wasza pierwsza randka ¹/² ♡⃝

656 19 3
                                    

• newt
Zawitałaś południem do twojego chłopaka. Miałaś w ręce torbę z jakimiś ładnymi ciuchami, ponieważ przyszłaś ubrana jak zwykle się z newtem ubieracie do pracy przy podopiecznych.
Jednakże zadziwił cię widok scamandera, który tylko dał ci buziaka i oznajmił, że idzie się wykąpać.
Postawiłaś torbę na lekko zużytej kanapie, po czym zeszłaś na dół do zwierząt. Ku twemu zdziwieniu wszystkie zwierzęta miały się wyśmienicie, nawet kelpia. Sama przed wyjściem z mieszkania zajęłaś się smokami oraz kilkoma innymi gatunkami, choć nie opiekujesz się wieloma - są to smokopodobne zwierzęta. Jednakże zawsze miałaś przy sobie kulkę z miedzi "otoczoną" przez łuski smoków, które ci podarowały, będącą świstoklikiem do ostoi, skąd rozciąga się teren azylu, który chronisz.
Weszłaś spowrotem na górę. Ku twemu kolejnemu zdziwieniu newt schodził ze schodów bez koszuli, susząc włosy zaklęciem.
- Co - mruknęłaś półnieświadomie, gdy ten stanął i popatrzył się na ciebie.
- J-ja chciałbym ci pokazać p-pewne miejsce - lekko się zająknął zawstydzony, ale się uśmiechnął.
- Ahh... A tak, mam ze sobą ładniejsze ciuchy - ogarnęłaś się i wyminęłaś go na schodach, by pójść do łazienki się przebrać.
Po dłuższej chwili wróciłas do salonu ubrana w swoją ulubioną, a zarazem najpiękniejszą suknię z sztywnego [ulubiony kolor] materiału za kolano. Była dość prosta, ale uroku dodawał jej haft za żebrach na wzór dwóch ryb o zwiewnych ogonach. Do tego czarne rajstopy wyglądały idealnie.
I tak stanęłaś twarzą w twarz z newtem, który wyglądał obłędnie. Nigdy go nie widziałaś tak ubranego, nawet na ważne spotkania w ministerstwie. Zrezygnował z szelek i płaszczu na rzecz kremowo-białej koszuli z srebrnymi guzikami na mankietach. Włożył ją trochę do czarnych spodni.
Chłopak odwrócił się do ciebie z czerwonym rumieńcem. Wyciągnął do ciebie rękę. Onieśmielona ją przyjęłaś.
- Chciałbym zaprosić cię na randkę - powiedział wolno, a jego policzki niemal płonęły.
Pocałowałaś go w te płomienne miejsce.
- Oczywiście - mruknęłaś - Niby tacy zamknięci w kontaktach międzyludzkich, że tylko z zwierzętami umiemy normalnie rozmawiać - dodałaś żartem.
Newt się zaśmiał perliście, po chwili i ty.
Posłałaś mu pytające spojrzenie.
- Niespodzianka - powiedział zadziornie.
Po chwili byliście na tajemiczym dachu, z którego oczy padały na widok oświetlonego Londynu. Jednakże twoją uwagę przykuły chmury, które były różowe oraz brzoskwiniowe przez zachodzące słońce. Oraz gwiazdy, które już błyszczały między nimi.
Objęłaś swego chłopaka, razem patrząc na pejzaż nieba.
- Dziękuję - powiedziałaś.
Skinął głową, przyjmując twój komplement.
Usiedliście na kocu, spędzając resztę czasu na rozmowie czy uśmiechach.

• grindelwald
Z samego rana, gdy weszłaś do salonu z poręczem ksiąg w rękach, pierwsze spojrzenie na twego partnera wystarczyło, byś lekko zakłopotana odłożyła księgi, splecione ręce dała za plecy, czekając, aż przestanie patrzeć nieobecnie na obraz, odwrócony do ciebie teraz plecami.
„Partner" - dalej to słowo dziwnie brzmiało w tobie, jakbyś poczuła gorzko-kwaśny smak na języku. Nie było to złe, ale byliście parą od trzech dni, jeśli on tak uważa. Sama się lekko poplątałaś, lecz uznałaś, że zaczekasz na jego krok, w końcu to on przeżył wiele emocjonalnych sytuacji, które chcieliście przez lata wytępić.
- Gel - powiedziałaś cicho, po czym podeszłaś i położyłaś mu rękę na ramieniu.
Na jego twarzy, którą widziałaś z profilu, nic się nie zmieniło, ale położył swą dłoń na twojej.
Przeszedł cię dreszcz, ale nie odepchnęłaś jego ręki, ani on nie oderwał swojej.
- Wszystko szépen? - dopytywałaś się, lecz bez skutku.
Zrezygnowana westchnęłaś i odeszłaś krok, tracąc kontakt z jego mroźnym ciałem.
Miałaś zamiar odejść, jednak w niespodziewanej chwili złapał twą dłoń w swoją i odwrócił ku sobie. Stanęliście blisko siebie twarzą w twarz.
Patrzyliście chwilę chłodno na siebie. W końcu twoje serce zmiękło, musnęłaś palcami wierzch dłoni mężczyzny, chcąc wyprzeć chłód z waszych oczu.
- Wiele dla mnie znaczysz, wiesz? - pół stwierdził, pół zapytał z zimną twarzą, ale w jego spojrzeniu pojawiły się iskierki, które widziałaś tak dawno.
Postarałaś się, by zobaczył w twych oczach odpowiedź, lecz nie wyszło.
Więc posłałaś szczery półuśmiech i ścisnęłaś jego dłoń.
- Udowodnij - mruknęłaś, pozbywając się swej typowej surowości i cynizmu.
Poczułaś rwanie w okolicy pępka, by po chwili pojawić się nad tajemniczym jeziorem, do którego nie docierały pierwsze promienie słoneczne przez drzewa o ciemnych liściach.
Otchłań była ciemna niczym jego jedna tęczówka. Jednakże wy staliście przy brzegu, gdzie przez kilka metrów ciągnęło się dno z jasnoszarych, niemal białych kamieni, by opaść ku tej ciemności. Woda w tym miejscu lśniła własnym blaskiem błękitu.
Stanęłaś przed nim, łącząc wasze spojrzenia.
- Przypomina twoje oczy.
- I twą duszę - odparł, wytawiając łokieć w zachęcie do bliższego kontaktu.
Z lekką sztywnością wtulilaś się w jego bok.
- Dziękuję.
Nie musieliście nic sobie tłumaczyć, bo doskonale się rozumieliście.
- Chciałbym jakoś ukazać to, co czuję, ale jestem najpotężniejszym, poszukiwanym czarnoksiężnikiem - powiedział smętnie.
Włożyłaś wolną dłoń do kieszeni i wystawiłaś przed siebie, ukazując wam platynowy prosty sygnet.
- Znalazłam go kiedyś w wąwozie niedaleko Durmstrangu, gdy próbowałam tam wtargnąć. Uratował mnie przed straszliwymi konsekwencjami. Weź go, niech przypomina ci o uczuciach, które tkamy między sobą - powiedziałaś i wykręciłaś się, by chwycić jego rękę. Ten uległ, a ty włożyłaś sygnet na jego palec środkowy.
- Oświadczasz mi się? - powiedział szorstko z nutą sarkazmu.
Ty zaśmiałaś się chrapliwie.
- Pamiętaj, że zawsze będziesz miał u swego boku wiedźmę, którą wylali za brutalność ze szkoły.
- Silną i wspaniałą czarownicę - dodał.
Posłał ci najpiękniejszy uśmiech, jaki widziałaś w życiu. To było najwspanialsze, co mogłabyś dostać.

• albus
Wyszłaś z sali wraz z krukonem drugiego roku, który był ciekawy innych form protego.
Prowadziłaś sama dziś lekcje, bo twój przystojny albus musiał odbyć jakieś spotkanie w ministerstwie. Jednakże nikomu to nie przeszkadzało, a dzieciaki - dzięki merlinowi młodsze, bo starsze roczniki uwielbiają gadać a nie cokolwiek robić z tobą - były uradowane tworzeniem tarcz, choć wiedziałaś, że żadnemu się nie uda.
Odprowadziłaś chłopca pod schody do izby ravenclaw'u.
Miałaś wracać do siebie, ale najpierw musiałaś pogadać z Minervą McGonagall, której obiecałaś pomóc wyjaśnić sytuację wypadku na eliksirach, przez co uczennica siedziała w skrzydle szpitalnim z krwią lecącą z ucha.
Weszłasz do wielkiej sali, kierując się ku stołowi nauczycielskiemu. Gdy przechodziłaś między stołem hufflepuff'u i griffindor'u, witając kilku młodocianych, przyleciała sowa prawie na ciebie wpadając. Usiadła ci na ramieniu, zmuszając do zatrzymania się. Uczniowie nie zainteresowali się ku twej uldze.
Zdjęłaś rulonik papieru z nóżki ptaka, a ten jakby odpięto mu łańcuch odleciał.
Rozwinęłaś pergamin. Dwa zdania napisane dobrze ci znanym pismem zmusiły do pomachania na pożegnanie oburzonej przyjaciółce.
„Za kwadrans na wieży astronomicznej? A może lata ci dokuczają i się nie pojawisz?".
Mamy ledwo trzydzieści kilka lat, a on już kombinuje!
Wbiegłaś po schodach, po czym bez strachu schowałaś różdżkę by wskoczył na barierkę. Chwyciłaś się dachu i wskoczyłaś na niego. Jednakże odepchnęłaś się źle i drewno przy wtóże jęku pękło. Wdrapałaś się na dach, lecz konstrukcja spadła.
Na dachu przywitał cię śmiech albusa.
- Teraz z balkoniku będzie lądowisko - parsknął.
- Nie moja wina, że nie umią wzmacniać niektórych starych rzeczy - powiedziałaś niewinnie, po czym także się zaśmiałaś.
Dumbledore wyciągnął do ciebie rękę w rękawiczce. Dopiero teraz zauważyłaś, że był elegancko ubrany, bez płaszcza czy podciągniętych rękawów. Zrezygnował z typowego dla siebie kawowego czy szarego koloru na sprawę czarnej kamizelki oraz spodni. Jednakże wyglądał równie pociągająco.
- Zapraszam cię formalnie na randkę - powiedział z zadziornym uśmiechem.
Przeczesałaś dłonią swe włosy, uśmiechając się promiennie.
- A czy dżentelmen pozwoli mi się stosownie ubrać? - zapytałaś.
Albus niestety miał inny już pomysł i po prostu chwycił cię za rękę, przenosząc gdzieś.
- Czyli nie - mruknęłaś.
Staliście wśród strumienia czarodziejów i wiedźm na ulicy pokątnej.
Mężczyzna pociągnął cię pod prąd tłumu. Ty trzymałaś mocno różdżkę i transmutowałaś swą szatę pojedynkową w wiktoriańską, szmaragdową suknię po kostki. Nie zmieniłaś butów, bo pasowały, a mogłabyś przypadkiem je transmutować w cos innego. Nie jesteś z tej dziedziny równie dobra jak minerva. Schowałaś różdżkę pod poły miękkiej spódnicy, po czym oburącz chwyciłaś jego dłoń.
Weszliście do waszej ulubionej herbaciarni. Ku twemu zdziwieniu nie było wielu ludzi, jedynie jeden czarodziej przysypiający w rogu oraz dwie czarownice plotkujące przy stoliku obok. Albus pociągnął cię do odległego stoliku. Puściłaś jego palce, a on odsunął krzesło, gestem proponując siedzenie. Opadłaś na obite aksamitem siedzisko, nie dbając o opadające z opóźnieniem fale materiału. On usiadł na przeciwko, poprawił swe wspaniałe rude włosy, które miał ścięte dość krótko od lat. Wyciągnęłaś do niego rękę, a on splótł wasze palce na stole. Musieliście z daleka wyglądać jak mocno związane małżeństwo.
- Mówiłem Ci, że pięknie wyglądasz w tych wiekowych ubraniach?
Zarumieniłaś się lekko.
- Wiesz, nie przez przypadek łączę te dawne style ze spodniami - odparłaś.
- Ale w sukniach wyglądasz cudownie - powiedział słodko.
Zaśmiałaś się, a obydwoje patrzyliście na siebie z tym nowym uczuciem. I już wiedzieliście, że uzależniliście się od niego. Pochylił się nad stołem i złożył krótki pocałunek na twych ustach. Dzbanek z herbatą przyleciał do was razem z filiżankami. Zerknęłaś w stronę starszej właścicielki. Ta uśmiechnęła się.
Ucałowałaś jego dłoń i rozplotłaś wasze palce, by sięgnąć po filiżankę i miód. Dumbledore patrzył na ciebie ze świadomością jak bardzo cię kocha.



Fantastic Beasts preferencjeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz