III: Oficjalnie obrażona

421 38 26
                                    

dedykuje mardeinvisibilidad_

eee, więc tak, stwierdziłam, że jeśli będę zaczynała tę historię od piątego roku, to piorun mnie trafi i przepołowi, sooo zmieniłam jedno zdanie i oficjalnie jesteśmy na szóstym roku, jakby ktoś się zgubił.
*

Koniec listopada zbliżał się nieubłaganie, co wiązało się z rozpoczęciem jeszcze bardziej magicznego okresu świąt. Cóż nie da się ukryć, że ten czas w Hogwarcie, posiadał swój nieodparty urok, którego nie można mu odmówić, jednak Connie zareagowała na podekscytowane gatki Lily, jedynie leniwym przewróceniem strony powieści Christie, pożyczonej od Remusa.

— A idź, Evans — mruknęła, gdy pewnego wieczora obie siedziały na kanapie w Pokoju Wspólnym Gryfonów, i można by powiedzieć, że rozmawiały. Choć Bowie dość niechętnie uczestniczyła w owej rozmowie, starając się skupić na treści lektury, co skutecznie uniemożliwiała jej ruda Gryfonka, z zaskakującą podzielnością uwagi. Potrafiła bowiem po raz setny przejrzeć podręcznik do eliksirów, bez przerwy opowiadając o świętach mugoli, natomiast Connie ze skupienia wyrywało każde słowo koleżanki. — Ja tu czytam, a ty zdecydowanie nie potrzebujesz nauki — powiedziała, spoglądając na podręcznik na jej kolanach.

— Jesteś przekonana? — spytała, zapominając na moment o zaaferowaniu świąteczną magią. Brunetka na to tylko energicznie pokiwała głową, i ciężko westchnęła przypominając sobie, że sama przeszukała bibliotekę w celu znalezienia przydatnych informacji o Amortencji, nie zauważając, że może się tego dowiedzieć od Lily. Ruda Gryfonka przyznała jej się do tego kilka dni po zdarzeniu, przez co Bowie poczuła się odrobinę zażenowana sobą, jednak nigdy się nie przyjaźniły, co było dla brunetki jednoznaczne z tym, że o Evans wiedziała tyle ile nic. Co prawda odbiło jej się o uszy, iż była naprawdę wybitną czarownicą, wyśmienitą we wszystkim czego spróbuje, aczkolwiek nie chciało jej się w to wierzyć.

— Constance! — usłyszały uradowany krzyk Syriusza, tuż za plecami, przez co obie z miejsca podskoczyły.

— Tak trudno zrozumieć, żebyś nie mówił do mnie Constance? — westchnęła, z trzaskiem zamykając książkę.

— Skoro tak masz na imię. — Wzruszył ramionami, przeskakując oparcie kanapy, i po chwili siedział obok dwóch Gryfonek.

Connie tylko westchnęła, przewracając kolejną stronę książki, natomiast Lily wywróciła oczami i także wróciła do podręcznika, który znała już na pamięć. Jednak chwilę później serce wyskoczyło jej z piersi, co poskutkowało kolejnym nieszczęsnym dla książki głośnym zamknięciem.

— Idę do Sowiarni — wymamrotała, sprawdzając czy ma w kieszeni różdżkę. Lily zmierzyła ją takim spojrzeniem, jakby ta przed chwilą przyleciała tu ufo.

— Masz może list? — spytała powoli, unosząc brew ku górze. Connie przygryzła wargę, po czym w myślach przyznała Evans rację.

— Masz pergamin i pióro? — zapytała, sprawdzając kieszenie szaty, czy nie ma czegoś na czym w pośpiechu mogłaby napisać list. — Naskrobię coś po drodze — oznajmiła, odbierając od rudowłosej kawałek pergaminu i pióro. — Oby wystarczyło atramentu — mruknęła, i zerknąwszy na pióro, poprawiła szatę, po czym wyszła z Pokoju Wspólnego.

Przez jej głowę przeszła dość nieprzyjemna myśl, która wystraszyła ją nie wrócenie przed ciszą nocną, jednak szybko ją odpędziła i przyspieszyła kroku.

Pergamin położyła na książce pożyczonej od Remusa, a pióro trzymała przez chwilę między zębami, nie mając co z nim zrobić, gdy wiązała włosy, by nie wpadały jej na twarz.

𝐊𝐎𝐍𝐅𝐔𝐍𝐃𝐎  ❖ 𝓈𝓎𝓇𝒾𝓊𝓈𝓏 ℴ𝓇𝒾ℴ𝓃 𝒷𝓁𝒶𝒸𝓀 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz