Rozdział szósty.

1.9K 68 54
                                    


Obudziłam się ogarnęłam i szybko, o pustym brzuchu ruszyłam do pracy. W drodze mijałam przechodniów, budynki, auta i inne.

Kiedy autobus znalazł się pod Pałacem Kultury, pojazd zatrzymał się na przystanku, a do środka wszedł Paweł Kacperczyk. Pomachałam w jego stronę, by usiadł koło mnie, ale nie zauważył mnie. Odwrócił się plecami w moją stronę, mając cały czas nos wetknięty w telefon. Postanowiłam pójść do niego, wstałam co źle się skończyło. Autobus ruszył, a ja upadłam na ziemię, ponieważ nie złapałam się niczego. Skupiłam uwagę dwóch dziewczyn, starszej pani, kobiety w ciąży i Paweła Te wszystkie osoby patrzyły na mnie jak na obrazek. Paweł ostrożnie podszedł do mnie, chwycił za rurkę od kasownika, po czym powoli kucnął przy mnie.

- Nic ci nie jest Lena? - zapytał.

- Nie, chyba nie. - pomógł mi wstać, kiedy wstałam otrzepałam się z kurzu i razem z chłopakiem usiedliśmy na miejsca obok siebie. - Trochę boli mnie nadgarstek. - zaczęłam go masować.

- Spokojnie w studiu jest apteczka, dojedziemy i zobaczymy co się stało. - powiedział widząc, jak trzymam się za nadgarstek.

Stłuczenie nie było widoczne, bo miałam bluzę na sobie. Po chwili byliśmy pod budynkiem SB Maffiji. Weszliśmy do środka, witając się z każdym, napotkanym pracownikiem, czy artystom.

Paweł zaprowadził mnie do studia, gdzie miał nagrywać. Powiedział, bym poczekała na niego, co zrobiłam.

- Mam. - pokazał czerwone pudełko, wchodząc do pomieszczenia. Podwinął rękaw mojej bluzy, który zakrywał opuchnięty i siny nadgarstek. - To nie wygląda jak stłuczenie. - powiedział, lekko zaniepokojony stanem, mojej ręki.

- Pochodzę w bandażu i wszystko wróci do normy. - mówiłam, patrząc jak brunet opatruje mi rękę.

- Mijałem Magdę. Mówiłem jej, że już jesteś, ale chwilę się spóźnisz. Zrozumiała to i powiedziała, że będzie czekać na ciebie z niecierpliwością w swoim biurze. - powiedział, wiążąc małą kokardkę. - Gotowe.

- Dziękuję, jak ja ci się odwdzięczę? - zapytałam.

- Nie musisz, to drobnostka. Każdy by ci pomógł. - lekko się uśmiechnął, co odwzajemniłam.

- Nalegam. - powiedziałam.

- Jeżeli nalegasz, to może dasz się zaprosisz na kolację? - zapytał.

- Nie Paweł, nie będziesz za mnie płacił. "Ja zaprosiłem, to ja płacę". Już ja to znam.

- To twoja forma odwdzięczenia. - powiedział, zwycięsko.

- No dobrze, dobrze, zdzwonimy się później, bo muszę lecieć. Pa. - rzuciłam wybiegając z pomieszczenia, biegnąc do biura Magdy minęłam Maćka Kacperczyka.

- Co ci się... - nie do kończył.

- Nie mam czasu! - odkrzyknęłam. - Dzień dobry pani, przepraszam za spóźnienie.

- Jaka pani, Lena mówiłam ci już. - zaśmiała się. - Witam cię serdecznie. - posłała mi szczery uśmiech. - Rozumiem, Paweł wszystko mi powiedział, co się stało. Jesteś usprawiedliwiona.

- Ale nie powinnam, powinnam jakąś karę dostać. Mogę zostać po godzinach, pomóc posprzątać. Tak to będzie dobry pomysł. - zaczęłam mówić bardziej do siebie, niż do niej.

- Lenka spokojnie, każdy jest człowiekiem, każdemu mogło się zdarzyć. Nie zostajesz po godzinach. - zaśmiała się. - Nie zostaniesz ukarana.

- Nie? - pokiwała głową. - Dziękuję, bardzo mi zależy.

- Widzę. - ponownie się zaśmiała. - Taka statystka to skarb, a teraz chodź idziemy, załatwić parę rzeczy na mieście. Na początku, ustalmy z Kacperczykami ich trasę koncertową, są w studiu. - kobieta wzięła torebkę, papiery, które dała mi i wyszłyśmy z pomieszczenia. Zamknęła drzwi j udaliśmy się do braci.

- Witajcie chłopcy. Paweł, Maciek Johny. - wszyscy przywitali się z nami. - No więc tak, ustalmy tą trasę.

Rozmawialiśmy już dobre pół godziny, kiedy zauważyłam, że Maciek był bardzo intensywnie we mnie wpatrzony. Gdy zauważył, że na niego patrzę, uśmiechnął się wstydliwie.

- Wydaje mi się, że takie dni są okej. - odpowiedział Paweł na pytanie Magdy. - Maciek, a ty? Halo. Ziemia do Maćka! - Paweł przewrócił oczyma. - Nie gap się na Lenę, tylko odpowiedz.

- A tak, tak tak.

Po rozmowie z Kacperczykami, pojechałyśmy na miasto, gdzie Magda, miała parę zatwień.

Wróciłyśmy do biura, chwilę przed zamknięciem. Z budynku wyszli ostatni ludzie w tym ja, Kacperczykowie i Janek.

Janek próbował ich pogodzić, co mu nie wychodziło. Bracia, jak zwykle musieli się o co posprzeczać. Wkroczyłam do akcji.

- Znowu się kłócą? - zapytałam Janka, któremu już ręce opadały.

- Tak, może tobie uda się ich pogodzić. - powiedział.

- A o co się kłócą?

- O tą samą dziewczynę, o którą kłócą się odkąd się tu pojawili. - powiedział zrezygnowany. - Dobra ja się zbieram. Do poniedziałku. - przytulił mnie na pożegnanie i poszedł do swojego samochodu.

- Maciek, Paweł uspokójcie się! - krzyknęłam, gdy zaczęli się szarpać. - Proszę przestańcie. - powiedziałam błagalnie. Chłopaki, dopiero teraz mnie zauważyli. Uspokoili się. Rzucili sobie mordercze spojrzenia i poszli w swoje strony. Pobiegłam za Pawłem. - Paweł, co się stało? - spytałam dobiegając do niego.

- Nie ważne. - odpowiedział obojętnie.

- No proszę powiedz mi, chcę ci pomóc, tak jak ty mi. - powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.

- Tylko, że mnie nie da się pomóc. - odpowiedział.

- Chodzi o tą, dziewczynę? - zapytałam, jakbym nie wiedziała.

- Tak, nie da mi się pomóc.
- Sprowadzę ją.

- Jak? Nawet nie wiem gdzie jest. Tak bardzo mi jej brakuje w takich momentach, była najlepszą przyjaciółką jaką miałem. Była jak siostra, kochała mnie bardziej, niż mój rodzony brat. Przynajmniej nie dała mi w twarz. - powiedział, jego czerwone policzki, zaszły się łzami, a napuchnięte oko, od bójki stało się jeszcze większe.

- Chodź do mnie, teraz ja cię opatrzę. - prowadziłam chłopaka do domu. - Chodź zamówię taksówkę i pojedziemy do mnie. - powiedziałam.

Po półgodzinne drodze byliśmy już pod moim domem. Zadzwoniłam dzwonkiem, lecz nikt nie odebrał, otworzyłam drzwi kluczem.

- Usiądź sobie w moim pokoju, to ten biały na górze. - zrobił, to co mu powiedziałam, a ja poszłam do łazienki, po apteczkę.

Zaniosłam czerwone pudełko do pokoju, zeszłam na dół w celu zrobienia kawy. Kiedy napoje były gotowe, zaniosłam je i usiadłam koło chłopaka. Odstawiłam kubki na szafeczkę koło łóżka i zaczęłam opatrywać chłopaka. Zrobiłam już prawie wszystko, zostało mi tylko nalepienie mu plastra na policzek, który miał lekko rozcięty.

- Jakim cudem, masz rozwalony policzek? - zapytałam niedowierzając.

- Ten debil nosi sygnety. - odpowiedział, a ja pokręciłam głową.

- Poczekaj tu, pójdę po jakieś jedzenie i zaraz wrócę. - zeszłam do kuchni, w celu zrobienia jakiś kanapek, kiedy moją uwagę przykuła kartka na blacie.

"Lenuś pojechaliśmy z rodzicami Bartka, na mazury, do naszego domku. Wrócimy w niedzielę wieczorem. Buziaki"

Założę się, że napisała to moja mama. Przynajmniej mam ich z głowy.

Zrobiłam kanapki i zaniosłam je do góry.

- Może coś oglądniemy? - zapytał, zgodziłam się od razu.

Włączyliśmy pierwszy lepszy film i z pełnym skupieniem, oglądaliśmy przeszkody, czy zwycięstwa głównych bohaterów. Po jakiejś godzinie, zadzwonił dzwonek do drzwi.

Schodząc na dół, zmarszczyłam brwi, zastanawiając się kogo to licho niesie, gdyż nikogo nie zapraszałam. Otworzyłam drzwi, a w progu stał Bartek z bukietem róż i winem. . .


Zostań ze mną... // Maciej KacperczykOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz