Rozdział 11 ~Ja ciebie też marzenie~

263 21 46
                                    

- V-vivan - wymruczałam cicho i niepewnie. Chcę być jego, tylko jego niech pokaże wszystkim do kogo należę, namiesza mi w głowie, zajmie się mną jak swoim największym marzeniem - Zaczekaj, ja chcę jeszcze buziaka - zatrzymałam się i zdjęłam swój kask. Chcę go poczuć. Teraz.

- No dobrze, ale tylko małego, szybkiego buziaka - zdjął swój hełm i zbliżył się do mnie. Spojrzał mi głęboko w oczy, topiłam się od środka wyczekując tej cudownej chwili. Nasze usta szybko zostały złączone razem, ciała splecione, pragnące z każdą chwilą być jedynie bliżej siebie. Nie zdążyliśmy nawet niestety spleść naszych języków w namiętnej pasji kiedy Vivan nas od siebie odkleił - Oj skarbie, miał być mały i szybki buziak, a nie długi i namiętny~ - zaśmiał się cicho - Jak będziemy tylko mogli to będziemy się całować tak długo, że aż nam dechu w piersiach zabraknie~ - obiecał mrucząc mi niskim, chrapliwym tonem do ucha po czym odsunął się i nałożył nam na głowy kaski - Teraz musimy naprawdę już za nimi iść.

Zaczęliśmy iść w stronę w którą kierowała się reszta naszej grupki, pewnie skończyli już nalewać nawet benzynę do silników!

- O boże tu jesteście! Martwiłam się o was!Max poszedł z Peterem i Antonio nalać tej całej benzyny do silników i wrócili tylko Peter z Antoniem! Peter powiedział, że pilnowali z Antonio wejść, a kiedy się obrócili Max już nie żył! Zdrajca musi używać wentylacji, aby się przemieszczać - mówiła, a wręcz krzyczała niespokojnie, wręcz panicznie. Zaraz... Skąd ona może wiedzieć o wentylacji, skoro Antonio z Peterem byli przy drzwiach to musiała ona przejść przez wentylację i zabić Maxa. Prawda...?

- Chwila. Skoro ja byłam z Vivanem, Peter z Antonio przy drzwiach, Max w środku, a ty nie wiadomo gdzie i uważasz, że używana jest do przemieszczania się wentylacja... Nie sądzisz, że to trochę.. Dziwne? - spytałam i złapałam za ramiona Christine - Gdzie byłaś?

- Nie ważne gdzie była, z pewnością skłamie, aby się uratować. Peter i Antonio nie widzieli co się działo w środku pewnie, więc wiele też nie są w stanie powiedzieć, a Maxa nie zapytamy - dopowiedział Vivan i spojrzał na biegnących w naszą stronę zielonych mężczyzn.

- Jestem prawie pewny, że to była Christine - powiedział dysząc cicho Antonio i patrząc na szarą jak gdyby rodzinę mu zamordowała. A tak przynajmniej mi się wydaje, że na nią spojrzał... Peter nic nie pokazywał. Patrzył na swoją przyjaciółkę, ale nie wiem czy przepraszając czy z czystym zażenowaniem, że jej ufał. Patrzył na nią i nie odwracał absolutnie wzroku.

- Peter... To naprawdę nie ja - powiedziała szeptem Christine - Uwierz, nie ja go zabiłam, nie byłabym w stanie - mówiła dalej i patrzyła się na limonkowego. Chłopak odwrócił wzrok i wskazał przejście do stołówki, aby jak najszybciej mieć to za sobą. Trudne będzie porozumiewanie się z nim teraz, ale jeśli Christine jest zdrajcą to największe podejrzenia spadną i tak na Petera, bo go nie widzieliśmy wcześniej.

- Chodźmy już po prostu. Przegłosujemy i dokończymy co trzeba, aby wrócić już bezpiecznie do domu jakkolwiek jest to w tej chwili możliwe - powiedział zrezygnowany Antonio i zaczął iść w stronę stołówki, poszłam od razu za nim, za mną Christine, potem Peter i na końcu Vivan. Zielony nacisnął przycisk, usiedliśmy w ciszy przy stoliku. Wszystko zostało powiedzone, każdy już wie na kogo zagłosować. Każdy już wie co ma robić. Nic nie trzeba było dodawać.

Ekrany tabletów włączyły się, ja, Vivan i Antoni nacisnęliśmy prawie w tym samym czasie na opcję "krokus". Peter zastanawiał się przez chwilę i złapał za rękę Christine. Wypukał coś wolną ręką na stole, a ona prawdopodobnie uśmiechnęła się czując ulgę.

Christine zdjęła swój kask, spojrzała na Petera i powiedziała coś do niego bez głosu. Samym ruchem warg. Powiedziała coś, co musiało być ważne dla nich obu. Może to byłyo jakieś wyznanie, jakaś tajemnica, a może pierwsze "kocham cię"? Nie dowiemy się tego raczej nigdy...

Oboje nacisnęli na swoich tabletach przycisk "skip vote". Ukazał się wynik głosowania. Trzy na Christine, dwa pominięte. Dziewczyna wstała sama i podeszła do ukochanych przez wszystkich drzwi podróży pośród gwiazd. Serce zaczęło mnie kłuć. Bardzo. Tak wielu zginęło przez chorą wyobraźnię głosu z głośników, aby zrobić sobie galaktyczne igrzyska śmierci.

Ustawiliśmy się wszyscy wokół żółto-czarnej linii za którą po przyciśnięciu guzika miała ukazać się szyba oddzielająca nas od Christine i całej galaktyki w której bez swojego kasku, miała błądzić aż do szybkiej śmierci.

Spojrzałam ostatni raz na uśmiechnięta brunetkę której łzy spływały po policzkach. Nie patrzyła na nas. Patrzyła bez przerwy na Petera. Na jej Petera. Nie patrzy się tak na jedynie przyjaciela. Te ciche słowa, które sobie wystukali i powiedzieli to naprawdę było "kocham cię" i "Ja ciebie też". Limonkowy nie wytrzymał tego widoku. Dosłownie sekundę przed wciśnięciem przycisku wlazł za linię do Christine, zdjął z siebie hełm i pocałował ją czule nie dbając absolutnie o to czy umrze czy nie. Chciał być z nią, a ona z nim za wszelką cenę. Oddzieliła nas od nich szyba i zostali razem złączeni w pocałunku wessani w absolutną ciemność galaktyki. Serce mi przyspieszyło swój bieg, a głos z głośnika zaczął się radośnie śmiać.

- Żadne z nich nie było zdrajcą Natalie - wymruczał radośnie - Zostało z tobą, aż dwóch zdrajców~ Jesteś sam na sam ze swoim przyjacielem i chłopakiem, każde z nich zabiło przynajmniej jedną osobę na statku, a ty im tak ufałaś - śmiał się dalej szyderczo głos - Oh marzenie~ mącisz wszystkim w głowach~

- Natalie? Natalie! Obudź się - krzyczał Vivan w moją stronę i zaczął potrząsać mną za ramiona przez co... Obudziłam się? Ponownie? Ale gdzie ja jestem?

Jestem w jakimś dużym małżeńskim łóżku, przykryta ciepłą kołdrą, jest ciemno więc pewnie jest noc, to duży, biały pokój z łóżkiem i wieloma malunkami drzew, postaci, ogromną białą szafą na lewo od łóżka i małą szafką nocną przy łóżku. Drzwi prowadziły gdzieś dalej, do środka domu... Ale kto mnie obudził?

Spojrzałam na zmartwionego Vivana, bez skafandra, tego jak ze snu. Nie był ubrany w nic oprócz bokserek i głaskał mnie czule ciepłą dłonią po policzku. Powoli wszystko zaczęło wracać do mojej głowy... To nie był jedynie sen. To retrospekcja. Wszystko działo się naprawdę, ale okazało się, że każdy kto umarł siedział bezpieczny na planie albo z rodziną. Vivan, Antonio i Ben byli naprawde zdrajcami, a wszystko było reality show w którym nawet aktorzy nie wiedzieli co się dzieje oprócz zdrajców. Na końcu pozostałam tylko ja, Vivan i Antonio, więc show się skończyło, z Vivanem spotykałam się potem tak często, że stał się moim mężem i tatą dwójki naszych urwisów. Nancy i Richarda. Z Antoniem utrzymuję stały kontakt, a na pewno większy niż z resztą załogi.

- Kocham cię Vivan - przytuliłam swojego męża mocno i uspokoiłam swoje szybko bijące serce szybko przez moje najbezpieczniejsze na świecie miejsce.

- Ja ciebie też moje marzenie.

❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤
Czy to koniec?
To zależy
Zalezy czy chcecie wiedzieć co sie dzieje u każdego z załogi
Jak to przeżyli
Jak im się powodzi
Możemy też zakończyć tą książkę w tym miejscu
To wciąż była przecudowna zabawa w pisaniu i przeżywaniu tego
Czytaniu komentarzy
Patrzeniu Jak wbija sie ta książka na szczyty
Niesamowite przeżycie

Wiec zapytam jeszcze raz
Czy chcecie zobaczyć co było dalej?

💚Tak
❤Nie

Do następnego 😘❤

A moim marzeniem jesteś ty ~Among Us~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz