Itachi siedział na galerii, wpatrując się zamiennie w swojego brata oraz jego pacjenta, i nie do końca wierzył w to, co widział.
Jego brat, dokładnie ten sam, który do tej pory na bloku operacyjnym czuł się równie swobodnie co u siebie w sypialni, teraz stał z drżącymi dłońmi i wpatrywał się w nierówno bijące serce profesora Jiraiyi. Zupełnie jakby nigdy dotąd tego nie robił.
Wyglądał tak samo jak wtedy, gdy Itachi zaprosił go pierwszy raz na zabieg i pozwolił sobie asystować. Z trudem wyciągał dłoń po kolejne narzędzia, mało co mówił, nie rzucał swoich typowych, ścinających z nóg spojrzeć.
Doktor stojący naprzeciwko niego niego nie był na tyle charyzmatyczny, by zwrócić mu na cokolwiek uwagę, starszy Uchiha jednak wiedział, że to i tak by nie wystarczyło.
Sasuke był przerażony tym, co mogło nastąpić, gdy pacjent się nie wybudzi po tym zabiegu.
Nie powinien w ogóle się go podejmować. Presja, która nad nim ciążyła, była zbyt duża, by mógł wydać racjonalny osąd, teraz już jednak było za późno.Itachi wstał więc z ciężkim westchnieniem, wiedząc, co powinien zrobić.
Sasuke nie mógł być z tym sam. A i on sobie przecież poradził z własnymi problemami, prawda?
***
Kiedy ostatni raz zdarzyło się, bym bał się tak realnie, jak teraz?
Gdy Sakura zmarła. Całkiem niedawno.
A wcześniej?
Tuż po narodzinach Sarady. Gdy nie wiedziałem, czy moje czyny będą wystarczająco dobre, by zapewnić jej byt.
Do tej pory zawsze chodziło tylko o nią. Czy zajmę się nią odpowiednio. Czy sobie poradzę. Czy moje słowa przyniosą skutek, czy umożliwię jej życie na dobrym poziomie.
Teraz, stojąc po prawej stronie nieprzytomnego mężczyzny, pierwszy raz chodziło o kogoś innego. Nie martwił mnie stan człowieka, którego kroiłem, nie obawiałem się o własną psychikę czy chociażby Tsunade.
Bałem się o Naruto. O to, jak on zniesie kolejny cios.
O to, czy dam radę go wesprzeć, jeśli spieprzę sprawę. Jeśli popełnię jakikolwiek błąd...
— Nie powinieneś brać tego.
Podniosłem głowę, z szokiem obserwując, że zamiast Takizawy, przede mną stał Itachi w pełnym, chirurgicznym ubiorze.
— Co ty tutaj robisz? — spytałem cicho, nie wiedząc, jak to odebrać.
— Stoję przede wszystkim. Zamierzasz założyć zaciski na łuk aorty czy nie? Im dłużej trwa znieczulenie, tym gorzej dla niego. Użyj głowy, a nie krocza z łaski swojej.
Mrugnąłem kilka razy, ten ton słysząc drugi raz w życiu. Pewny siebie, ostry, twardy, dokładnie taki sam, jakim darzył nas ojciec lata temu. Ten sam, którym dostałem w twarz podczas pierwszego wspólnego zabiegu.
I, dokładnie tak samo, jak wtedy, zamiast się załamać, zbuntowałem się w sobie, unosząc aż głowę wyżej.
— Nie jestem pierwszym lepszym studentem, żebyś się tak do mnie zwracał przy personelu — warknąłem cicho, czując, jak serce uderza mi coraz mocniej.
— Tylko jaśnie panem ordynatorem, który wpatruje się w śródpiersie tak jak piętnaście lat temu. To jest serce jak każde inne. Doktorze Nara, czy byłby pan uprzejmy osłonić twarz pacjenta chustą?
— Itachi, co ty...
Shikamaru jednak wykonał zadanie zanim zdążyłem dokończył. Sięgnął po jedną zielonych płacht płótna i okrył starą, rozluźnioną we śnie twarz Jiraiyi. Następnie wrócił ponownie na swoje krzesło, wbijając wzrok w monitor.
![](https://img.wattpad.com/cover/224142612-288-k847272.jpg)
CZYTASZ
Zanim zgasną światła.
FanfictionDruga część "W świetle lampy". Historia bezpośrednio powiązana z częścią pierwszą. Akcja zaczyna się w momencie zakończenia rozdziału "Nic nie dało się zrobić", więc czytanie bez znajomości pierwszego tomu mija się z celem. Korekta - Hiderigami Kon...