XI: Jedziemy na festyn

299 32 22
                                    

sad mood jest, utożsamiam się dzis z syriuszem :///
vivaly z przyszlosci — jednak nie, moi drodzy bo pisze to dobre kilka dni i juz jest chyba git

*

Syriusz wrócił do Wieży Gryffindoru, całkowicie załamany, a jego rozpacz wypełniła pusty już Pokój Wspólny.

Napięta atmosfera wywołana tym, że nikt nie wiedział, co powiedzieć łącznie z Jamesem, połączona z obrazem nędzy i rozpaczy bijącym od Syriusza, nie była najlepszym wyjściem na zakończenie tego dnia.

— Masz ten swój świąteczny nastrój — prychnęła Bowie, tak cicho, że według niej tylko Evans to usłyszała, jednak tym razem ją zaskoczył słuch Pottera i jego zasięg. James zganił ją wzrokiem, wskazując na przyjaciela, który właśnie przechodził załamanie, szok i zaczątki nowotworu płuc, od którego Potter skutecznego go odwodził, niszcząc kolejne paczki mugolskich papierosów.

Nagle do wyjątkowo wesołego towarzystwa dołączył Remus, bardzo zdenerwowany, co Connie zauważyła w tym samym momencie, w którym zawitał w Pokoju Wspólnym. Jednak, nie omieszkała rzucić mu karcącego spojrzenia, i sarkastycznie prawie niesłyszalne klasnąć. Lupin wywrócił oczami na jej nie wypowiedziany komentarz, po czym jedno zerknięcie na Blacka, żeby wiedzieć, co właściwie zaszło.

Smutna prawda, nieco oszałamiająca, i przyprawiająca o nowotwór płuc oraz kaszel, gdy brunet dorwał się do paczki.

Syriusza Blacka rzuciła dziewczyna.

*

Następny dzień nie zapowiadał się nazbyt kolorowiej niż poprzedni. Już po godzinie trzeciej w nocy, bądź nad ranem Constance pomogła opanować Evans atak kaszlu, który dopadał ją na wspomnienie Pokoju Wspólnego za zasłoną dymu.

— Connie, a jak to wsiąknie w kanapę? Fotele? Taki smród? — mówiła prędko, a Bowie zastanawiała się czemu jeszcze rozmawiała z nawiedzoną rudą czupryną, zamiast dyskutować w snach z centaurami o zerwaniu Sèraphine i Syriusza. W szczególności o tym, czemu to była dobra decyzja. Brunetka wywróciła oczami, spoglądając na Lily, aby upewnić się, czy jej histeryzowanie ma jakikolwiek sens. Nie miało. Bądź ona nie potrafiła go dostrzec. jedno z dwóch. — Pomożesz mi posprzątać? – spytała rudowłosa, już podnosząc się z łóżka, by z krzykiem na ustach pobiec do Pokoju Wspólnego rozpoczynając odkażanie wszystkiego, jednocześnie starając się nie zemdleć przez uporczywy zapach tytoniu wiszący w powietrzu.

Centaury były wtedy naprawdę kusząca propozycją, lecz ważne i ważniejsze sprawy spoczywały teraz na jej barkach, a gniewu McGonagall wolałaby uniknąć.

— Okej — westchnęła, po chwili namysłu zwlekając się z łóżka. W ostatniej chwili zdążyła przypomnieć Evans o różdżce, ponieważ wizja sprzątania i pozbycia się woni tytoniu z pomieszczenia po mugolsku, brzmiała jak tortury w Azkabanie.

*

Śniadanie nadal trwało przy ponurych barwach, gdyż Syriusz zamiast płakać, lub robić jakiekolwiek inne rzeczy, które ludzie robili po ciężkich zerwaniach — milczał.

Constance zauważając ten z lekka przerażający fakt, zakrztusiła się bułką dyniową, a z tego stanu wyszła dzięki uprzejmości również niezwykle nieswojego Remusa.

