Skądś kojarzę to nazwisko... - Granatowy astronauta nazywał się Alex Roosevelt. Mój rodzony brat zginął przez zdrajcę. Przysięgam, był niewinny. Nigdy się nie rozstajemy, po prostu chcieliśmy znaleźć łazienkę, coś mignęło, błysnęło, a Alex leżał martwy na ziemi, mamrotał jedynie niezrozumiałe rzeczy, a cała jego krew oblała mój skafander. Stąd Ben mógł zobaczyć, że byłem cały we krwi - wytłumaczył spokojnie Max, a jego oczy zaszły łzami. Nie mógł kłamać o tak delikatnej rzeczy prawda?
- Wierzę ci - powiedziałam cicho i zdjęłam swój kask - Miałam dosłownie tą samą reakcję na śmierć pani kapitan - zaśmiałam się cicho jakby przez łzy - Nie mógłbyś zabić swoje brata, w twoich oczach widzę, że naprawdę go kochałeś - wyjęłam spod skafandra swój biały identyfikator ze swoim zdjęciem i napisem "Natalie Janine Ariment" - Nie jestem w stanie podzielić twojego bólu, jednak wiem co możesz czuć. Nie znałam pani kapitan jednak śmierć kogokolwiek jest ogromnym przeżyciem, a co dopiero własnej rodziny. Przepraszam, że ciebie osądziłam, nie wiedziałam. Wiemy teraz raczej wszyscy, że ani ja, ani czerwony nie jesteśmy zdrajcami i możemy wrócić do swoich zajęć, aby znaleźć zdrajcę i czym prędzej zaprzestać tym igrzyskom śmierci - uśmiechnęłam się delikatnie i spojrzałam na każdego z załogi po kolei - Mamy jeszcze 5 godzin do końca lotu, musimy się wyrobić - mruknęłam cicho i schowałam głowę w swoim hełmie. Antonio ścisnął dłoń w pięść, Vivan zrobił to samo, po czym Max, a światła ponownie zgasły... Co jest..? - Vivan? Antonio? - spytałam zdezorientowana. Nikt mi nie odpowiedział - K-ktokolwiek? - strach zaczął mnie absolutnie zjadać od stóp do głów. Zaraz mnie zabiją, na pewno mnie zabiją, czemu by nie mieli zabić?
Światła nagle powróciły do normalności, przede mną w rzędzie stał Vivan, Antonio i Max. Byli bez hełmów, każdy uśmiechał się szeroko i na każdym była rozpryskująca się plama krwi. Zaczęli się śmiać, brechtali, a za nimi były dwa ciała. Krokus i pajac. Zdawało mi się, że się duszę, że zaraz wszystko we mnie wybuchnie i, że jestem zamknięta w małym kartonowym pudle które się tylko coraz bardziej zmniejsza i zmniejsza. Panika napierała mocniej na moje ciało, aż w końcu... Obudziłam się?
- Wstawaj malutka - wymamrotał wprost mi do ucha znany mi dobrze głos Vivana - Reaktor już schłodzony, pora wstawać - zaśmiał się cicho i wziął mnie na ręce niczym księżniczkę - No nic, pójdziemy tak. Antonio pomożesz z zadaniami prawda? - spytał czarny wychodząc z pokoju, zielony pokiwał głową i zaczął iść ramię w ramię z Vivanem. Czy ja coś ominęłam?
- Vivan? Antonio? - spytałam podnosząc delikatnie głowę do góry i zaczęłam się przyglądać najwyraźniej pogodzonym chłopcom - Gdzie Ben? I Max? Czy jesteście zdrajcami? - zaczęłam wypytywać. Jedyną odpowiedzią był dziwny wzrok w moją stronę i szybki bieg do nas.
- Zaczekajcie! - krzyknął również znajomy głos... Bena... Ale on nie żył? - Mogę iść z wami? Max dziwnie się zachowuje i się trochę boję. Jestem Benjamin Barton, do usług - przedstawił się szybko i nawet nam ukłonił.
- Ben, czy Max to ten co ma na naszywce "Jabłko" A jego brat Alex to ten granatowy prawda? Widziałeś jak Max był pełen krwi? - wypytywałam patrząc się na Bena. To nie mógł być zwykły sen. Nie na tym statku.
- Ciekawe podejrzenie, ale nie panno Marzenie. Max to granatowy, a jego brat Alex został na Ziemi. Czerwony, czyli jak go nazwałaś "Jabłko" nazywa się Richard i nigdy bym go nie podejrzewał. Max po prostu chodził dziwnie za mną i nic nie mówił, więc uciekłem do was - zaśmiał się cicho Ben i wyrównał krok z Vivanem i Antoniem. Ja nie musiałam iść, bo Vivan uparcie nosił mnie na rękach.
- Czyli to tylko sen... Śniło mi się, że zginąłeś i to była wina Vivana, Antonia i Maxa, który był czerwonym! - zaśmiałam się. Tylko sen. To tylko sen prawda? Nic wielkiego.
- Masz ogromną wyobraźnię malutka - powiedział z pewnym ogromnym uśmiechem na twarzy Vivan. Skąd wiem, że się uśmiecha? Po jego głosie to słychać.
- W którą stronę zmierzacie? - spytał ponownie Ben i skupił swój wzrok na Antonim. Antonim? Tak to się odmienia?
- W stronę medbay. Znaleźć anomalię wśród fiolek i jeśli się uda to zrobić skan różowej czy nagłe podniesienie ciśnienia i temperatury źle na nią nie wpłynęło - powiedział Antonio i skręciliśmy w prawo. Przed nami było od razu wejście do stołówki jednak kolejny raz skręciliśmy w prawo, aby znaleźć się wręcz w szpitalnym pokoju pełnym białych leżanek, zasłonek, zielonego panelu i wielu komputerów przyczepionych do ściany.
- To jest tu nawet takie pomieszczenie? - zdziwiłam się niezmiernie i zaczęłam rozglądać po pokoju. Czemu dopiero teraz dowiaduje się o tym, że mogliśmy chociaż spróbować uratować część załogi?
- Tak, ale działa tu tylko skan i komputer. Nie ma nic co mogłoby pomóc w nawet draśnięciu palca - mówiąc to Vivan postawił mnie na zielonym panelu, a wokół mnie zaczęły się zbliżać, oddalać i osadzać na moim ciele zielone holograficzne paski. Towarzyszyło tej czynności ciche pikanie i drukowanie papieru z drukarki. Kiedy skan się skończył przeszło mnie mrowienie. Antonio wziął papier i biegając po nim wzrokiem tylko pokiwał głową.
- Zdrowa. Nic jej nie jest - powiedział i podszedł do komputerów. Nacisnął parę przycisków, a w ścianie za mną ukazało się pięć fiolek które napełniły się szarą cieczą. Pod każdą fiolką był mały przycisk.
Fiolki zjechały na dół, a po pięciu sekundach wyszły ciemniejszej barwy, w czym jedna była ciemniejsza. Antonio bez zastanowienia nacisnął przycisk z najjaśniejszą fiolką przez co zakryła je całkowicie ściana i rozległ się szczęśliwy dźwięk dzwoneczka.
- Zrobione. Chyba wszystko już zrobiliśmy - powiedział Vivan pełen dumy - Teraz możemy siedzieć w kamerach albo się włóczyć bez celu - wziął mnie przez ramię niczym worek ziemniaków - A tym bardziej z taką różową nagrodą będzie to w ogóle miło spędzony czas - zaśmiał się szczęśliwy Vivan.
- No dobrze, za tak ogromną pomoc z waszej strony mogę być nagrodą - zawtórowałam śmiechem czarnemu - Ale potrafię chodzić jak człowiek!
- Nie, nagrody nie chodzą - zbliżył się Antonio - Nagrody olśniewają swoim blaskiem. A teraz chodźcie do kamer - powiedział spokojnie i wyszedł z medbay razem z Benem idąc w lewą stronę. Vivan postawił mnie na ziemi, lecz nie dał iść za chłopakami. Złapał mnie za rękę i zdjął nasze kaski. Spojrzał mi bardzo głęboko w oczy i zbliżył się do mnie, dzieliły nas milimetry.
- Każdy jako dziecko, a nawet dorosły ma swoje marzenie - powiedział cicho tylko do mnie i pogłaskał mnie po policzku - Może to być samolot, dziewczyna, chłopak wygrana - zatrzymał się na chwilę - A moim marzeniem jesteś ty - wymruczał cicho i złączył nasze usta w pocałunku.
CZYTASZ
A moim marzeniem jesteś ty ~Among Us~
FanfictionOto i prawdopodobnie pierwsza opowieść o tak ostatnio sławnej grze Among Us. Historia opowiada o załodze, nieznającej imion swoich towarzyszów i wiedzących jedynie to, że pomiędzy nimi znajduje się zdrajca. Okładka tymczasowa