XII: Festina lente

318 36 25
                                    

jezu to się stało, 1k wybiło! bardzo się cieszę, dziękuję wszystkim, którzy poświęcili czas na czytanie tego! z tej okazji łapcie rozdział (wyjątkowo długi, naprawdę)
*

— Festyn? — Ciemna brew Connie wystrzeliła w górę, a Evans energicznie pokiwała głową.

Oczywiście James był za, ponieważ za pomysł odpowiadała Lily. Syriusz niekoniecznie świadomie przytaknął, natomiast Peter i Remus nie mieli już większego wyboru. Więc Connie także.

Po ustaleniu, iż jutro jednak zawleką się do Ekspresu Hogwart, by święta spędzić na świątecznym mugolskim festynie, ot co.

*

Connie kilka godzin później, spoglądała na teoretycznie spakowany kufer, w którym w rzeczywistości znajdowało się kilka swetrów w kolorze powideł śliwkowych, prędko wypchniętych tam wieczorem.

— Trudno, spakuję to rano — mruknęła, przekierowując wzrok na pasiaste spodnie od piżamy, by uniknąć przeznaczenia jakie czekało ją następnego poranka w postaci złowieszczego kufra świecącego swetrami z jej własnym nazwiskiem.

Promienie słoneczne zawitały w dormitorium dziewcząt o wiele prędzej, niż Bowie by sobie tego życzyła.

— Connie, spakowałaś się już? — krzyknęła Evans, gdy jej ciemnorude pukle podskakiwały przy każdym skłonienie, jakby było mało promieni oślepiających brunetkę zanim zdążyła otworzyć oczy.

— Tse, jasne — powiedziała sennym głosem, powoli podnosząc się z łóżka. Odrzuciła ciemnoczerwoną kołdrę na bok, a zimna podłoga pobudziła ją bardziej niż rudowłosa Gryfonka. — Jeszcze tylko dopakuję wszystko i tyle. — Wzruszyła ramionami, niewiele robiąc sobie ze spojrzenia pełnego dezaprobaty kierowanego od nikogo innego, jak samej Lily.

— Na Merlina, czy za ciebie naprawdę trzeba wszystko robić? Nie mogłaś wczoraj się przygotować? — zaczęła mówić, jak najęta, gdy Connie ze spokojem obserwowała cały zamęt, który tworzyła.

Festina lente — odparła, zabierając parę granatowych spodni, po czym wrzucając je do kufra pełnego swetrów.

— Że co? — spytała Evans, marszcząc brwi.

— Śpiesz się powoli. Łacina.

*

Na stacji w Hogsmeade wręcz roiło się od uczniów, klatek z sowami i wszechobecnego śmiechu.

Gdy Constance przedostała się przez lawinę kolorowych czapek, i syczących na nią Ślizgonów, doczłapała się do przedziału z wielką ulgą, jednak na wejściu spotkała Syriusza.

Przekrwione oczy, pod nimi wory, twarz blada, a sweter Gryffindoru przesiąknięty zapachem tytoniu.

Constance kaszlnęła, lecz nie zwróciła na to niczyjej uwagi, ponieważ o dziwo w przedziale siedział tylko Syriusz.

— Hej, Evans jak tu wejdzie to się udusi – zaczęła niepewnie, niekoniecznie wiedząc czy brunet kontaktuje. — Otworzę okno, a ty... — Urwała na chwilę. — Zmień sweter. — Na to chłopak parsknął pod nosem, gorzkim śmiechem odrywając zamglony wzrok od szyby.

Connie postanowiła go zignorować, po czym podeszła do okna, by je otworzyć, ale chwilę później Syriusz odezwał się w towarzystwie właściwie tylko jej od kilku dni.

𝐊𝐎𝐍𝐅𝐔𝐍𝐃𝐎  ❖ 𝓈𝓎𝓇𝒾𝓊𝓈𝓏 ℴ𝓇𝒾ℴ𝓃 𝒷𝓁𝒶𝒸𝓀 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz