Lily właśnie kichnęła od nadmiaru wiekowego pudru, który Connie podwędziła ciotce Lorelei.
— To jest naprawdę konieczne? — spytała, zauważając efekty, – bądź raczej ich brak – które wcale nie wyglądały ostatecznie tak, jak obiecała jej Connie. Cóż piegi wciąż złośliwie pozostawały widoczne, a jej rude włosy, które Bowie już od pół godziny próbowała upiąć w coś godnego przyjęcia u Slughorna.
— Tak — skłamała prędko, mając nadzieje, że uda jej się zrealizować plan zostawienia Lily w paszczy jelenia. Miała zamiar zrobić ją na bóstwo, po czym zostawić wraz z Jamesem i nigdy się nie zjawić, dlatego nawet nie zajęła się swoimi przygotowaniami, co właśnie uderzyło w Evans.
— Właśnie, przebieraj się — pogoniła ją klaszcząc w dłonie. — A ta jeszcze w mundurku — westchnęła rudowłosa, po czym wstała z łóżka, odkładając puder, który nie dał jej nic więcej poza kichaniem.
— Daj spokój — odparła, podchodząc do wielkiej dwuskrzydłowej szafy, po czym wyciągnęła z niej bordową sukienkę z dekoltem w stylu Królowej Any, za kolano z rozkloszowanym dołem. — Idę się przebrać — mruknęła, znikając za parawanem, jednak czuła pod skórą, że jej plan nie jest niezawodny.
Evans podjęła jeszcze ostatnią próbę zastosowania pudru, po czym gdy zaczęła się nim dusić postanowiła odpuścić i zając się ułożeniem włosów.
— Ta da! — krzyknęła Constance wyłaniając się zza parawanu chwiejnym, przez buty na podwyższeniu krokiem podeszła do łóżka, aby wyszperać z kufra złote wiszące kolczyki, przedstawiające lwy, mające symbolizować przynależność Connie do domu Lwa, które dostała rok temu od Evy.
— Wyglądasz cudownie — skomentowała Evans, tocząc właśnie batalię z zalotką, by ta nie pożarła jej rzęs.
— Tse, jasne — powiedziała z przekąsem, jednak widząc do czego zmierza podkręcanie rzęs u Lily, postanowiła zareagować. — Oddaj to dziecko, bo sobie krzywdę zrobisz. — Wystawiła dłoń, aby Gryfonka położyła na niej zalotkę, która i tak wyrządziliby więcej wspomnianych krzywd, niż zachwytów.
— Gotowe? — spytała Bowie, mierząc wzrokiem wszystkie pozostałe współlokatorki, które do tej pory czekały tylko na przyjście przekonania brunetki do włożenia sukienki i nie wprowadzenia planu zeswatania Jamesa i Lily. Zmierzyła wszystkie wzrokiem, ostatecznie stwierdzając, że wszystkie wyglądają lepiej od niej.
Dorcas spięła włosy w kok, a luźne kosmyki opadały jej na twarz. Miała na sobie białą sukienkę, której tiulowy dół błyszczał przy każdym ruchu, przewiązana była w pasie czerwoną kokardą, idealnie komponując się z suknią Marlene, która posiadała identyczną w odwróconej wersji kolorystycznej.
Natomiast Lily wybrała sobie bardzo skromną sukienkę z czerwonej koronki w kwiaty z dekoltem w literę V, i wydłużonym tyłem. Connie powiedziała, że jej matka pojawiła się w podobnej kreacji na pogrzebie wlanego ojca, i zaproponowała coś innego, jednak Evans trwała przy stylizacji na panią Bowie na pogrzebie. Rude włosy ostatecznie spoczęły spokojnie na jej ramionach, bez fantazyjnych upięć, ani wpinania w nie błyskotek.
Cała czwórka zjawiła się w Pokoju Wspólnym, a wszyscy Huncwoci doznali chwilowego zaćmienia umysłu, gdy zobaczyli Bowie.
— Ale przecież... — zaczął Remus, marszcząc czoło i wskazując Bowie, gdyby przypadkiem, któryś ją przeoczył.
— Miałaś nie iść — dokończył James, którego szczęka opadła do ziemi ze zdziwienia, nie mówiąc o już Blacka, który gdyby się odezwał rysowałby podłogę zębami.
CZYTASZ
𝐊𝐎𝐍𝐅𝐔𝐍𝐃𝐎 ❖ 𝓈𝓎𝓇𝒾𝓊𝓈𝓏 ℴ𝓇𝒾ℴ𝓃 𝒷𝓁𝒶𝒸𝓀
Fanfiction❝I tak wszystko się rozpoczęło, pozostałe sytuacje mające się wydarzyć były tylko częścią łańcucha pokarmowego, który zaraz zamierzał strawić godność Connie, ponieważ jej świadomość została pożarta jako pierwsza, z pomocą Ognistej Whiskey.❞ [𝐞𝐫𝐚...