ⲱⲓⲍⳗᴀ ⲧⲥⲏⲛⲓᴇń ◈ ɢʀɪɴᴅᴇʟᴡᴀʟᴅ ᵒᶰᵉˢʰᵒᵗᵉ

557 12 6
                                    

ⲱⲓⲍⳗᴀ ⲧⲥⲏⲛⲓᴇń ◈ ɢʀɪɴᴅᴇʟᴡᴀʟᴅ & you

❝pozbywali się nawet własnych czarodziejów i wiedźm

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

pozbywali się nawet własnych czarodziejów i wiedźm... za wielką zbrodnię szukania — prawdy...  pragnienia wolności❞

czytajcie wolno, szczegół siłą

꧁꧂

  Otworzył oczy, gdy usłyszał warknięcie prowadzącego go czarodzieja, że jak nie przestanie się potykać to różdżka przy policzku wbije się mocniej. Nie ruszyło go to, jednakże i mu przeszkadzał powolny marsz.

  Przed nim widniał łuk, będący swoistą bramą wskazującą bezsensownie drogę wiodącą do wielkiego kamiennego budynku o opływowym kształtach i surowej strzelistej wieży. Litery na kamieniu były wyraziste jakby wyryto je wczoraj. „Dla większegob dobra”. Słowa, które go wiodły ku wolności pobratymców. I władzy — lecz szczególnie ku prawdy.

  Wbił nogi między żwir, wstrzymując siebie i asystę.

– Ruszaj, już wystarczająco dużo patrzyłeś na więzienie, któreś sam zbudował – sarknął auror.

  Wiedział, że nad nimi latają czarodzieje Ministerstwa, lecz go interesował jakikolwiek dźwięk żwiru. Który zakomunikowałby czy ktoś jeszcze idzie.

  W końcu ruszył dalej. Głowę trzymał wysoko. Słowa, które na języku miało tysiące magów, tłumaczące chęć ujawnienia się, teraz ukazywały  skutek interpretacji. Największy czarnoksiężnik, posiadacz czarnej różdżki trafia do miejca gdzie miał karać własnych wrogów. Kamienny kolos by więzić samotnego jego. Tylko jego.

  Cieszył się w duchu, że tylko on tam miał być. Zapamiętywał więc słońce ogrzewające jego niemal białe włosy, szare drzewa wśród zbladłej trawy i niebo ledwo widoczne między chmurami. Nieświadomie zapragnął, by otoczył go błękitny płomień. Pożarł jego nadzieje, że osoba, którą pokochał pomimo misji, jest w miejscu wolnym od tych skurwysynów aurorów.

  Zabili tyle własnych braci — czarodziejów i wiedźm. Tylko po to, by być dalej szczutym przez tajemnice, by złapać jego. On walczył nie tylko czynami, lecz także słowem. Wraz z nią. Z tą wspaniałą czarownicą, która śmiała się i mieszała swój ogień z jego.

  Chciał potrząść głową odganiając myśli, ale różdżka wbita w blady polik uniemożliwiała to.

  Weszli do fortecy. Stanęli na środku sali, z której rozchodziły się korytarze. Tuż naprzeciwko, pod oknem, stał odwrócony do nich mężczyzna w ciemnych szatach. Strażnik przełożył mu różdżkę do tętnicy szyjnej, jawniej grożąc i unieruchamiając.

Fantastic Beasts preferencjeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz