia. No może szopą na głowie.

*

Bowie z pewnością odwlekała to, jak tylko mogła, jednak nie było już odwrotu. I w ten oto sposób wyładowała na korepetycjach z eliksirów, a jej korepetytorką była Evans we własnej osobie.

— Więc tak, co gdybym ci teraz skaleczyła dłoń? — spytała Lily, siedząc na kanapie w Pokoju Wspólnym. Znacząco zerknęła na Connie, która się skrzywiła.

— Ee, uciekłabym z krzykiem i popędziła do Skrzydła Szpitalnego? — odpowiedziała pytająco, a Lily westchnęła ciężko.

— Źle! Wywar ze szczuroszczeta! — jęknęła głośno, zrezygnowana nauczycielka koleżanki. — Jesteś nie nauczalna — powiedziała, literując ostatnie dwa słowa.

— Bzdura. — Usłyszały za sobą głos Syriusza, który wyrobił sobie irytujący zwyczaj przeszkadzania im we wszystkim. Przeskoczył oparcie kanapy, sadowiąc się między nimi, i odpierając rudowłosej, który wcale nie był jej potrzebny, prawdę mówiąc. — No załóżmy, że zrobiłem ci coś w rękę – powiedział Syriusz, skupiając się na treści podręcznika, i żywo gestykulując. Connie momentalnie przypomniała sobie, jego dłoń oplatającą jej nadgarstek. — To wymień mi eliksir, który ci pomoże — odparł, unosząc głowę nad podręcznik i uśmiechając się, spojrzał na Connie.

𝐊𝐎𝐍𝐅𝐔𝐍𝐃𝐎  ❖ 𝓈𝓎𝓇𝒾𝓊𝓈𝓏 ℴ𝓇𝒾ℴ𝓃 𝒷𝓁𝒶𝒸𝓀 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz