— Pani Ogawa, naprawdę rozumiem pani wzburzenie. Sam mam córkę, ciężko mi sobie wyobrazić, co może pani w tej sytuacji czuć. Nie zmienia to jednak faktu, że badania toksykologiczne pani syna bezpośrednio wskazują na to, że jego stan jest wynikiem zażycia narkotyków.
— To jest jakiś skandal! — wrzeszczała dalej, bez wahania wypluwając kolejne krople śliny w moją stronę. — Mój syn, mój syneczek! Takie dobre dziecko! W życiu nie dotknąłby podobnego świństwa! Na pewno wyniki są sfałszowane. Niech je pan zbada jeszcze raz!
— Pani Ogawa, od przybycia pana syna do szpitala krew była już pobierana trzykrotnie. Wyniki nieustannie pokazują to samo. Doszło u niego do zatrucia amfetaminą.
I darła się dalej. Że ona złoży skargę, że mnie pozwie, że moim dyplomem mogę sobie co najwyżej podetrzeć tyłek...
Uniosłem głowę, wpatrując się umęczonym wzrokiem w sufit. Pewnie. Tyle lat poświęcone na edukację, setki milionów jenów, tysiące nieprzespanych godzin, a ja nie potrafię nawet zinterpretować wyników badań.
Oczywiście.
— Atsuki, wezwij ochronę, dobrze? — westchnąłem w końcu do dziewczyny obok, nie chcąc się użerać dłużej z tą babą. — Jeśli są zajęci to powiedz im, kto ich wzywa. Jeśli wciąż będą zajęci, zagadaj z policjantami, którzy zbierają dane od pielęgniarek.
— Tak jest, doktorze. — Kiwnęła głową posłusznie, zgrabnie omijając wciąż szamoczącą się kobietę.
Miałem lepsze rzeczy do robienia niż wysłuchiwanie obelg na swój temat. Zdecydowanie.
Wyciągnąłem nagle wibrujący telefon z kieszeni, po czym zmrużyłem powieki, widząc, kto dzwoni.W sumie... Skoro zasadniczo byliśmy razem, to może...?
— Czekam na ciebie na dachu — rzuciłem tylko, nie kłopocząc się witaniem. Wiedziałem, że był dzisiaj w biurze, dojście tam nie powinno zająć mu dużo czasu.
— Atsuki! — przywołałem do siebie studentkę, która zaczynała w sumie pełnić rolę mojej asystentki.
— Tak, doktorze?
— Nie będzie mnie jakieś pół godziny, muszę iść zapalić. Jakby coś się działo, to wezwać możesz mnie tylko ty, jasne? Na żadne inne powiadomienia nie odpowiadam.
— Oczywiście, doktorze. Polecam jednak zmienić doktorowi fartuch, rękaw jest ubrudzony jedną z wydalin tego chłopaka.
Spojrzałem na materiał, który faktycznie ufajdany był dziwnie wyglądająco cieczą.
— Racja.
***
O aferze na kardiologii wiedziałem praktycznie od razu. Im więcej czasu spędzałem na załatwianiu spraw zarządu, tym większym zaufaniem darzyli mnie kolejni pracownicy administracyjni, co skrzętnie wykorzystywałem. W zamian za kilka pączków rano byłem informowany o wszystkim, co usłyszały sprzątaczki, salowe, księgowe czy dostawcy.
Słysząc, jak Uchiha wypowiada wręcz rozkaz, domyśliłem się od razu, że musiał brać w tym udział. Ciężko było w podobną akcję nie zaangażować ordynatora, zwłaszcza, że musiała zostać wezwana policja. Gdy usłyszałem jednak od Hazel, że matka pacjenta zaczyna wyzywać kolejne pokolenia Sasuke, wiedziałem, że musiało być źle.Z jego ego ciężko musiało być mu ciężko nie odwarknąć na kolejne obelgi, z drugiej zaś strony to Uchihowskie wewnętrzne opanowanie nakazywało mu prawdopodobnie wyjść ze wszystkiego z twarzą. Zaszycie się na dachu było najwyraźniej zwieńczeniem tego wszystkiego.

CZYTASZ
Zanim zgasną światła.
FanfictionDruga część "W świetle lampy". Historia bezpośrednio powiązana z częścią pierwszą. Akcja zaczyna się w momencie zakończenia rozdziału "Nic nie dało się zrobić", więc czytanie bez znajomości pierwszego tomu mija się z celem. Korekta - Hiderigami Kon...