Rozdział 3

1.1K 80 22
                                    

Cały dzień starałam sobie znaleźć jakieś zajęcie. Dlaczego? Aby tylko nie myśleć o liście, stronach i zostaniu smierciozercom. Gdybym tylko mogła uniknęłabym stawania po którejkolwiek ze stron jednak rzeczywistość to nie jest bajka.

Gdy wreszcie usiadłam wieczorem z Draco, Pansy i Blaisem odetchnęłam z ulgą.

- Snape chyba zwariował! To Gryfonów powinien torturowac nie nas - powiedziała zdenerwowana Parkinson wyrzucając ręce w górę. Mówiła o wypracowaniu na pojutrze, które zadał mistrz eliksirów. Chyba nikt nie był z tego powodu zadowolony, ale wolałam nie testować jego cierpliwości.

- Może wymyślę jakąś chorobę i pójdę do skrzydła szpitalnego? Jestem dobrym aktorem - zaśmiał się Zabini, a ja pokręciłam głową.

- Coś się dzieje? - usłyszałam pytanie nad swoim uchem, a następnie dłoń Dracona wokół mojej talii. Zadrżałam lekko pod jego dotykiem, ale po chwili znowu Siedziałam luźno oparta o ramię Ślizgona.

- Nie, nic - odparłam nie chcąc zanudzać Malfoy'a swoimi problemami zważając na fakt, że chłopak zapewne ma ich o wiele więcej.

- Nie umiesz kłamać, wiesz? - zapytał uśmiechając się krótko w moją stronę, aby następnie przyciągnąć mnie do siebie tak abym oparła się o jego klatkę. - Przecież możemy porozmawiać.

- To nic ważnego - odparłam patrząc chłopakowi w oczy, a Ślizgon wzruszył tylko ramionami wzdychając.

- Próbowałem - odparł wracając do rozmowy z Blaisem. Lecz niczego nie powiedział o sobie, ani słowa. Gdyby tylko chłopak mógł się otworzyć i mi również zdradzić o czym rozmyśla, jakie ma problemy, zagwozdki. Jednak Malfoy za każdym razem pyta o mnie skutecznie zmieniając temat gdy zejdzie na niego. Nie chciałam jednak naciskać na blondyna, bo miałam przeczucie, że zamknie się w sobie jeszcze bardziej niż teraz.

***

Siedzielismy do dość późna razem jednak gdy tylko położyłam się do łóżka przed moimi oczami pojawił się dziwny obraz. Dracona klęczącego na marmurowej posadzce z moją głową na swoich kolanach.

- Proszę, nie możesz mi tego zrobić. Przepraszam za wszystko, nie zostawiaj mnie samego - te słowa krążyły po mojej głowie, a wydawały się dochodzić z drugiego pokoju. Zamrugałam gwałtownie i spostrzegłam, że znajduje się spowrotem w pokoju, a chłód, który owiał moje ciało nagle zniknął.

Rozejrzałam się po dormitorium jednak nie spostrzegłam niczego dziwnego, a na pewno nie nadzwyczajnego. Zamrugałam parę razy jakbym chciała się pozbyć widoku Malfoy'a z mego snu po czym znowu zasnęłam.

***

- Zaraz walentynki! - odparła Pansy jakby przez przypadek wpatrując się w Blaise'a zajętego swoim śniadaniem.

- Przecież jeszcze styczeń - powiedziałam z uśmiechem zerkajac w stronę Parkinson dobrze wiedząc co cwana lisica chciała uzyskać. Konkretniej naszyjnik z rubinem, który widziała ostatnio w jednym ze swoich kolorowych magazynów.

- W czym to przeszkadza? - zapytała Pansy, a ja cicho zachichotałam widząc jak bardzo Blaise nie rozumie co dziewczyna próbuje mu zasugerować.

- A ty co byś chciała z tej okazji dostać? - zapytał Malfoy kładąc dłoń na moim kolanie, a ja w odpowiedzi uśmiechnelam się krótko w jego stronę.

- Wystarczy mi twoje towarzystwo - odparłam, a Malfoy nagle spowaznial na twarzy.

- Musimy porozmawiać - odparł dość sztywnym głosem,a ja zaczynałam się lekko martwić. Nigdy nie słyszałam u niego tak bardzo wypranego z uczuć tonu.

- Dobrze, może wyjdźmy? - zaproponowałam i po chwili stałam z Draco przed Wielka Sala w odległości dość dużej od siebie jak na parę.

- Przemyślałem wszystko i odnoszę wrażenie, że Ty już nie chcesz ze mną być - odparl nagle, a ja popatrzyłam na niego próbując doszukać się cienia żartu w jego tonie czy na jego twarzy.

- Żartujesz? Przecież jest nam razem dobrze - odparłam próbując dotknąć ramienia chłopaka jednak ten odsunął się nagle.

- Nie wiem czy chce być z tobą i najlepiej będzie jak zrobimy sobie przerwę - oparł, a ja Patrzyłam na jego zdziwiona i zrozpaczona?

- Draco, porozmawiajmy i może dojdziemy do kompromisu - odparłam drżącym głosem czując, że zaraz płacz przejmie kontrolę nad moim ciałem.

- Wątpię - odparł chłodnym tonem po czym odszedł zostawiajac mnie sama, stojąca przed Wielka Sala z szokowanym i nieodgadnionym wyrazem twarzy.

***

- Zrobił co? - zapytaka Pansy chyba bardziej zdenerwowana ode mnie. Do mnie jeszcze t9 nie dotarło Siedziałam na moim łóżku jednocześnie nieobecna, a z drugiej strony co chwilę sprowadzana na ziemię przez krzycząca Parkinson.

- Zerwał ze mną - odparłam cicho wpatrując się w moją pościel jakby miała na sobie jakiś bardzo interesujacy wzór.

- Ale podał powód? Jak to dlatego, że nie chciałaś z nim iść do łóżka - zaczela, a ja jej weszłam w zdanie.

- Nie Pansy, myślę że tyle wspaniałych dziewczyn kręciło się wokół niego, że uznał iż wcale się od nich nie różnie i nie jestem aż taka wyjątkowa - odparłam, a Ślizgonka popatrzyła na mnie zszokowana nie mówiąc ani słowa aby mi nie przerywać. - Nie wyróżniam się wyglądem, nie jestem mocno inteligentna, a do tego mam ciężki charakter, który jest uciążliwy. Nie wiedziałam co takiego we mnie widział i teraz mam odpowiedź, że kompletnie nic.

Parkinson popatrzyła na mnie wzrokiem przepełnionym smutkiem, po czym usiadła obok mnie na moim łóżku i objęła ręką. Nawet nie wiem kiedy dałam upust łzom, które spływały powoli po moich policzkach. Czułam się wykorzystana i oszukana, jak zniszczona zabawka rzucona w kat gdy tylko znudzi się "właścicielowi".

Westchnęłam i oparłam się o ramię Pansy, oby nie wiedziala jutro o tym cała szkoła.

Truth or Dare? II: Broken dreamsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz