XVII: Najciekawsze historie opowiada się przy stole

214 21 14
                                    

nienawidzę świąt i sklepów, które już w październiku zaczynają rozbudzać w społeczeństwie zbiorową nienawiść do last christmas, więc mam nadzieję, że jest tu choć trochę świątecznego klimatu
*

Connie całą swoją wiarę w znalezienie swetra oparła na postawieniu łokci na blacie kuchennym, rozkoszując się gorącą herbatą, gdy rudowłosa latała po całym domu zaaferowana zapowiedzianym przez Lorelei lepieniem korzennych kreatur okazjonalnie przypominających ludzi. Choć gdyby do wkładania ciasta w foremki dołączyła się Bowie to nawet nie okazjonalnie, tylko nigdy.

— Młoda, co z tobą? — zagadnęła ją ciotka, szturchając w ramię podczas gdy Evans przeczesywała kuchenne szafki starając się upolować mąkę. — A raczej z twoim zabójczo przystojnym kolegą? — Zaśmiała się, gdy brew Connie zaczęła niebezpiecznie przekraczać progi, na jakie dało się ją wystrzelić.

— Widziałaś tu kogoś chociażby ładnego? — spytała, upijając łyk tak gorzkiej czarnej herbaty, że niektórzy najpewniej urządziliby zawody z plucia nią w dal.

— Idź go obudź może, co? — Uśmiechnęła się zachęcająco, słusznie zauważając, iż wszyscy oprócz Syriusza zwlekli się z łóżek, zdewastowali skarpety oraz wybrali się lepić bałwany w ogromnym ogrodzie na tyłach domu. Z ostatniego Constance zrezygnowała, gdy po setnym pytaniu o Czekoladową dziewczynę, argumentując swoje wścibstwo świąteczną, jak na ironię magią i aurą wybaczania, dostała w twarz garścią śniegu. — Uzbroję cię w to! — Klasnęła w dłonie zadowolona z własnego geniuszu, po raz kolejny stawiając brwi Connie w roli samolotu.

— Uzbroisz mnie w ciastka? — powiedziała niepewnie, przejmując od kobiety talerz z zakupionymi wcześniej słodyczami.

— Przez żołądek do serca! — krzyknęła, upewniając się, iż nie jest w zasięgu morderczego wzroku siostrzenicy.

*

Gdy Syriusz wybawiony zapachem ciastek w czekoladzie wygrzebał się spod kołdry, Connie zdążyła wskoczyć mu na plecy podczas, gdy schodził po schodach czym spowodowała zerwanie się wiekowej poręczy oraz wywabienia bestii z jej kryjówki. Ostatecznie Alsephina westchnęła ostentacyjnie, machnęła nadgarstkiem przepędzając drogą młodzież wraz z wszechobecnym kurzem.

Constance zauważając, iż wprawiła matkę w podobny nastrój, jak ten poręczy – ogólnie rzecz biorąc dość martwy – wyszczerzyła zęby w uśmiechu, złapała Syriusza za obolałe ramię, wciskając mu w dłoń ozdobny papierowy cukierek z krzykiem na ustach, oznajmiającym, aby rozerwał. I to też zrobił z głośnym trzaskiem, dzięki, któremu Evans zawaliła głową o sufit, a w Potterze obudził się syndrom księcia z bajki przybywającego z odsieczą.

— Tylko, że ja nie jestem damą w opałach! — wrzasnęła ciskając garścią surowego ciasta w Jamesa, który uśmiechnął się szeroko. Connie zauważając, że Lily zaraz może porwać wściekłość, postanowiła równie gwałtownie uwięzić uwagę wszystkich zebranych, na nikim innym oprócz siebie.

— Ej towarzystwo! Mam wróżbę! — oznajmiła na tyle głośno, aby każdy przypomniał sobie, że zaszczyca ich swoją obecnością. — Coś cię dziś bardzo zaskoczy — odczytała kartkę, która wypadła z rozdartego cukierka, marszcząc brwi. — Cóż, zważając na to, że Potter spełnił już codzienny rytuał zatruwania Evans życia, a mi w dalszym ciągu nie spieszy się do lepienia pierników, wnioskuję, żeeee... Absolutnie nic się nie stanie.

𝐊𝐎𝐍𝐅𝐔𝐍𝐃𝐎  ❖ 𝓈𝓎𝓇𝒾𝓊𝓈𝓏 ℴ𝓇𝒾ℴ𝓃 𝒷𝓁𝒶𝒸𝓀 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz