Przeprosinowy bukiet

2K 141 179
                                    






* Harry *

Od trzech dni atmosfera w domu była napięta, usilnie unikałem męża jak i April. Może i nie byłem już zły na Lou, jednak wciąż nie mogłem mu tego puścić płazem. Co do córki, nadal boli mnie to co powiedziała, podczas kłótni. Nie potrafiłem jej tego wybaczyć te słowa za bardzo bolały.

Wieczorem, tego samego dnia przyszli do mnie Darcy, Will i Cloe. Opowiadając co się wydarzyło po tym jak uciekłem do pokoju.

Z tego co mi wiadome Louis nie odezwał się więcej słowem do April, siadł w salonie milcząc. Jay z Jansonem powiedzieli, że z Noah porozmawiają sobie w domu. Z tego co wiem, Jay rozmawiała również z April, która po tym z płaczem pobiegła do pokoju. Ale nic więcej nie wiadomo.

Schodziłem właśnie po cichu na dół, aby mimo wszystko przygotwać dla wszystkich śniadanie. Od trzech dni źle spałem, co nie jest dziwne patrząc na to, że Louis spał w pokoju gościnnym. Drugiej nocy wziąłem do siebie Elene, ale to wciąż nie były ramiona mojego męża.

Jakim zdziwieniem było to kiedy, w kuchni zastałem Louisa ze śniadaniem i bukietem kwiatów, a jeszcze większym było to, że na zegarze była godzina ósma trzydzieści a nie siódma co oznacza, że dzieci są w szkole.

- Za nim zaczniesz krzyczeć, poprosiłem Darcy aby przestawiła ci budzik w telefonie, ogarnąłem dzieciaki i zawiozłem je do szkoły i... - spuścił wzrok, wyglądając teraz jak zbity pies - Przepraszam, ja na prawdę nie chciałem. - i czy mógłbym się na niego dłużej gniewać?

- Louisie Williamie Tomlinsonie - zacząłem podchodząc do niego. - nigdy więcej tak nie rób - mężczyzna pokiwał głową, ostrożne mnie przytulając, nie protestując wtuliłem się w umięśnione ciało.

- Kocham cię - powiedział, osuwając się delikatnie i patrząc mi w oczy.

- Też cię kocham - powiedziałem z uśmiechem, stając na palcach i łącząc nasze usta.

- Proszę to dla ciebie - podał mi bukiet róż kiedy, oderwaliśmy się od siebie.

- Dziękuję, są piękne - odebrałem z uśmiechem, kwiaty przykładając nos do
płatków róż i zaciągnąłem się zapachem.

****


* April *

Otworzyłam drzwi domu i wpuściłam młodsze rodzeństwo do środka, sama wchodząc jako jedna z ostatnich. Rodzice mnie unikali za to co odwaliłam kilka dni temu i wcale im się nie dziwiłam.

- Dzieciaki to wy? Zapraszam na obiad! - usłyszałam głos mamy, który zignorowałam.

Udałam się na górę nie tłumacząc nikomu czemu nie chce tam być. W połowie drogi poczułam czyjąś dłoń na swoim nadgarstku. Odwróciłam się i ujrzałam mojego brata.

- Nie idziesz jeść z nami? - zapytał lekko zmartwiony.

- Nie mam ochoty na jedzenie, przepraszam. - odparłam cicho patrząc porozumiewawczo na niego.

Po chwili jego dłoń zniknęła z mojej, a ja szybkim krokiem udałam się do pokoju.

*William*

Przy stole usiadłem jako ostatni, wszyscy już tylko czekali aż mama postawi przed nosami wszystkich, obiad który przygotował. Długo nie musieliśmy czekać, bo po niespełna chwili każdy dostał swój talerz z jedzeniem.

Kiedy mama stawiał talerz obok mnie westchnął cicho, ponieważ na miejscu nie było mojej siostry. Sam westchnąłem ale nie ze smutku tylko z bezsilności.

- Czy wy możecie się zachowywać normalnie? Ja wiem, że nasza rodzina jest jaka jest, ale no błagam was. Też macie swoje za uszami. - usłyszałem głos Darcy.

W jadalni zapadła cisza i słychać było tylko przyspieszony oddech dziewczyny. Słyszałem jak tata przełyka ślinę i już ma zamiar coś powiedzieć, ale ostatecznie rezygnuje.

- Jedzcie skarby, porozmawiamy o tym później. - zaproponował mama i cała gromadka rodzeństwa ze mną włącznie zabrała się za jedzenie obiadu.

* * *

*Louis*

Miałem już dość tego wszystkiego, jak Jay wytrzymała taki okres u mnie i u Anne? W sumie mogłem się na to jakoś przygotować. Ale w sumie Darcy ma rację, też mamy swoje za uszami i jakby nie patrzeć prawnie byliśmy jak rodzina.

- Darcy, pozwól do mnie na chwilę? - zawołałem w miarę głośno, żeby dziewczyną usłyszała mnie z góry.

Chwilę później słyszałem tupot stóp dochodzących ze schodów. Dziewczyna stanęła w progu salonu patrząc na mnie wyczekująco.

- Usiądź kochanie. - poleciłem spokojnie sam zajmując miejsce na fotelu.

*Darcy*

Usiadłam niepewnie na kanapie patrząc na ojca z lekkim strachem. Przez kilka chwil panowała martwa cisza, po której mężczyzna zabrał głos.

- Jaka jest nasza rodzina kochanie? - usłyszałam od starszego.

- Dziwna. - odpowiedziałam bez ogródek.

Jak mówić to mówić wszystko, rodzice nauczyli nas szczerości, więc taka będę - szczera do bólu i powiem co myślę, bo jestem Tomlinson.

- W jakim sensie dziwna? - dopytywał tatą nie spuszczając ze mnie wzroku.

- Sami z mamą może nie biologicznie, ale prawnie byliście rodziną, prababcia Jay wszystko mi opowiedziała, że zrobiłeś nas jak mama miał 17 lat i jakoś prabcia nic Ci nie zrobiła, nadal żyjesz i masz z nią dobre kontakty. Jedynie małżeństwo babci Anne się rozpadło. - odparłam spokojnie obserwując wyraz twarzy rodzica.

Staruszek westchnął cicho przymykając oczy chwilę później otwierając je i kierując w moją stronę.

- Sami przeżyliście swojego rodzaju piekło za ten wybryk, chcesz żeby April przeżywała to samo? - zapytałam lekko zasmucona wstając z miejsca.

Nie było mi dane zrobić kroku, bo zostałam sprowadzona z powrotem do siadu.

- Nie chce, ale też twoja siostra musi nauczyć się szacunku. Ja mogę rozumieć, że ją poniosło, ale musi ponieść konsekwencje swoich czynów. - oznajmił spokojnie tata sam wstając z miejsca i wychodząc z salonu.

Miałam ochotę się wściec, ale w sumie miał rację, a ja chciałam chociaż trochę załagodzić sytuację, ale chyba mi się to nie udało.

my uncle is my husband ✔︎ || Larry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz