VIII: Posępny walet

287 30 11
                                    

Lekcja Wróżbiarstwa trwała, a na duszym poddaszu, Connie przeklinała swoje umiejętności — a raczej ich brak — wróżenia z kart.

Podczas, gdy profesorka zdarzyła się nad nią zlitować już z trzynaście razy, co ostatnimi czasy było pechową liczbą, w feralny poniedziałek szóstego.

Natomiast, kiedy Connie pochylała się nad posępnie spoglądający na nią waletem, zastanawiając się, jaką przyszłość przewiduje on Marlene, siedzącej naprzeciwko.

Jednakże od ponurego waleta, który jak założyła Bowie, musiał być pechowym omenem, ciekawszy był Black. Jego długie, — jak na standardy młodzieży w Hogwarcie — ciemne włosy lśniły, grzejąc się w słońcu, bądź duchocie sali. 

— Hej, psst — szepnęła, rzucając w Blacka skrawkiem pergaminu. Chłopak odwrócił się gwałtownie, a jego twarz się rozjaśniła. — Dziękuję — powiedziała, po czym wróciła do przewidywania losów Marlene z waletem, który nadal mierzył ją wzrokiem. Chciała podziękować Blackowi, odkąd dowiedziała się, że wziął na siebie winę, co po części powinien zrobić, jednak nie musiał. Ostatecznie zrobiła to dopiero pod koniec tygodnia, dzień przed ich wspólnym szlabanem, czym nie omieszkał się pochwalić, wracając od opiekunki Gryffindoru.

Syriusz już chciał spytać, za co tak wdzięczna jest mu Bowie, że postanowiła wypluć z siebie jedno słowo, które tylko nieliczni słyszeli z jej ust często.

Tymczasem Constance dawno zdążyła spisać waleta na straty, oznajmić Marlene, że wywróżyła jej pika, i nie ma pojęcia, co to znaczy, po czym z barku zajęcia, które specjalnie by ją przejęło (nie licząc upiornego waleta i jego tajemnicy), zaczęła wodzić wzrokiem po uczniach podzielonych w dwójki.

Syriusz siedział z Peterem, który pod stołem na kolanach trzymał paczkę biszkoptów, czasami wyciągając po dwa, aby nie musieć znów szeleścić opakowaniem.

Lily dość niefortunnie wylądowała z Jamesem, a jej poniedziałek szóstego trwał w najlepsze. Jej rude włosy opadały na twarz, tworząc fryzurę godną następczyni Huncwotów, jednak Evans chyba wolałaby obrać sobie inna ścieżkę kariery. Natomiast Potter siedział zapatrzony w nią, jak w obrazek i co chwila otwierał usta, by kolejny raz zaproponować piwo kremowe w Hogsmeade, jednak ta nim zdążył nawet o tym pomyśleć go uciszyła.

Wzrokiem w końcu udało jej się wytropić, szatyna, siedzącego z Krukonką, która z fascynacją opowiadała o kolejnych rzeczach, jakie powiedziały jej karty. Po chwili oboje parskali cicho pod nosami, a Connie naszło nagłe olśnienie.

To. Ta. Krukonka. Patrz. Na. Remusa.

Naskrobała swoim charakterystycznym koślawym pismem na pergaminie, po czym rzuciła jego kulką w Lily.

Rudowłosa z zaciekawieniem rozwinęła poharatany pergamin, wyglądający na weterana przedwojennego po jego zgnieceniu. James oczywiście chciał jej go zabrać, jednak niczym Bazyliszek spetryfikowała go spojrzeniem, a ten oddalił się, by rozwiązać sekret, który kryła karta, mająca na celu zdradzić Evans jej przyszłość. Potter po wnikliwej analizie, stwierdził, iż to właśnie on jest na kracie, jaką był król i jest pisany rudowłosej. Koniec kropka. Użył wtedy łacińskiego przysłowia „Amor vincit omnia"* , nieudolnie próbując przekształcić słowo „miłość" na „król", jednak pozostał przy pierwotnej wersji, mimo iż przysłowie tu nie pasowało.

Pergamin w stanie ciężkim, ponownie powrócił do rąk Connie, a ta rozwinęła go prędko.

Czas na reaktywację S.F.L?

Bowie zaśmiała się, po czym energicznie kiwnęła głową, chowając pergamin do kieszeni szaty.

*

𝐊𝐎𝐍𝐅𝐔𝐍𝐃𝐎  ❖ 𝓈𝓎𝓇𝒾𝓊𝓈𝓏 ℴ𝓇𝒾ℴ𝓃 𝒷𝓁𝒶𝒸𝓀 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz