Rozdział 3 ~Pani kapitan~

324 31 17
                                    

- Wyrzucić śmieci w O2 - powiedział z pamięci i razem z Antoniem podszedł bliżej, aby przyjrzeć się drodze. Antonio spojrzał nad drzwi pokoju z tlenem.

- To jest O2. Teraz tylko wyrzucić stamtąd śmieci - wymruczał z cichą dumą jak sprytny jest.

Bez większego myślenia weszłam do pomieszczenia i zaczęłam szukać czegoś związanego z śmieciami. W końcu do oka wpadła mi zaznaczona żółto-czarną taśmą wajcha w dół z napisem "down and hold". Spojrzałam na czarnego i zielonego astronautę upewniając się, że o to chodzi, ale oni znowu walczyli na wzrok i coś mówili do siebie na tyle cicho, że nic z ich rozmowy nie usłyszałam.

- Sky i Geograficc. Możecie się do jasnej cholery uspokoić i powiedzieć czy to ta wajcha, bo nie mam absolutnie żadnej pewności? - zapytałam z lekką nutą wkurzenia ich zachowaniem.

- Oczywiście panno Marzenie - podszedł bliżej Vivan, czyli Sky, a od razu za nim Antonio. Oboje przejrzeli wzdłuż i wszerz całą ścianę, aż otrzymałam w końcu potwierdzenie, że mogę ciągnąć i prawdopodbnie wyrzucić śmieci.

Pociągnęłam w dół wajchę i przytrzymałam dopóki po pokoju nie rozległ się cichutki, szczęśliwy dźwięk jakby dzwoneczka, że zadanie zostało wykonane. Puściłam wajchę i nawet nie zdążyłam odetchnąć z ulgą, a cały pokój, ba cały korytarz i najbliższe pomieszczenia zrobiły się całkowicie ciemne.

- V-vivan? Antonio? - spytałam niepewnie, szukając ich rękami. Kiedy tylko poczułam dość dobrze jak na razie znany mi materiał skafandra złapałam się go szybko. Była to czyjaś ciepła ręka i za jasną cholerę nie mam zamiaru się jej puścić dopóki światło nie wróci. Widziałam całkowitą ciemność i jak nigdy się jej nie bałam to teraz czułam, że w każdej chwili może coś nam się stać przez to, że jest ciemno.

- Jestem, spokojnie malutka - powiedział kojąco Vivan i otoczył mnie swoimi bezpiecznymi ramionami. To jego rękę trzymałam. O matko jaka ulga - Nic się nie dzieje. Światła tylko zgasły. Zaraz znowu będzie jasno. Oddychaj - Mówił dalej spokojnym tonem, pełnym cierpliwości Vivan.

- Gdzie Antonio? - spytałam niepewnie i jak tylko mogłam chowałam się bardziej w jego bezpiecznych ramionach. Ktoś położył na moim ramieniu dłoń.

- Tu jestem - powiedział z lekka przerażony zielony - Trzeba jak najszybciej znaleźć elektrownię i spróbować włączyć światło.

- N-nawet nie wiemy w którą stronę iść - wymamrotałam niepewnie i zanim nawet zaczęliśmy się zastanawiać głebiej nad tym co zrobić światło na nowo wróciło. Zamrugałam parę razy i puściłam szybko Vivana - Em wybacz, przestraszyłam się takiej ciemności. Może chodźmy dalej - wymamrotałam cicho i chciałam zrobić krok w stronę korytarzu, aby iść dalej i dokończyć naprawę statku, ale... - PANI KAPITAN - pisnęłam, a do oczu napłynęły mi łzy. Nasza żółta pani kapitan leżała zjedzona od pasa w dół. Nie miała kasku, jej blond długie włosy spływały z głowy na ziemię i przyklejały się jej do pełnej jeszcze świeżej krwi twarzy. Oczy, kiedyś pewnie żywo błękitne, a teraz tak puste i bez życia, otwarte w strachu. Pewnie biegła, aby naprawić światło albo uciekała przed zdrajcą.

Zatrzęsłam się cała, łzy zleciały mi po policzkach, a usta zaczęły drżeć. Uklękłam przed panią kapitan z ksywką "Banan" i nacisnęłam mały, czerwony przycisk wczepiony w jej skafander blisko szyi. Rozległ się alarm i głos oznajmiający "znaleziono martwe ciało, znaleziono martwe ciało".

Wstałam na trzęsących się nogach i nic nie mówiąc, o niczym nawet nie myśląc poszłam z pamięci w stronę stołówki z przyciskiem. Nie znałam za dobrze pani kapitan, nawet nie pamiętam jej imienia, ale każda śmierć pewnie na każdego oddziałuje w podobny sposób. W końcu, nie za miłym widokiem jest trup zjedzony do połowy.

Cała teraz 9 osobowa załoga usiadła przy najdłuższym stole przy którym leżało 9 tabletów prawdopodbnie do anonimowego głosowania kto jest zdrajcą.

- Gdzie znalazłaś ciało? - spytał się astronauta w białym skafandrze z naszywką "Snow". Brzmiał jakby zaraz miał wybuchnąć z wściekłości, miał tak szorstki i nieprzyjemny głos, jak najgorszy z nauczycieli, który tylko krzyczy na ciebie, bo źle siedzisz. Nie podoba mi się.

- W korytarzu do O2. Byłam tam z czarnym i zielonym wyrzucić śmieci, światła zgasły, a kiedy znowu się zapaliły, pani kapitan już leżała przed nami bez życia - mówiłam monotonnie i patrzyłam się głucho w stół.

- Potwierdzam, byliśmy razem z różową w O2 - położył rękę na moim ramieniu Vivan. Zrobiło mi się trochę lżej przez to? Jakby rozumiał to co czuje i podzielał to, ale jednocześnie kazał ogarnąć, żeby nie załamywać się i dokończyć wszystkie zadania. Nie mamy czasu na żałobę, mam nadzieje, że pani kapitan to zrozumie.

- Kto był gdzie i co ostatnio robił - wstałam i walnęłam dłońmi o stół - Światła zgasły, a z informacji wiemy, że ktokolwiek je zgasił musiał mieć w planach morderstwo. Pani kapitan została zjedzona do połowy, to bardzo poważna sprawa.

- Byłem w elektrowni i naprawiałem światła - powiedział szary astronauta przede mną - Fioletowy był ze mną.

- Potwierdzam. Byłem z czerwonym - powiedział siedzący bliżej białego szary. Ten pierwszy szary miał naszywkę z nazwą "Jabłko", a drugi "Krokus". Będzie chyba prościej ich rozpoznać poprzez imiona niż przez szary, szary, szary i szary.

Przez następne parę sekund każdy tłumaczył gdzie był i z kim był. Ostatnią osobą, której nikt nie nadzorował był Pan Snow. Pozostał zupełnie sam w stołówce i nikt go nie widział. Jest na razie najbardziej podejrzaną z nas osobą.

Tablety przed nami się włączyły i ukazały się w tabeli nasze ksywki i kolory skafandrów. Pozostało nam jedynie wybrać osobę. Musimy kogoś wybrać. Tylko kogo?

- Mój głos idzie na białego - powiedział Krokus i nacisnął palcem na ekran swojego tableta.

- Nie ma żadnego alibi, nikt go nie widział. To musi być on - wymamrotał szary o nazwie "Mandaryn" i nacisnął coś na swoim tablecie. Za nim powtórzył to każdy oprócz białego który karcił nas wszystkich wzrokiem.

- Wydaje mi się, że to jednak różowa. Powiedziano nam, że nie musi być tylko jeden zdrajca, a to ona znalazła ciało po tak krótkim czasie. Nie uważacie, że jest to podejrzane? Może czarny z zielonym to jej współpracownicy? Mój głos ma zdecydowanie panna Marzenie - nacisnął coś na swoim tablecie i ukazał się nam wynik głosowania. Osiem na białego, jeden na mnie.

- Czyli... Teraz musimy go wysłać w kosmos bez kasku, tak? - wymruczał niepewnie krokus. Każdy zaczął patrzeć na każdego, aż w końcu Vivan pokiwał głową twierdząco.

- Takie są niestety zasady - powiedział cicho i wstał ze swojego miejsca Vivan. Podszedł jak najbliżej białego i zdjął mu kask. Oczy Snowa były szare, podchodzące wrecz podchodzące biel, jego włosy były platynowe, a skórę miał białą jak kartka papieru. Nic dziwnego, że nazwali go Snow.

Zabrano go do drzwi z napisem "Podróż pośród gwiazd" i postawiono przed drzwiami. Stanęliśmy wszyscy za żółto-czarną linią, a Jabłko nacisnął duży czerwony przycisk na ścianie. Oddzieliła nas od białego twarde szkło, a za nim otworzyły się drzwi. Snow został wessany w kosmos i więcej go nie widzieliśmy.

Drzwi zamknęły się, szyba znikła, a głos z głośnika zaczął się gromko śmiać wręcz do rozpuku.

- To nie był zdrajca! - śmiał się bez przerwy - To jeden z waszych! Nie miał absolutnie żadnych złych zamiarów - ledwo mówił i łapał oddech. Po dwóch minutach w końcu się uspokoił i zaczął mówić dalej - Zabiliście osobę z waszej załogi, wasz kapitan nie żyje przez co uzyskuje dwa punkty przewagi. Pomiędzy wami wciąż jest zdrajca lub zdrajcy. Powiem wam ich dokładną liczbę dopiero wtedy, kiedy odnajdziecie poprawie chociaż jednego zdrajcę.

Wyłączył się, a my wszyscy zaczęliśmy patrzeć to na prawego towarzysza, to na lewego. Pozostała nas ósemka i przez własną głupotą pozbyliśmy się jednego z nas.

A moim marzeniem jesteś ty ~Among Us~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz