◎✨ flirt ✨◎

491 8 3
                                    

nie wsadzę tu kluczyka bo nie będzie nic drobiazgowego  ╮(─▽─)╭
ten tytuł po prostu brzmi po mojemu, życie.
dodam cukrzycowe obrazki do tego może? 😚ヾ
nie bo wattpad ma odwał!
ale wogóle raka napisałam przy dambim nwm jak to rozplątać nienawidze pisać impulsywnie bo jestem żałosna ✌🏼

꧁꧂

• albus
Od tygodnia gnijesz w Dolinie Godryka, smętnie przechodząc za dnia niczym duch po tych miłych uliczkach. Czasami. Najczęściej przesiadywałaś w pokoju, w starym domku, w którym kiedyś mieszkała twa babka. Było to najlepsze miejsce, by ubolewać i wewnętrznie usychać. Chciałaś się wziąć w garść, by wrócić do nauczania, przecież za kilka miesięcy są egzaminy, a twój ulubiony ślizgon i wspaniała klasa gryfonów po nich opuści was.
Ale nie dawałaś rady. Czekałaś pod kocem, aż przyleci do ciebie sowa z listem, że Albus ma nową ulubienice lub dyrektor cię wywala.
Nie spodziewałaś się, że ósmego dnia ktoś zapuka ci do drzwi. Może dyrektor wysłał kogoś by powiadomić, że przełamie ci różdżkę i odsyła? Co z tego, że różdżki ci nie przełamie, bo po co?
Poszłaś otworzyć ze skrzypieniem zawiasów drzwi. Stanęłaś osłupiała, gdy zobaczyłaś twego — jeszcze? — partnera. Miał roztrzepane, rude włosy, a wyglądał jakby go potrącił pociąg.
Zatrzasnęłaś mu wejście przed nosem, po czym zsunęłaś się na nich plecami aż do podłogi i wybuchłaś szlochem.
— Błagam — usłyszałaś zza siebie jego głos.
On sam był na skraju płaczu. Oparł łokieć i czoło o drewnianą przeszkodę między waszą dwójką. Dobiegł go twój płacz. Łzy uciekły mu z oczu.
— Błagam — jęknął. — Nie płacz. Tyle się znamy, tyle się kochamy, a teraz przeze mnie serca nam pękają — przejechał dłonią po gładkiej powierzchni. — Przepraszam cię, że nie uchroniłem ciebie przed tymi plotkami. Ale to były kłamstwa! Sam dociekłem. Jakiś żartowniś uznał za punkt honoru, by mnie ugodzić w plecy. Zawiodłem cię. Tak strasznie mi źle z tym, że nie dbałem o Nas. Ostatnie ataki Grindelwalda dokuczają mi w postaci Travela — przymknął oczy i załkał. Dusza ci krwawiła, gdy tak płakał. — Nie chciałem Ci mówić, ale chce, bym z nim stanął do walki. W przeciwnym razie... ty... Nienawidze go! — bezsilnie patrzył w drzwi.
Przyłożyłaś dłoń do swej podpory. Twe serce biło dla niego. Do niego. Nieświadomie wyczyściłaś go z win.
Zerwałaś się na nogi, by otworzyć te przeklęte drzwi. Albus ledwo utrzymał równowagę, ale na niewiele się zdały próby prostego ustania, gdy pocałowałaś jego mokre usta od łez. Oderwał się na sekunde, by instynktownie popchnąć cię na korytarz, zamknąć drzwi i chwycić cię za dłonie.
— Rozumiem Al — powiedziałaś szczerze. — Grindelwald był twym bratem, sama nie wiem jak mogłam uwierzyć w to wszystko.
— Sam bym uwierzył — założył ci kosmyk włosów za ucho. Wygięłaś się pod jego dotykiem.
— To mam wierzyć czy nie? — spytałaś lekko skołowana.
Ten tylko przy wtórze śmiechu wziął  cię na ręce jak panne młodą i połączył wasze usta w kolejnym pocałunku. Zaniósł cię na łóżko, dalej nie przerywając pieszczoty.
— Jesteś mym aniołem — szepnął ci do ucha.
Zarumieniłaś się, a myśl, do czego dojdzie w tej sypialni aż spłonęłaś czerwienią. On chyba też, ale oddałaś się mu.

• credensStałaś w oknie i patrzyłaś na zachodzące słońce

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

• credens
Stałaś w oknie i patrzyłaś na zachodzące słońce. Kilka dni temu zrezygnowałaś tymczasowo z bycia aurorem w departamencie "Bezpieczeństwa Mugoli przed Czarodziejami", by pani Minister nie zaczęła węszyć wokół ciebie. Szanowałaś bardzo tą kobietę, ale zagrażali twemu Credensowi. Miałaś wystarczająco galeonów i sykli w skrytce, by spać przez pół roku w luksusowym hotelu w Dubaju. Przez dość krótkie lata na tej wysokiej pozycji odkładałaś pieniądze, szczególnie że z chłopakiem nie byliście łakomi wydawania pieniędzy. On sam także zrezygnował z pracy w kawiarence obok, choć bez obowiązków wykonywanych przy zapachu cukru i mleka... Po prostu mu tego brakowało i to wiedziałaś. Nie mieliście jednak wyboru.
Zobaczyłaś, jak w dole uliczką idzie dwóch czarodziejów, choć trudno w Ameryce ich odróżniać. Wiedziałaś, że to oni jedynie przez ciemne ubrania. Usłyszałaś za sobą szuranie nóg. Tuż obok stanął Barebone i także ułożył ramiona na parapecie. Zerknął tam gdzie ty.
—Aurorzy?
—Nie — odparłaś. — Ale to czarodzieje, a skoro nas nie wyczuwają to zaklęcie działa.
P

odążaliście wzrokiem za oddalającymi się postaciami. Rzuciłaś na mieszkanie zaklęcie Fideliusa, choć miałaś problem z tym dość ciężkim urokiem. Teraz byliście pewni, że ochrone daje. Strażnikiem tajemnicy został Credens, co było bardzo wygodne, bo gdyby chciał wyjść z niego, to ty byś o tym wiedziała a zarazem nikomu nie powie, gdzie jest ono i mógłby tu się kryć, gdyby nadeszło najgorsze. Nie chciałaś o tym myśleć.
— Żałuję, że nie pojechaliśmy do Londynu ci po różdżke — westchnęłaś.
— Tak wyszło i nic na to nie poradzimy. Zamknięto ten sklep nie przez ciebie — powiedział z butą i optymizmem.
Uśmiechnęłaś się do niego. Uszczęśliwiało cię, że teraz, pomimo tej słabej sytuacji, jest pełen optymizmu. Wciąż się dziwiłaś, jak to się stało, że teraz jest taki szczęśliwy.
— Gdy się spotkaliśmy po raz pierwszy, nie spodziewałam się, że ty rozświetlisz mi życie poszkolne, a sam staniesz się widocznym oraz nie nękanym smutkiem człowiekiem — wyrzuciłaś z siebie, patrząc na niego. Twe słowa były prawdziwe, czemu dowodził jego wygląd. Już się nie kulił, lecz był wysokim, o ledwie centymetry wyższym od ciebie, z wyprostowanymi ramionami chłopakiem, a jego oczy kryły nie kruchą delikatność, a typową dla niego łagodność i lekką nieśmiałość, ale także szczęście. Miłość.
Credens się przełamał. Położył ręce ci na styku szyi i ramion, zaczął kreślić kciukami koła na twym karku, drażniąc wrażliwą skórę łopatek. Odwróciłaś się do niego twarzą j odchyliłaś głowę z cichym pomrukiem. Schylił się, by ucałować się w punkt między obojczymi wydocznymi przez dekolt. Jego kciuki natrafiły na ramionczka twej koszuli na ramionczkach.
— Nie znam tej gry — szepnął zawstydzony.
Ty jedynie otworzyłaś lekko powieki.
— Dobrze ci idzie — mruknęłaś.
Chciałaś sama zrobić w najbliższym czasie pierwszy ruch żeby oszczędzić mu tego wstydliwej naturze, ale To ci się bardziej podobało.
Przysiadłaś na parapecie pomimo otwartego niebezpiecznie okna. Włożyłaś nogę pod jego kolano i go też do tego zmusiłaś.
Zdjął z ciebie bluzeczkę, a sama odpięłaś mu guzik spodni.
— Podoba mi się to — mruknął cicho, dalej zawstydzony, ale zabrał się za twój biustonosz.

— Podoba mi się to — mruknął cicho, dalej zawstydzony, ale zabrał się za twój biustonosz

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


• flamel
Po trzech tygodniach wypuszczono cię ze szpitala. Nikt nie wiedział co się dzieje, skąd się powziął ten stan. Jednakże twe mdlenia znikły bez śladu.
Na nic to jednak bo Nicolas się zachowywał jak kwoka. Był ledwo drugi dzień odkąd wyszłaś znów przesadził.
— Może Nicolas zamknij się!  — krzyknęłaś, gdy chciałaś dołączyć do niego przy badaniu kamienia filozoficznego, który się ukształtował.
— Udowodnij mi, że jesteś na tyle na siłach, by...
Przerwałaś mu brutalnym chwytem za tył szyi i ugryzłaś go w dolną wargę.
— Jak? Może pokażę ci, jak tęskniłam? — spytałaś lubieżnie.
Oparł cię o ścianę i wsadził ci kolano między nogi.
— To nielogiczne — powiedział, ale otarł się o ciebie i pocałował.

• seraphina
  ⊂●⊃

Fantastic Beasts preferencjeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz