Statek odleciał. Cała załoga wraz ze mną jest poddenerwowana powagą misji, kosmosem i spotkaniem zupełnie nowych ludzi. Żadne z nas się jeszcze nie zna, jedyny szczególnym fakt jaki nas rozróżnia to kolory skafandrów i naszywki z dziwnymi nickami typu "Sese", "Pajac", a nawet "Banan". Moja naszywka dumnie głosiła słowo "Marzenie". Nie wiem czy to jakiś żart ze strony załogi, twórcy misji czy w ogóle jakichś osób trzecich. Jedyne co mam na razie w głowie to start w kosmos i to jak szybko wszystko co widać za szybą to ciemne niebo pełne gwiazd zamiast błękitnego bezchmurnego nieba.
- Wyłączam grawitację. Możecie się rozpiąć. Przewidywany czas podróży to 10 godzin - mówiła spokojnym tonem nasza pani kapitan w żółtym stroju. Z głosu brzmiała na naprawdę miłą i troskliwą kobietę. Jej naszywka na ramieniu była zrobiona z brązowego materiału, a nitka którą wyszyty był napis "banan" była jaskrawo-żółta. Nie widziałam jej twarzy. Z resztą nikogo jak na razie twarzy nie widziałam, bo każdy nosi hełm.
Rozpięłam pasy i poczułam nagłą ulgę od ciężkości, odleciałam od swojego fotela i mogłam frunąć gdzie tylko zechce, bez żadnych trosk i zmartwień.
- Marzenie? - zaśmiał się mężczyzna w zielonym skafandrze i spojrzał się na mnie. W jego hełmie mocno odbijał się mój różowy skafander z lekka opinający mi się na biodrach - Szczęściara. Mi dali "Geograficc". Nawet nie znam się na geografii co lepsze - wyciągnął w moją stronę dłoń - Antonio Rondrin - pomimo braku widoczności jego twarzy, czułam że uśmiecha się do mnie szczerze i ufnie.
- Natalie Janine Ariment - powiedziałam ściskając pewnie dłoń Antonia - Kogoś tu znasz? Kogokolwiek?
- Nawet kapitan nie znam. Wiem, że jest w żółtym stroju i to nie jest takie pewne "wiem" - zaśmiał się cicho i zabrał rękę, spoglądając na kobietę w żółtym skafandrze - Nie wydaje się groźna.
- Ma ksywkę Banan - rozejrzałam się wokoło kokpitu za resztą naszego zespołu, który powoli zaczął się przerzedzać wychodząc na dalszą część statku - Gdzie wszyscy idą?
- Jest tylko jeden sposób, aby się dowiedzieć - w stylu żabki, Antonio zaczął płynąć w stronę wyjścia z kokpitu.
- Geograficc? - zapytała pani kapitan obracając głowę w naszą stronę - Gorszej nazwy się nie dało? - roześmiała się i powoli zaczęła przywracać do normalności grawitację. Zaczynam naprawdę szybko ją lubić za dosłownie byle co. Czy to dobry znak?
- Dało, pani banan - zasalutował zielony - Proszę wybaczyć, chciałbym wraz z panną Marzenie zwiedzić statek - ukłonił się przed nami. Nie mogłam się powstrzymać od cichego chichotu i uśmiechu który sam właził mi na twarz.
- Wybiorę się z wami - podeszła do nas bliżej kapitan i stając pomiedzy naszą dwójką podała nam obojgu dłonie - Kapitan Nancy Bradley, do usług.
- Natalie - podałam dłoń pani kapitan - A to Antonio. Zna pani chociaż trochę ten statek? - spytałam z czystej ciekawości. Trochę dziwnie, że żadne z nas nie zna załogi, nie zna trasy, a nawet statku. Przeraża mnie to. Chyba, że jest nadzieja w pani kapitan.
- Ani trochę, jedyne co wiem to, że ma trochę uszkodzeń z którymi musimy się uporać przed czasem 10 godzin, czyli lądowania - spojrzała na mnie. Świat jakby zawirował i stanął ku przestrodze w miejscu. Głos Nancy zmienił ton na grobowy, straszny wręcz - Musimy się pospieszyć, zdrajca jest wśród nas.
Ciarki mnie przeszły od stóp do głów. Jaki znowu zdrajca? Czemu statek już ma uszkodzenia skoro nawet dobrze nie wystartowaliśmy?
- Jaki znowu zdrajca, sir? - Antonio zapytał skonsternowany i zdezorientowany. Nancy rozejrzała się, a jej żółty skafander wydał ciche skrzeki przy tym.
- Słyszałam z rozmów tych którzy nas tu wysłali, że ta misja nie może się dobrze skończyć. Mają złe przeczu-
Kapitan nawet nie skończyła zdania kiedy rozległ się z głośników alarm. Od razu spojrzeliśmy wprost na urządzenie z którego zamiast alarmu, wydobył się męski, niski, sprawiający niemiłe ciarki głos.
- Witajcie astronauci - powiedział wręcz ćwierkając z radości - Przejęliśmy wieżę kontrolną. Czy to nie zabawne? - roześmiał się szaleńczo, a jego głos wręcz dudnił mi w środka głowy. Ten głos... Nie był od razu nagrany. Był przerobiony. Słychać ciche piszczenie i zacinki w śmiechu jeśli tylko się skupić. Ale co mi daje ten fakt? - Wracając~ - wymruczał jakby podniecony powagą sytuacji. Ohyda - Wśród waszej absolutnie randomowej załogi jest ktoś, komu nie podoba się ta cała misja, jej cel, a w najwyższym stopniu... Właśnie wy - wymruczał wprost do mikrofonu - Jedyne na czym zależy tej osobie to klęska misji jak i śmierć każdej osoby na statku - zachichotał złowrogo i odsunął się trochę od mikrofonu - Może nawet dwa ktosie? Kto to wie, kto to wie - mruknął cicho wprost w mikrofon, zaczął cicho dyszeć, aż w końcu kontynuował przemowę - Zasady mojej gry są proste. Wy jako załoga macie naprawić statek. Na środku statku jest czerwony przycisk, możecie go wcisnąć, aby zebrać całą załogę na obrady, wtedy też zdrajca nie może nic wam zrobić. Jeśli odnajdziecie czyjeś ciało to wciskacie wczepiony na jego kostiumie, chyba w okolicach szyi przycisk. Wtedy również zbieracie się w pokoju z głównym czerwonym przyciskiem i za pomocą tabletów wybieracie zdrajcę. Tego którego wybierzecie, trzeba pozbyć hełmu i wysłać na przechadzkę po gwiaździstym niebie. Zdrajca może odciąć wam dopływ tlenu, rozgrzać do eksplodujących temperatur rdzeń statku oraz może wyłączyć wam światło. Możecie wszystko naprawić robiąc wyznaczone do tego zadanie, jak wpisanie kodu czy przyłożenie ręki. Powodzenia astronauci~ - wymruczał i wyłączył mikrofon.
- J-jak to morderca!? - krzyknęłam w przerażeniu i spojrzałam na spokojną panią kapitan. Wynagrodziła mnie swoją uwagą i krzykiem.
- CO TO MA BYĆ KAMRALE!? MASZ SIĘ USPOKOIĆ - krzyknęła po czym przytuliła mnie do siebie mocno - Już csii... Oddychaj. Przeżyjemy - wpędziła mnie w ten sposób jedynie w większy szok. Panika przeszła, pozostał szok jak z sekundy na sekundę tak zmieniła postępowanie - A teraz chodźcie, musimy zapoznać się z tym starociem.
CZYTASZ
A moim marzeniem jesteś ty ~Among Us~
FanfictionOto i prawdopodobnie pierwsza opowieść o tak ostatnio sławnej grze Among Us. Historia opowiada o załodze, nieznającej imion swoich towarzyszów i wiedzących jedynie to, że pomiędzy nimi znajduje się zdrajca. Okładka tymczasowa