Syriusz Black milczał. Milczał jak grób. Albo nawet gorzej.

Nie odezwał się słowem, gdy James starał się opowiedzieć jakiś suchy niczym pustynny grunt żart, także gdy Peter próbował wyrwać wszystkich na piwo kremowe.

Zaskakująco przerażajace

Jednak pomoc, bądź raczej pogrążenie całej sytuacji, przyszła z najmniej oczekiwanej strony — Lily Evans.

*

Wieczór zawitał tego wyjątkowo dziwnego dnia w Pokoju Wspólnym Gryfonów, w którym powietrze przestało nieść w sobie ciężki zapach tytoniu, a atmosfera była znośna. Przynajmniej Peter nie wpadł na pomysł szybkiego — w jego przypadku odrobinę wolniejszego — biegu do kuchni po nóż, do przekrojenia nieznośnej atmosfery.

Zbliżały się święta, czyli jak Connie zdążyła zauważyć — okres, który niekoniecznie dobrze wpływał na psychikę Evans, ponieważ ta zaczynała świrować. Natomiast Constance, jako osoba, która dostawała napadu kaszlu wraz z silną alergią, słysząc o Bożym Narodzeniu, a co dopiero je przeżywając, nie rozumiała nastawienia rudowłosej. Jednak tym razem świąteczny szał ciał, miał być wyjątkowo znośny, ponieważ spędzony w opustoszałym Hogwarcie, a nie na rogu stołu z komentarzem z ust kolejnej ciotki, przewidującej jej zostanie starą panną. Aczkolwiek Connie uważała, że jakoś wraca to do niej rykoszetem, gdyż wszyscy uciekali od jej objęć i całusów jakby była trędowata.

— Napomknę, że mamy dwudziesty pierwszy grudnia. — Łagodny głos Lily przedarł się przez otaczająca Huncwotów i Connie ciszę. Po towarzystwie przebiegł krótki pomruk, oznajmiający, że to co właśnie oświadczyła Evans jest faktem oczywistym. — Każdy z was zostaje na święta w Hogarcie? — spytała rudowłosa, wyczekując natychmiastowej odpowiedzi, która jednak nie była tak natychmiastowa, jak oczekiwała.

Chwilę później głosy Gryfonów zlały się w jedno, gdyż wszyscy postanowili udzielić wyczekiwanej odpowiedzi w tym samym momencie.

— Powoli — mruknęła Connie, po czym przewróciła oczami wskazując na Remusa, i wyznaczając mu kolej na wypowiedzenie się.

— Tak, zostaję, choć mieliśmy jechać do Jamesa — oznajmił, po czym wskazał na Petera, który powtórzył to samo, co Lupin słowo w słowo. James przejął kolej Syriusza, nadal znajdującego się w szoku.

I Evans uzyskała wszystkie odpowiedzi zgodnie ze swoją tezą — zostawali. Więc tu wkraczała cała na czerwono–zielono, ze swoim pomysłem uratowania ich przed samotnym Bożym Narodzeniem, spędzonym oddzielnie.

— Mam propozycję — zaczęła, a Bowie zaczęła czuć podskórny niepokój spowodowany domysłami dotyczącymi owej propozycji. — Jedziemy na festyn.

*
serwus moi drodzy!
ja wiem, wiem — rozdział miał być long time ago, but niestety się nie wyrobiłam and

trochę w tym rozdziale mam inny styl, inne pióro, które niekoniecznie mi się podoba — dajcie znać, co Wy sądzicie, ja osobiście mam nadzieję, że ten styl nie utrzyma się długo i ewoluuje w coś nowego — oby lepszego

trzymajcie się zdrowo,
vivaly

𝐊𝐎𝐍𝐅𝐔𝐍𝐃𝐎  ❖ 𝓈𝓎𝓇𝒾𝓊𝓈𝓏 ℴ𝓇𝒾ℴ𝓃 𝒷𝓁𝒶𝒸𝓀 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz