Rozdział 1

1.8K 85 49
                                    

Światowa pandemia zmieniła plany wielu osób na świecie. W tym również moje.

Zaraz po napisaniu matury - miesiąc później niż było to planowane, zdecydowałam się złożyć papiery na Uniwersytet Warszawski. Nie byłoby to niczym wielkim, gdyby nie fakt, że mieszkałam wtedy w przepełnionym turystami Zakopanem, z ambicjami aby dostać się na krakowski Uniwersytet Jagielloński.

Moi rodzice, jako typowa podhalańska rodzina z tradycjami, początkowo byli przeciwni moim planom o przeprowadzce do Krakowa. Jednak szybko zrozumieli, że świat się rozwija i nie mogą trzymać mnie pod kloszem, gdzieś pod Giewontem i zmusić do wyrabiania oscypków, oraz malowania drewnianych figurek - co było rodzinnym interesem od dawnych pokoleń.

Kiedy w połowie sierpnia dowiedziałam się, że przyjęli mnie na UW, byłam niesamowicie szczęśliwa, a za razem stresowałam się rozmową z rodzicami. Dotychczasowo wiedzieli tylko i wyłącznie o moich planach co do studiowania w stolicy Małopolski. Wiedziałam, że nie zareagują zbyt dobrze na przeprowadzkę do stolicy - ale kraju, oddalonej od Zakopanego o ponad 400 kilometrów.

Kiedy im to powiedziałam , początkowo byli zrozpaczeni i chyba zaskoczeni. Nie dziwiłam im się, w końcu byłam ich jedynym dzieckiem, ich oczkiem w głowie. Moja mama płakała przytulając moje ramię i błagając, abym mimo wszystko zdecydowała się na Uniwersytet Jagielloński, a mój tata zdenerwowany chodził po kuchni, nie odzywając się ani słowem. W głębi serca wiedziałam, że był po prostu zmartwiony - i to bardziej stanem mojej mamy, niż mną, gdyż wiedział, że niezależnie od mojej decyzji i tak sobie poradzę.

Po kilku godzinach oboje ochłonęli i mimo że moja mama nie chciała słyszeć ani słowa na temat Warszawy, to mój tata tłumaczył jej, że powinna być ze mnie dumna i we mnie wierzyć, a nie przekonywać do rezygnacji z marzeń. W końcu ją to przekonało, lecz przez kolejną godzinę siedziałam na jej kolanach, a ona przytulała mnie do swojego serca tak, jakbym miała się za chwilę rozpłynąć i zniknąć na zawsze.

Kilka dni później - w sobotę, do naszego domu zjechała się praktycznie cała moja rodzina, a przynajmniej ta, która mieszka na Podhalu. Wszyscy świętowali moją rekrutację na studia, oczywiście opijając ją dużą ilością alkoholu - jak na górali przystało. Część osób była zadowolona z mojego wyboru, część nie, lecz i tak w głębi serca wiedziałam, że wszyscy byli ze mnie bardzo dumni.

Sprawa mieszkania, która była chyba najbardziej stresującą dla mnie kwestią, została rozstrzygnięta jeszcze tego samego wieczoru, a wszystkie chmury zasłaniające Warszawę widniejącą w mojej głowie, w tamtej chwili się rozwiały. Ciocia Hanka chwilę po tym jak wspomniałam, że muszę znaleźć i wynająć mieszkanie w stolicy, dosłownie wykrzyczała z uśmiechem, że przecież ona je ma. I rzeczywiście, moja ciotka była dosyć szaloną osobą i w młodości, choć wciąż nie była taka stara - miała wielu partnerów i wielu z nich było bardzo bogatych, przez co chętnie obdarowywali ją różnymi prezentami - w tym chociażby mieszkaniem, praktycznie w centrum Warszawy.

Dwa tygodnie później, konkretnie w środę drugiego września, wraz z ciocią i jej mężem dotarliśmy do Warszawy, dokładnie pod blok, w którym znajdowało się moje przyszłe mieszkanie. Zapytacie, jej męża? Tak, ciocia po swoich podbojach, nie tylko w Warszawie, ale też wielu innych polskich miastach, wróciła na nasze ukochane Podhale i tam znalazła męża - Staszka, który był najukochańszym człowiekiem jakiego poznałam w swoim życiu.

Po wejściu na trzecie piętro podeszliśmy do drzwi z numerem siedem, gdzie ciocia sprawnym ruchem otworzyła zamek. W środku było duszno i parno, dlatego od razu otworzyliśmy wszystkie okna, aby pozwolić na wymianę powietrza. Dopiero po chwili zaczęłam skupiać się na samym wnętrzu i po szybkich oględzinach stwierdziłam, że naprawdę mi się podoba.

Mieszkanie miało przytulny klimat i wbrew pozorom było naprawdę duże. Na wejściu był sporych rozmiarów przedsionek. Po lewej stronie znajdował się łuk - będący wejściem do kuchni. Była ona utrzymana w jasnych kolorach, a białe meble dodawały jej uroku. Na środku stał niewielki okrągły stolik z czterema krzesłami, a nad nim wisiał sporych rozmiarów żyrandol. Z kuchni przechodziło się od razu do salonu. Stała w nim duża, czarna, skórzana kanapa, w którą byłam zachwycona. Przed nią stał zdobiony stolik kawowy, a na przeciwko komoda ze starym telewizorem. W salonie znajdował się również kolejny łuk, prowadzący do korytarza, lecz z drugiej strony. Po lewej stronie znajdowało się kolejne pomieszczenie, tym razem z drzwiami. Była tam sypialnia, która od razu urzekła mnie swoimi żółtymi ścianami i wielkim łóżkiem z czarną, ozdobną ramą. Zaraz obok sypialni znajdowała się łazienka, która ku mojemu zaskoczeniu była naprawdę w dobrym stanie, a przede wszystkim, zakochałam się w jednym szczególe. Na środku stała przepiękna wanna, która aż błagała o klimatyczną kąpiel ze świecami i muzyką. Ogółem, byłam bardzo pozytywnie nastawiona.

________________________________________________________________________________

- Czułam, że jeszcze kiedyś się przyda - rzuciła ciocia chodząc po mieszkaniu ze ścierką i wycierając kurze z co raz to kolejnej półki.

- Mówiłem, żebyś go nie sprzedawała! To moja zasługa - powiedział z dumą wujek Staszek, wypinając pierś, przy okazji dokręcając kolejną śrubkę w odpadających drzwiczkach szafki kuchennej.

- Nie wiem jak wam dziękować - westchnęłam uśmiechając się w ich stronę. - Naprawdę to mi tak wiele dało - podeszłam do Hanki i mocno ją przytuliłam, tym samym przerywając moje mycie podłogi w salonie.

- Dziecko, to drobiazg! To mieszkanie i tak stało puste, teraz przynajmniej się nie marnuje! Poza tym, nawet nie wiesz jak bardzo cieszy mnie to, że się rozwijasz i dorastasz, jestem z ciebie tak bardzo dumna - spojrzała w moje oczy, w których już dawno uzbierały się łzy, z resztą tak samo jak w jej.

- To co? Przytulamy! - wrzasnął wujek i podbiegł, dosłownie rzucając się na nas. Jestem pewna, że jego krzyk było słychać w całym bloku. Za to właśnie go kochałam, umiał rozładować emocje w każdym momencie. 

Zaczęliśmy się śmiać, a po chwili wróciliśmy do sprzątania. W południe zamówiliśmy pizzę, z pobliskiej pizzerii znalezionej w internecie. Mimo moich obaw, okazała się naprawdę smaczna, więc jedną z ulotek, którą otrzymałam od dostawcy, od razu przypięłam magnesem do lodówki. Po obiedzie wzięliśmy się za dalsze sprzątanie, co zmęczyło nas doszczętnie.

Wieczorem, mimo dość wczesnej godziny poszliśmy spać. Wujkowi i cioci odstąpiłam na tę jedną noc sypialnię, bo w końcu później i tak będzie tylko moja. Natomiast ja, po szybkim prysznicu położyłam się na kanapie. Nie było to może najwygodniejsze miejsce do spania, ale nie mogłam narzekać. Po chwili moje powieki zrobiły się ciężkie i zasnęłam z lekkim uśmiechem na ustach, bo serce podpowiadało mi, że to początek czegoś wielkiego.

Wisła || WyguśOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz