Rozdział siódmy.

1.8K 72 59
                                    


— Co ty tu robisz? — zapytałam.

— Chciałem się z tobą pogodzić babe. — uśmiechnął się tym swoim uśmieszkiem.

— Ale ja z tobą nie, daj mi spokój. — naszą kłótnie, przerwał Paweł, który zszedł z góry.

— Co jest Lena? — zapytał się mnie.

— Ten chłopak pomylił domy.

— Nie prawda. To moja była przyjaciółka, którą strasznie zraniłem. — spuścił głowę.

— Po co przyszedłeś? Pytam po raz ostatni.

— Chciałem cię przeprosić. Za kłótnie, za to, że cię zawiodłem za rodziców, za wszystko. — powiedział.

— Głupie przepraszam, nie cofnie tego, że straciłeś moje zaufanie. Tak samo jak starzy. Niby mnie kochają, a chcą mnie tylko wydać za mąż. — Mówiłam zła na rodziców.

— Naprawdę cię przepraszają i proszą o twoje wybaczenie.

— Ah tak! To tak się teraz przeprasza ludzi. Wiem, że siedzą u ciebie w domu. Powiedz im, że badylami z Biedronki i tanim winem, mnie nie przekupią. Nawet jeśli przyleciałby tu prywatny samolot, to i tak nie cofniecie tego, co zrobiliście. — powiedziałam zamykając drzwi. — A i jeszcze jedno, powiedz rodzicom, że wyprowadzam się. — trzasnęłam drzwiami.

— Woow. — wypuścił powietrze z ust. — Nie sądziłem, że jesteś taka ostra. — zaśmialiśmy się. — Naprawdę cię, aż tak zranił? — zapytał. Rzuciłam mu krótkie spojrzenie i się już nie odezwał.

Wróciliśmy na górę, gdzie dopiliśmy kawę i zaczęłam się pakować.

— Gdzie teraz będziesz mieszkać? — zadał pytanie.

— Nie wiem. A ty? — również zadałam pytanie.

— Ja pewnie wrócę do tego debila, bo zaćpie się na śmierć. — zmroziło mnie.

— Maciek bierze? — zadałam pytanie, gdy układam do walizki ubrania.

— I to ile. — opowiedział.

— Może wynajmiemy coś razem? — zaproponowałam.

— Świetny pomysł, nigdy bym na to nie wpadł. — uśmiechnął się. — Chodź pomogę ci z tymi walizami.  — wziął dwie, a ja wzięłam kolejne dwie. Zostało mi jeszcze tyle, rzeczy do wzięcia.

Zeszliśmy na dół, wzięłam telefon i chcieliśmy wyjść. W progu stali moi rodzice i Bartek, który stał za nimi.

— Gdzie ty się wybierasz? — zapytała mnie rodzicielka.

— Nie chcę już z wami mieszkać. — powiedziałam obrażona.

— A kim ty jes... Jezus Maria co ci się stało dziecko? — kobieta zwróciła uwagę na Pawła.

— A nic. Takie tam. — podrapał się po karku. Kobieta chwyciła mnie za ramię i zaprowadziła do swojej sypialni.

— To jest ten chłopak, przez którego nie chcesz być z Bartkiem? Przecież tak się dogadywaliście. Nie mów, że nie chcesz z nim być. — powiedziała.

— Nie, to mój przyjaciel. A z Bartkiem nie chcę być, wy chcecie być z nim. Bo dzięki temu mielibyście ustawione życie.

— Przecież masz wszystko, czego chcesz. Wiesz, że w firmie mamy równe udziały, a firma będzie twoje i Bartka.— powiedziała. — Nie chcemy jego, czy jego rodziców pieniędzy. Chcemy twojego dobra kochanie.

Zostań ze mną... // Maciej KacperczykOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz