IX: Black ci się udziela

296 30 13
                                    

Connie westchnęła spoglądając błagalnie na stertę książek, piętrzące się na jej łóżku, po czym uznając, że prośby kierowane do przedmiotów martwych mają małe szanse na spełnienie.

— Evaaaaans — jęknęła, a rudowłosa oderwała się od obszernego tomu, wyglądającego równie kiepsko, co pergamin na Wróżbiarstwie prawie tydzień temu.

— A tobie co? — spytała, zauważając, że brunetka przeciąga samogłoskę. — Black ci się udziela — szepnęła chichocząc, za co dostała zdzielona poduszką.

— Jasne, jasne — prychnęła, sięgając po książkę, nieco mniej obszerną niż ta jej przyjaciółki. — A właśnie, co z Jamesem? Niedługo sobie przygwoździ tę jemiołę do głowy. — Zaśmiała się krótko, jednak dziewczyna potraktowała ją morderczym spojrzeniem, a Bowie nie wyprostowała się, udając całkowitą powagę.

— Nie chce mi się już uczyć — westchnęła, i położyła się na łóżku, zatapiając twarz w czerwonej pościeli.

— Powodzenia ze Slughornem — skwitowała Lily, i zaczęła zabierać książki z łóżka Connie.

— Nie, czekaj!

*

Minął kolejny tydzień, przez który zdążyła wybaczyć Syriuszowi wspomnienie przy niej jej drugiego imienia oraz nie zdobyć żadnych konkretnych informacji na temat Etty, ponieważ jak się przekonała, właścicielka rudych pukli była nieuchwytna.

A na domiar złego, bądź nieuchwytnego, jak Etta, czekała ją kolejne wizyta w Hogsmeade wraz z Lily, gdzie będzie ją odpędzać od świątecznych bibelotów, i zapewniać, że nie potrzebuje świątecznego prezentu.

— Ale jesteś przekonana, że nic nie potrzebujesz? — upewniła się Gryfonka, przechadzając się między sklepami.

— Tak, święcie przekonana — westchnęła, zakrywając zmarznięty nos szalem Gryffindoru, licząc, że może uchroni ją też przed świątecznym szałem Lily.

— Evans! — Przez rozentuzjazmowany wrzask Pottera, obie podskoczyły z miejsca, po czym rudowłosa złapała brunetkę za rękę, i pociągnęła za sobą przyspieszając tempa. — No hej, nie uciekajcie! — krzyknął po raz kolejny, i w oka mgnieniu je dogonił.

— Czego ty od nas chcesz? — wysyczała rudowłosa przez zęby, a Potter wyszczerzył się, jakby denerwowanie jej sprawiało mu radość. Coś niewątpliwie w tym było.

— Pójdziesz ze mną na przyjęcie Slughorna? — spytał, jeszcze szerzej się uśmiechając (mimo, że Connie wątpiła w możliwość tego).

— Nie, mam już partnera — odfuknęła mu, i zostawiła za sobą Jamesa w osłupieniu, po czym gwałtownie złapała Bowie i zawlokła ją do Pubu Pod Trzema Miotłami.

— Hoho, kto to? — spytała Bowie, gdy zajęły miejsce, a Lily nadal gorączkowo oglądała się za Potterem. — Halo! — Uderzyła pięścią w stół, co dopiero zwróciło uwagę dziewczyny.

— Z nikim, i już nikogo nie zjadę — prychnęła, chowając twarz w dłoniach. Głośno westchnęła, a Connie wywróciła oczami.

— Cóż, wydaję mi się, że Potter też już nikogo nie znajdzie, więc masz szansę nie być samotnikiem — mruknęła, i przygryzając wargę zastanowiła się, co mogłaby zjeść, ponieważ na piwo kremowe od Syriusza, wciąż czekała. — Masz na naleśniki z syropem klonowym? — spytała po chwili, gdy już przeanalizowała wszystkie opcje. — Ewentualnie imbirowe traszki – dodała już do samej siebie.

— Wiem — odrzekła Lily, a Connie zmarszczyła brwi.

— Czy wolisz naleśniki, czy imbirowe traszki? — Wykrzywiła się, niekoniecznie wiedząc o co chodzi Gryfonce siedzącej naprzeciw. — Mów prędko, bo ja serio jestem głodna.

𝐊𝐎𝐍𝐅𝐔𝐍𝐃𝐎  ❖ 𝓈𝓎𝓇𝒾𝓊𝓈𝓏 ℴ𝓇𝒾ℴ𝓃 𝒷𝓁𝒶𝒸𝓀 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz